Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Days of Destroyer

XXVI. Tam gdzie Ściemniak mówi dobranoc

Autor:Socki
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Fusion
Dodany:2010-04-08 08:00:32
Aktualizowany:2010-03-21 18:02:32


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.


Ceń słowa. Każde może być twoim ostatnim.

Stanisław Jerzy Lec


Był środek nocy. Czworo ludzi i koń szli równą kamienną drogą prowadzącą do największego miasta tej Wszechziemi. Akkary.

- Spaaać mi się chce.- Ziewnęła przeciągle młoda dziewczyna.

- Tak bardzo chce mi się spaaa.....- Księżniczka nie zdążyła dokończyć zdania kiedy jej noga ześlizgnęła się z krawędzi drogi.

- Uważaj.- Powiedział spokojnie wysoki ciemnowłosy mężczyzna, którego ramię ochroniło ją przed upadkiem.

- Następnym razem jeszcze sobie coś zrobisz. Jesteś za delikatna.- Dodał. Czarnula wplotła palce w jedwabiste włosy towarzysza i ułożyła głowę na ramieniu. Ostatni z mężczyzn fuknął wyrażając swoją dezaprobatę.

Cała czwórka szła powoli przemierzając kolejne kilometry. Słychać było tylko ich miarowe oddechy i pohukiwanie sów.

- Boję się.- Jęknęła księżniczka chowając twarz w koszuli niosącego ją mężczyzny.

- Spokojnie już dochodzimy.- Uspokoiła ją piękna wysoka kobieta, która wzięła ją za rękę i obdarzyła uroczym uśmiechem. Mała uśmiechnęła się niepewnie.

Nagle ich uszu dobiegły stłumione krzyki. Dziewczyna jeszcze mocniej przytuliła się do opiekuna jednak ten postawił ja na ziemię i wyciągną długi ozdabiany klejnotami miecz. Przystanęli. Krzyki były coraz bliżej. Nagle zza wzgórza wyłoniło się pięć cieni. Po ich kształcie można było ocenić na oko kim oni mogą być. Jedna z sylwetek na pewno była dużym zwierzęciem. Drugi cień był najprawdopodobniej mężczyzną wysokim, szczupłym odzianym w jaśniejsze szaty. Obok niego szedł drugi-nieco wyższy. O jego obecności świadczył jeszcze ciemniejsza od mroku, poruszająca się plama. Zaraz za nimi szły jakieś kobiety. Obydwie w jasnych szatach, były by łatwym celem dla przeciętnego zabójcy. Wyższą można było wziąć za nimfę lub Wiłłę. Miała płynny miarowy krok i chyba jasne włosy, przynajmniej jaśniejsze od tej, niższej, cały czas skaczącej jasnej plamki.

- Astat, Astat co to?!- jęknęła ciemnowłosa dziewczynka łapiąc się szaty mężczyzny.

- Nie wiem. Tellur zabierz Europę.- Mrukną do niższego mężczyzny może jeszcze nastolatka. Chłopak zjeżył się.

- Nie jestem niańką!- warknął.

- Zabierz ją! Fern kim oni są?- Blondynka zamknęła oczy. Nagle wokół niej zerwał się porywisty wiatr o intensywnym korzennym zapachu. Otworzyła szeroko oczy.

- Człowiek, demon, może golem i i coś czego nie znam. Jakieś dziwne stworzenia. A tak i jeszcze koń.- Powiedziała. Nim cokolwiek zdążyli zrobić na wzniesieniu pojawiła się grupka ludzi. Przystanęli. Stali w ciszy wpatrując się w siebie. W końcu przemówił chłopak imieniem Astat.

- W imię króla Mefistofelesa rozkazuję wam mówić czego w tych okolicach szuka człowiek, demon i golem.- jego głos w nocnej ciszy słychać było aż nazbyt wyraźnie

- I smok.- Oświadczyła ostatnia z postaci, wyraźnie zirytowana tym, że została pominięta.

- Że co?- tępo zapytał mężczyzna.

- I smok! Ty męski szowinisto!- Powtórzyła podchodząc bliżej.

- Filia! Uspokój się może cię nie zauważył.- powiedział wręcz znudzonym tonem młody mężczyzna próbujący dogonić dziewczynę. Gdy podszedł bliżej, towarzysze z przerażeniem stwierdzili, że miał fioletowe włosy.

- Nie zauważyłeś mnie?- zwróciła się do Astata blondynka. Pokręcił tylko przecząco głową.

- No widzisz!- Ofuknęła swojego towarzysza.

- Oh daj spokój, znowu szukasz dziury w całym.- Odpowiedział jej.

- Na Bogów nie zaczynajcie od nowa!!!- Warknął facet którego z początku wzięli za golema. Wszedł między towarzyszy i odchrząkną.

- Kim jesteś, że nam rozkazujesz? - Zapytał Astata władczym tonem.

- Zwyczaj mówi, że to podróżni powinni przedstawiać się pierwsi.- Odpowiedział mu.

- Skąd mamy wiedzieć, że nie jesteś podróżnym?- zapytał Zel. Chłopak wyciągną spod

wyświechtanej tuniki kunsztowny zdobiony złoty medalion. W rzeczywistości był to herb. Zrobiony ze szczerego złota inkrustowany drogimi kamieniami. Srebrne liście z sieltaru oplatały gwiazdę, trąbę i pieczęć podtrzymywane przez dwa wilki. U góry herbu znajdował się klejnot herbowy przypominający bardzo wymyślnie zdobiony księżyc. Na górze wygrawerowane było zawołanie: Haematoma, haematoma, haematoma moriturus sum. Xellos przeczytał to na głos.

- Co to ma być?- Zapytał lekko zniesmaczony.

- To…to drogi przyjacielu pradawny język naszych przodków.- Oświadczył Astat.- Świadczy o potędze naszego rodu, jego męstwie i chwale. To zawołanie najdzielniejszych! Te słowa wypowiedział nasz wielki protoplasta podczas walki o TE ziemie!

- Siniak, siniak, siniak zaraz umrę?- Zdziwił się demon podnosząc wzrok na rozpromienionego księcia, który zamarł na dźwięk jego słów.

- Niemożliwe!- Wydukał po chwili.

- A jednak. Znam ten język. - Oświadczył Xellos prostując się i uśmiechając się beztrosko.

- Niemożliwe! Ten język zginął razem z Olafem Wielkim!- Zapeszył się młody książę ale pośpiesznie schował medalion za pazuchę.

- Chodziłem po tej ziemi już od dobrych paruset lat, gdy mama zmieniała Olafowi pieluszki, a on wcale nie był wielki. - Powiedział kapłan i nagle bez szczególnego powodu zmienił temat rozmowy.- Rany, rany kto by pomyślał, spotkaliśmy członków rodu królewskiego na zwykłym trakcie dla pospólstwa.- Xellos zwrócił się do reszty.

- Co?!- wykrztusiła chimera.

- No tak. Sam widziałeś herb.

- Widzę, że mam do czynienia z członkiem stanu szlacheckiego. - zagadną z uśmiechem Astat.- Skoro znacie się na takich sprawach.

- A czy on wygląda ci na szlachcica?! Poza tym, znasz jakiegoś młodego panicza, który lekką ręką licząc musi mieć jakieś trzy tysiące lat?- Zapytał ironicznie Filia. Astat z każdą chwilą wydawał się być coraz bardziej zmieszany. W milczeniu pokręcił przeczącą głową.

- Mogła byś mnie nie postarzać?!- Ofuknął Filię Xellos.

- Nie unoś się staruszku, przy twoim wieku sto lat nie robi różnicy.-

- Takie dziewczynki jak ty nie powinny odzywać się do mnie w ten sposób!

- No jak już zdążyłeś zauważyć, Xellos nie jest człowiekiem a demonem. Ale za to Amelia Will Tesla Sailoon jest księżniczką Sailune. - Powiedział Zelgadis zupełnie ignorując kolejną kłótnię rozgrywającą się tuż za ich plecami.

- Ależ to miasto leży na dalekiej północy!- Wykrzyknął(bo przecież musiał przekrzyczeć drących się już Xellosa i Filię) zaskoczony Astat. - Co wy tutaj robicie?

- Cóż, to długa historia.- Westchnęła Amelia i potargała sobie grzywkę.

- To może na początek się przedstawicie. Pana Xellosa i Panią Amelię znamy, a pozostali?- Zaproponowała niepewnie Fern. Wszyscy spojrzeli na ukrywającą się dotąd w cieniu blondynkę. Uśmiechnęła się niepewnie i zaraz schowała się za Astata.

- Jasne.- bąknął zmieszany Zelgadis i w końcu ściągnął maskę z twarzy.

- Nazywam się Zelgadis Graywords. A to jest Filia Ul Copt złoty smok. Nie pochodzimy z królewskich rodzin ale chwilowo jesteśmy na usługach ojca Amelii.

- Ale, że zatrudnił demona?- zdziwiła się Fern.

- Na mnie nie patrz, ja nie zapraszałam. Sam się przypałętał.- Powiedziała Filia zezując na Xellosa.

- A to, że Filia jest smokiem już nikogo nie gorszy. Gdzie się podziało równouprawnienie?

- Oh zamknij się.- Ofuknęła kapłana smoczyca i wsadziła mu łokieć między żebra. Astat i Fern pokiwali w milczeniu głowami. W końcu chyba uznali, że teraz oni powinni się przedstawić.

- Nazywam się Astat Lantant Aurum drugi marszałek Akkary.- Powiedział ciemnowłosy mężczyzna i skłonił się nieznacznie.

- Tellur Lantat Samar pierwszy rotmistrz Akkary.- burknął niższy chłopak, który wyszedł zza pleców Astata. Miał ciemne oczy i płowe włosy i chociaż nie dorównywał marszałkowi urodą, też można było spokojnie o nim powiedzieć, że jest przystojny. Jedynie niezadowolenie malujące się na jego twarzy psuło ogólny efekt.

- A te dwie panie to Fern Libri, córka wielkiego margrabiego Popula szamanka i moja narzeczona- Powiedział Astat wskazując na blondynkę, która złożyła pełen gracji ukłon. Przy niej nawet Filia i Amelia mogły być wzięte za zwykłe, wiejskie kobiety. Była wysoka, ale budowę miała filigranową. Jej ciemne oczy mocno kontrastowały z jasną skórą i włosami. Ubrana była w ciężką ciemnozieloną suknię.

- Oraz Europa Lantant Aurum moja młodsza siostra. Przyszła obrończyni prawa. - Oświadczył Astat i wziął na ręce uroczą czarnulkę. Miała długie gęste włosy i była ubrana w jasną sukienkę. Miała nie więcej niż dziesięć lat.

- Podróżujecie więc do Akkary?- zagadnął po raz pierwszy Tellur uważnie przyglądając się Filii. Był tylko nieco wyższy od niej. Kapłanka przytaknęła z uśmiechem.

- Nie ma sensu pukać do wrót stolicy po zmroku są zamknięte.- Poinformował ich Astat.- No chyba, że jesteście członkami rodziny królewskiej.-

- Tak. W innym wypadku czekacie pod murami miasta do rana.- Dodał Tellur poczym obaj książęta wybuchli śmiechem.

- Nie róbcie takich min, nie zostawimy was przecież.- Powiedział Astat.- Chodźcie z nami. Czujcie się zaproszeni na dwór króla Mefistofelesa.

Zelgadis w milczeniu skinął głową i dał znak przyjaciołom by podążali śladem nowo poznanych towarzyszy.

Przez pewien czas szli w milczeniu. W końcu ciszę przerwał Xellos.

- Astacie mówisz, że twój ród nosi nazwisko Aurum.- Zagadnął. Chłopak tylko kiwnął głową.

- A więc jesteś dalszym krewnym Mefistofelesa.- Astat ponownie kiwnął.

- Czy król stracił syna?- zapytał kapłan.

- Nie.- Odpowiedział Astat.

- To dlaczego akurat ty jesteś drugim marszałkiem?

- Bo mój ojciec jest starym, nietolerancyjnym i nieufnym głupcem.- Wtrącił Tellur- Ja jestem synem króla Mefistofelesa lecz mój ojciec twierdzi, że zasługuję tylko na tytuł rotmistrza.

- Tellurze nie mów tak o naszym królu.- Skarcił go Astat.

- Tak. Wiem ty go kochasz bo to ciebie uczynił swoim zastępcom i to ty masz prawo do mojego tronu.-syknął chłopak.

- Oddałbym ci gdybym tylko mógł. Lecz dopóki jesteś zarozumiałym smarkaczem rozumiem wyroki twojego ojca.- Warknął Astat.

Obaj mężczyźni byli w podobnym wieku nie więcej niż 24 lata. Chociaż byli rodziną różniło ich prawie wszystko. Astat był wysoki, dobrze zbudowany. Miał długie ciemne włosy związane w kucyk twarz szlachetną i mądrą. Był prawdziwym potomkiem królów. Jego kuzyn Tellur był szczupłym blondynem o piegowatej twarzy. Pomimo ładnego uśmiechu w jego twarzy kryła się gdzieś skwapliwie ukrywana złośliwość i zazdrość. Chłopak miał regularne proste rysy i jasną bródkę lecz w jego twarzy nie można było dostrzec tego czegoś co sprawiało, że Astat był prawdziwym królem-nawet bez tytułu.

Zbliżali się już do bram Akkary. Filia przez dłuższy czas była pochłonięta rozmową z Fern. Okazało się, że obie panie mają podobne ogniste temperamenty i podobne zamiłowania. Szczebiotał radośnie opowiadając o obyczajach i kulturze swoich krajów. Astat wywrócił oczami i uśmiechnął się do Xellosa.

- Ach kobiety-zaczął. Zdziwiony potwór popatrzył na księcia. Podrapał się po głowie „mówiłem mu że jestem demonem, czy nie mówiłem, o to jest pytanie” pomyślał.

- Widzę, że pańska przyjaciółka doskonale dogaduje się z moją kochaną Fern.- Xellos zakaszlał na dźwięk słowa przyjaciółka. ”Nie, nie mówiłem”…

- Filia nie jest moja...-zastanowił się- ...w sensie, że nie jest moją własnością czy coś w tym stylu.- Sprostował. ”Gdybym mu powiedział, nie zadawał by głupich pytań. To wcale nie dlatego, że ludzie wciąż biorą nas za parę” tłumaczył sobie.

- Gdybym tak o niej powiedział...- Powiedział Xellos i wypuścił ze świstem powietrze i przejechał palcem po szyi.

- To dobrze.- Uśmiechną się Tellur który pojawił się z nikąd.

- Co dobrze?- zdziwił się demon.

- A no... Mam już 25 lat. - Wyszczerzył się do kapłana. „Ale chyba poinformuję tego smarkacza o tym, że jestem demonem” pomyślał Xellos łapiąc aluzję młodego księcia.

- Panno Filio!- Zawołał Tellur i odszedł w stronę dziewczyn.

- Chyba nie masz mu tego za złe? Lecz jeżeli to jakiś nie takt, lub uwłaczanie czci tej, że cudownej panny mogę przywołać kuzyna do porządku.- Powiedział Astat. Xellos ocknął się z chwilowego zamyślenia. „Cudownej panny, człowieku!!! Gdzie ty masz oczy?!„

- Nie. Skąd że! Wszystko zależy od Filii.- Odpowiedział szybko Xellos i machnął ręką na znak, że nic go to nie obchodzi.

- Dziwne zwyczaje są u was w waszych krajach.- Westchnął książę kręcąc głową.

- Musisz zrozumieć parę rzeczy Astacie. - Powiedział Zelgadis, który dotąd tylko przysłuchiwał się rozmowie. Mężczyzna odwrócił się w stronę chimery.

- Filia i Xellos są smokiem i demonem. Wy nie znacie tych ras ale niech wystarczy ci fakt, że to, że tu stoją i nie próbują się zabić większość ludzi uważa za cud. Teraz już rozumiesz o co chodziło Xellosowi? To nie nasz obyczaj pozwala na „luźne związki” Tylko Xellos i Filia nie są parą.

- O...przepraszam.- wymamrotał speszony Astat.

- Nie ma za co. Już się przyzwyczaiłem- burknął Xellos i westchnął ciężko. Zelgadis parsknął śmiechem.

- Co się dzieje? -Zapytała Amelia która dotąd zajmowała się Europą.

- Zgadnij. Znowu wzięli Xellosa i Filię za...- Zaczął Zelgadis ale urwał uchwyciwszy spojrzenie demona.

- Wiem.- Powiedziała księżniczka powstrzymując się od śmiechu i spojrzała wymownie na demona.

- To jak fatum.- Jęknął Xellos.

Astat pokręcił głową. Ostatnio cały czas spotykał dziwnych ludzi. Wiedźmę choleryczkę, wrogów, którzy wyglądają jak para…świat stawał na uszach i klaskał powiekami.

- Takich ludzi jak wy nie spotyka się często.- wymamrotał sam do siebie.

- Fakt.- przytaknął Zelgadis.- Ale żebyś jeszcze poznał naszą przyjaciółkę, pannę Inverse i jej kumpla. Ci to byli dopiero walnięci a jak już weszli do gospody to nawet bogowie nie mogli ich powstrzymać- zastanowił się- Chociaż Xellos i Filia chyba pogonili im kota- Dodał po chwili namysłu.

- Nie w kwestii jedzenia.- Wtrąciła się Amelia. Zelgadis wyszczerzył się do niej.

- Astat a czy tamta dziewczyna nie nazywała się Inverse?- Zagadnęła brata Europa.

- Mówisz o tej rudej dziewczynie. Lunie....Lizie....

- Linie!? - zapytał z niedowierzaniem Zelgaids.

- No wiedziałem, że coś na L!!!!- krzyknął uradowany Astat

- Zaraz. Znacie Linę!!!

- No tak!!!!- Astat uderzył się ręką w czoło.

- Wspominały coś o smoku i demonie.!!!

- Astacie gdzie dokładnie ją widziałeś? Kiedy?- zapytał Xellos podchodząc do księcia i przypatrując mu się z większym niż dotychczas zainteresowaniem.

- Nie całe dwa dni temu u podnóży Deimosu.- Powiedział książę. Kapłan wyszczerzył się do reszty.

- Chcą iść przez pojezierza.- Dodał Astat.

- Wiem.- odparł Xellos wzruszając ramionami.- Taki był plan.

- Kim wy jesteście, że podróżowaliście z Liną Inverse i Gourym Gabrievem?- zapytał z niedowierzaniem Tellur, który ponownie odczuł nieodpartą potrzebę wtrącenia się do rozmowy. .

- Posłańcami z krajów północnych, zmierzamy do Akkary- odparł Zelgadis.

- Nie lubię tej nazwy. Posłaniec brzmi jak jakieś przezwisko.- skrzywił się Xellos.

- A co ty lubisz?- Ofuknęła go Filia.

- Lubię lody, herbatę, nudę, lenistwo, słodycze, ciastka...

- Ciastka to słodycze.

- Nie żartuj słodycze to na przykład cukierki a ciastka zaliczają się do ciast.- Obruszył się demon.

- Ale są w grupie słodyczy

- Nie, nie są!

- Niby czemu?- Prychnęła Filia.

- Bo są w grupie ciast

- Grupa ciast to podgrupa słodyczy matole!!!

- Nieprawda!

- Owszem!

- Spotkałaś kiedyś cukierki z mąki?!

- Ale mają w sobie cukier czyli zaliczają się do słodyczy

- Herbata też ma cukier!- Krzyknęła Filia wymachując bezradnie rękami.

- Do herbaty cukru można dodać! Jak będzie miała cukier to będzie to słodka herbata!

- Ale dalej herbata!

- Z cukrem to słodka herbata!

- A skąd wiesz, że od razu będzie słodka!

- Bo będzie z cukrem!!!

Czwórka nowo poznanych towarzyszy patrzyła na Xellosa i Filię z niedowierzaniem. Sam Zelgadis nie mógł uwierzyć w to co widzi. Stojąc na środku szczerego pola w nocy oni znaleźli temat do kłótni. Jak można być do tego stopnia upartym, żeby kłócić się czy słodycze to też ciastka?

- WCALE ŻE NIE!!!

- OWSZEM!!!

- NIE!!!

- OWSZEM!!!

- SKOŃCZCIE!- Kłótnię przerwał krzyk Amelii. Zaskoczona dwójka kapłanów popatrzyła na księżniczkę.

- NIE SKOŃCZĘ!!!- krzyknęli jednocześnie.- BO TO ON/ONA ZACZĄŁ/ ZACZĘŁA

- NAMAGOMI!!! Nie przedrzeźniaj mnie!!!- Krzyknęła Filia grożąc Xellosowi pięścią.

- Kto tu kogo naśladuje!!!???

- No nie.- mruknęła Amelia do Zelgadisa, popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Nauczeni doświadczeniem podeszli do przyjaciół, Zelgadis chwycił Filię, Amelia Xellosa i odciągnęli od siebie skłóconą dwójkę.

- Ciastka nie są słodyczami!- jeszcze zdążył krzyknąć Xellos nim Amelia wpakowała mu do buzi kawałek materiału. Zelgadis poszedł w ślady księżniczki i w ten sam sposób uciszył Filię.

- Nie wykręcaj mi nadgarstków!!!- jęknęła smoczyca.

- Mpfhmmm!!!

- Tak, tak ja cię rozumiem droga Filio, doskonale cię rozumiem.- Powiedział z cynicznym uśmiechem Zel.

- PHMMM!!!

Astat podszedł niepewnie do Zelgadisa ciągnącego za sobą Filię.

- Nie przejmuj się nimi. Tak jest zawsze.- machnął ręką Zelgadis. Gdzieś w oddali Amelia udzielała Xellosowi lekcji dobrego zachowania.

- Skoro jesteście posłami wielkiego miasta północy, myślę, że nasz królewski kodeks wymaga należytego ugoszczenia was.

- Dziękuję...AŁA FILIA!!! - Zawyła chimera. Smoczyca kopnęła Zelgadisa z całej siły w kostkę i wyrwała się.

- Zapłacisz mi za to...- szepnęła tak, że tylko Zelgadis mógł to usłyszeć. Chimera przełknęła ślinę.

Kłótnie pewnie trwałaby dłużej gdyby nie fakt, ze cała grupa znalazła się pod wrotami Akkary. Przyjaciele zadarli głowy do góry. Najwyższe wierze tonęły w nocnym niebie. Z oddali słychać było jedynie szum morza. Astat wywołał strażnika i po chwili niewielkie drzwi w bramie zostały odryglowane i otworzone. U wejścia czekało dwóch strażników z pochodniami. Kiedy tylko Astat, Ferm, Tellur i Europa wkroczyli wszyscy jak jeden pochylili się nisko. Jednak gdy Zelgadis i reszta starali się wejść dwóch halabardzistów zagrodziło im drogę.

- Co jest?- warknął zezłoszczony Xellos mierząc lagą w czoło przerażonego strażnika. Astat obrócił się i machnął ręką na służbę. Żołnierze momentalnie zabrali broń i ponownie się schylili. Przyjaciele zostali poprowadzeni w górę wież.

- Musicie im wybaczyć. Takie mają rozkazy.-mówił Astat wspinając się po wąskich krętych schodkach.

- Zresztą Ściemniak pewnie im kazał.

- Ściemniak?- dziwiła się Amelia.

- Taaa to takie wredne przezwisko najwyższego kapłana tak naprawdę nazywa się April deAprilis.

- Zabawne.- Zachichotała.

- April wcale nie jest zabawny. Jest najbardziej konserwatywnym starym piernikiem jakiego świat widział. Raz opóźnił wymarsz wojsk o miesiąc bo musiał uzupełnić procedury. Mówię wam, trzeba się go pozbyć zanim doprowadzi to miasto do ruiny.- Westchnął książę. Amelia uśmiechnęła się niepewnie.

- Mogę jeszcze o coś zapytać?

- Już to zrobiłaś. No ale mów.

- Cóż. Zastanawia mnie dlaczego najbliższa rodzina króla podróżuje na piechotę? Bez służby?

- Z tego samego powodu co wy. - odpowiedział Astat. Amelia tylko wzruszyła ramionami i powlekła się za nimi. Sama dokładnie nie wiedziała dlaczego wraz z Liną, Gourym, Zelgadisem, Xellosem i Filią przemierzali ten cholernie wielki świat na piechotę.

Pokonali ostatnie stopnie i stanęli na ogromnym mlecznobiałym pawilonie. Sam plac był wielkości przynajmniej małej osady a na samym jego końcu znajdowała się ogromna wysmukła wieża pałacowa. Z ciemniejszego marmuru ułożono niezliczone arabeski układające się w jeden wielki kwiecisty wzór. Po obu stronach znajdował się długi mur z łuków wyrzeźbionych tak by przypominały zamrożone pnące się w góry rośliny. W księżycowym świetle polerowany marmur i alabaster promieniowały białym mdłym światłem.

Wiatr na tej wysokości był tak silny, że włosy i peleryny podróżników ani na moment nie przestawały się poruszać. Prowadzeni przez Astata ruszyli w stronę pałacu. Po pewnym czasie zauważyli, że centralnie na środku pawilonu stała ogromna fontanna wypluwająca z siebie krystaliczną wodę. Minęli ją nim zdążyli dojść do głównych drzwi z pałacu już wybiegła służba. Zasypywali gospodarzy pytaniami i raz po raz kłaniali się w pas. Dwaj młodzi mężczyźni kazali zaraz zaopiekować się i należycie ugościć przybyszów.

Kiedy podróżuje się po świecie na koszt jakiegoś królestwa, sypia się w różnych miejscach. A to w lesie, a to w gospodzie prowadzonej przez zombie a to znowu w najbardziej luksusowych hotelach. Oczywiście ma być to swego rodzaju rekompensata za nieustanne pościgi, ataki lub za paparazzi.

Kiedy podróżuje się na koszt jakiegoś królestwa, spotykają cię wiele różnych rzeczy. I tych dobrych i tycz troszkę mniej dobrych. W tym wypadku, w kwestii noclegowej, przyjaciół spotkała rzecz nader przyjemna. Otóż komnaty, które im przydzielone, w wieży pałacowej nie przypominały zwykłych zamkowych pokoi podobnych do więziennych celi. Były to małe pawilony zawieszone nad miastem. Wyrastały z wieży jak alabastrowe pąki nocnej róży. Warto tu też wspomnieć, że wieża pałacowa nie była tym za co na ogół uważa się wieżę . W niczym nie przypominała tej typowej dla średniowiecza konstrukcji, no chyba, że z daleka bo przecież z jakiegoś powodu musieli ją tak nazwać. W istocie była to niesamowicie wysoka konstrukcja tysięcy budynków i pokoi połączonych mostami, kładkami, sznurkami drabinami wyrastająca z stosunkowo niewielkiego podstawowego budynku( w nim znajdował się tylko hol). A wszystko to było wyrzeźbione z marmuru i alabastru. Nie wyciosane. WYRZEŹBIONE. W piękne kwiatowe wzory oplatające kolumny, zwierzęta podtrzymujące stół bądź krzesło oraz rzeźby ludzi trzymających na swych ramionach całe sklepienia.

Zgodnie z nakazem swych władców służba odprowadziła całą czwórkę do pokoi a konia do stajni królewskich. W momencie kiedy Filia otwierała drzwi od swojego pokoju usłyszała dziki pisk Amelii. Potem parę okrzyków radości i jedno wielkie ŁUBUDU. Westchnęła…chyba rozumiała radość księżniczki. Jej własna sypialnia też przecież wyglądała jak z najpiękniejszego snu.

Rzuciła się na łóżko.

-Akkara. Jestem w Akkarze. Jutro pracowity dzień- pomyślała i już po chwili spała.

Tak jak przewidziała Filia, kolejny dzień był bardzo pracowity. Kolejny dzień zaczął się od nieprzyjemnej pobudki z samego rana. Kolejny dzień zaczął się od kłótni Xellosa z Tellurem. Kolejny dzień zaczął się od niesmacznego śniadania.

Filia westchnęła odkładając sztućce na talerz.

- Co za dzień.- pomyślała. Wstała i ruszyła w stronę wyjścia.

- Filia gdzie idziesz? - mruknął Zelgadis.

- Jeszcze nie wiem.- odpowiedziała zgodnie z prawdą. Chciała po prostu nacieszyć się pięknem Akkary.

- Pamiętasz o wizycie u króla?

- Taaaa.....Idę się przejść.- Mruknęła.

- Gdzie?- zdziwił się...tym razem Xellos.

- Mówiłam. Jeszcze nie wiem.- Odparła i ruszyła w stronę wyjścia. Starała się jak

najbardziej zredukować prawdopodobieństwo(najlepiej do 0), że ktoś się do niej przyczepi. Nie miała ochoty na rozmowy z Tellurem czy Zelgadisem. Towarzystwo Xellosa też nie było czymś o czym marzyła. Wolała iść na spacer sama ze sobą.

Po krótkich poszukiwaniach doszła do małego parku położonego na jednym z wiszących balkonów. Przysiadła n a ławeczce i leniwie przymknęła oczy wygrzewając się na wczesno- wiosennym Słońcu.

Nagle, po bardzo krótkim odpoczynku, na jej twarz padł cień. Otworzyła jedno oko. Dziwny chłopak przyglądał się jej uważnie. Już na pierwszy rzut oka zauważyła, że był demonem ale nie wyglądał na wrogo nastawionego. Chyba nawet skądś kojarzyła ten ognisto czerwony kolor włosów.

- Tak?- zapytała.- W czymś mogę pomóc?

- Hmmm...zastanawiałem się czy mogę się przysiąść.- Zapytał chłopak.

- Skoro musisz.- Westchnęła. Demon rozsiadł się wygodnie i przyjrzał Filii.

- Nazywam się Cogis.- Przedstawił się

- Miło mi, jestem Filia.- wyciągnęła rękę do chłopaka wciąż nie mogąc sobie przypomnieć skąd zna tą twarz.

- Jesteś smokiem.- Bardziej stwierdził niż zapytał.

- Ty demonem.- Zrobiła to samo co rozmówca.

- Nie przeszkadza ci moja obecność?

- Nie. Przyzwyczaiłam się. Nie zaatakujesz mnie?- Zaproponowała

- Jeszcze nie.- Mruknął. Filii nie przestraszyła ta odpowiedź…bądź co bądź wystarczyła jej jedna myśl i Xellos zrobiłby z tego demona ciasto na pierogi.- Chcesz zapalić?- wyciągnął ku niej małe jasno zielone rurki.

- Eee nie dzięki. Nie palę.- Powiedziała kręcąc głową. Chłopak wzruszył ramionami poczym zapalił. Poczuła słodki zapach ziół, który dosłownie wdzierał się w jej nozdrza i płuca. Cogis wypuścił kółko dymu i przyjrzał jej się uważnie.

- Wybacz mi mój brak taktu, ale myślałem, że wyginęliście- powiedział. - Sam na was polowałem.- Filia wzruszyła ramionami.

- Ja nie. Nie miałam tego szczęścia. Ale też myślałam, że mazoku Gaava już nie istnieją.- Dodała przypominając się gdzie czytała o tych demonach i trafnie odgadując pochodzenie potwora. Jej rozmówca parę razy zaciągnął się dymem.

- Byłem jego podrzędnym demonem…wiesz, nie wszyscy muszą popełniać samobójstwo po śmierci pana. Generałowie, kapłani, owszem. Ale nie tacy jak ja. Jestem zwykłym roninem. - Powiedział.- Chcesz usłyszeć historię?- zapytał po chwili zupełnie zmieniając temat.

- Zależy jaką.

- Twoją.- Powiedział celując w nią papierosem. Filia ze zdziwieniem popatrzyła na potwora.

- Jesteś złodziejem wspomnień?- Domyśliła się. Słyszała o tego typu demonach, nie były zbyt silne ale i siła wcale nie była im potrzeba. Bazowały na słabych punktach psychiki przeciwnika, dlatego Filia rozważnie odmówiła.

- Głupotą by było słuchanie własnej historii. - Powiedziała, szybko odwracając wzrok.

- Skąd o tym wie, złoty smok?- Zapytał zaskoczony demon i popatrzył na nią prawie już z szacunkiem.

- Cóż.- Filia zachichotała.- Znajomy opowiadał.

Potwór sięgnął po kolejnego papierosa, zapalił go kciukiem i zaciągnął się dymem.

- W sumie, teraz gdy wspomniałaś o swoim znajomym i tak nie ma szans żebym cię upolował.- Powiedział. Filia wzruszyła ramionami, wiedziała, że potwór już wie o niej i Xellosie.- Poza tym masz sympatyczną buźkę. Nawet jak na gada, który zabija własny gatunek.- Dodał po chwili milczenia. Musiał doskonale wiedzieć, że przez jedną wzmiankę o starożytnych smokach, humor Filii zachowa się jak mleko…skiśnie. Dziewczyna zrobiła urażoną minę i udała, że wcale nie poczuła tego bolesnego uczucia wstydu i winy.

- Skoro już nie chcesz mnie zabić, to po co tutaj siedzisz?- Zapytała w nadziei, że tak się go pozbędzie. Demon wzruszył ramionami.

- A bo ja wiem? Może z braku laku chciałem ci chociaż podokuczać?- Powiedział bardziej do siebie niż do niej.- Zresztą czy to ważne? Czy cokolwiek teraz w ogóle jest ważne? Ten świat jest w takiej ruinie, że nawet spotkanie ostatniego złotego smoka uznałem za zwykłe zrządzenie losu. Jest już wyeksploatowany, prawda?- Zapytał i wypowiedziawszy te słowa odszedł, pozostawiając kapłankę samą ze swoimi myślami.

- Ale…że świat?- mruknęła do siebie Filia.- Czy coś innego?

- Jaki świat, Panienko Filio!- Wypaliła Amelia, która pojawiła się dosłownie z nikąd.

- Bogowie!- Krzyknęła zaskoczona Filia, która momentalnie sobie uświadomiła, że nici z jej samotności. Tam gdzie jest Amelia wszystkie samotności w promieniu paruset kilometrów uciekają z podkulonym ogonem.

- To o jaki świat panience chodziło?- Zapytała ponownie.

- Stanowczo zabraniam ci przebywania w towarzystwie Xellosa. Ma na ciebie zły wpływ.- Oświadczyła zamiast odpowiedzi.

- Pan Xellos nic do tego nie ma.

- Owszem, nawet o tym nie wiesz ale zaczęłaś pojawiać się z znienacka zupełnie jak on.

- Mi to nie przeszkadza..- Amelia uśmiechnęła się do smoczycy.- Doda mi tego czegoś.

- Jeżeli masz na myśli pyszałkowatość i egoizm to owszem.

- Panienka przesadza on jest tylko trochę...

- Zarozumiały? - Podsunęła Filia

- Miałam na myśli „nieżyciowy”. Po prostu nikt go nie nauczył funkcjonowania w społeczeństwie.

- Dla dobra świata, Amelio, tym razem pozostaw sprawy takimi jakie są.

- Ale że o co panience chodzi?

- Widzisz Xellos jest dupkiem. Ale to lepsze nisz resocjalizowany dupek. - Oświadczyła Filia i doskonale wiedząc, że księżniczka nie da jej spokoju, sama opuściła stanowisko w poszukiwaniu lepszego miejsca.

Resocjalizować Xellosa, dobre sobie. Na samą myśl o tym chciało jej się śmiać. Przecież to świr, w dodatku niebezpieczny. No a poza tym ostatnimi czasy ten świr zaczynał działać jej na nerwy, a konkretnie jego nagła skłonność do naruszania jej prywatności. I nie mówiła tu bynajmniej o chodzeniu po astralu, chociaż trzeba przyznać, że wcale jej się to nie podobało. Jednak jeszcze bardziej od tego astralu, irytowało ją gdy wiedziała, że coś jej się podobać nie powinno a mimo wszystko, gdzieś tam w podświadomości nie miała nic przeciwko. Nie żeby od razu jej się podobało jak Xellos jej wciskał, że robi się taka jak on. Ale sposób w jaki to robił…Filia gwałtownie potrząsnęła głową i trzepnęła się z całej siły w skroń…Sposób w jaki to robił STANOWCZO jej się nie podobał.!!! Był za blisko…a w dodatku narzucał jej swoją opinię. Inna sprawa, że mógł mieć trochę racji. Ani Xellos nie był doszczętnie zły, ani ona bezkreśnie dobra. Chociaż zdaniem Filii to wcale nie było spowodowane Carpere Tractum. Ot, po prostu w świecie nie ma czystej czerni ani tym bardziej bieli, wszakże takie mądrości płyną nawet z reklam proszku do prania. Wszędzie jest szarość o różnym natężeniu i tak na przykład, Xelloswi zdarzały się wpadki, kiedy to on Wielki kapłan Bestii podkładał się, bez wyraźnego powodu, zamiast np. Liny. Przecież nie robił tego dla zabawy, prawda była taka, że lubił ją na swój demoniczny sposób. No i gdyby był doszczętnie zły nie byłby wstanie pojmować wartości moralnej jaką jest dobro, a co za tym idzie nie potrafił by naśmiewać się z rzezi jakiej dokonały złote smoki, na starożytnych. No a skoro mowa o tym potwornym morderstwie, które czarną plamą odznaczało się na i tak już sfatygowanej psychice Filii…złote smoki wcale nie były takie dobre. Czyli wszystko po staremu- wszędzie chaos, nawet w jasnych podziałach na dobro i zło, nie istniały jasne podziały. Ale może to i dobrze? Chaos jest przynajmniej sprawiedliwy. Ale fajniej by było gdyby ów chaos łaskawie się ulotnił, dajmy na to, z jej sfery uczuciowej. Naprawdę to by bardzo jej pomogło.

Filia ponownie potrząsnęła głową jakby w nadziei, że nieporządne myśli, i wspomnienia z przedostatniego wieczora wypadną jej przez uszy i nos.

- Rany, rany Filia. Masz rację, nie ma nic złego w byciu wariatką.- Zachichotał Xellos, który swoim zwyczajem pojawił się z nikąd. Filia podskoczyła jak oparzona w panice zastanawiając się, czy potwór przypadkiem nie wyczuł, że myślała o nim.

- Czego chcesz?- Zapytała przyjmując swoją tradycyjną pozę. Kapłan uśmiechnął się pogonie i wzruszył ramionami.

- Wmyśliłem nowy kawał, myślałem, że zechcesz posłuchać.- Powiedział.

- Daruj sobie…mam zły dzień.- Fuknęła próbując wyminąć Xellosa ale ten zastąpił jej drogę.

- No i właśnie z tej okazji opowiem ci dowcip. - Powiedział i położywszy palec na jej nosie, zapytał.

- Czy wiesz jaka jest różnica między mającą okres blondynką a terrorystą? - Zapytał beztrosko. Filia wywróciła oczami na zna dezaprobaty.

- Oświeć mnie. - Westchnęła.

- Z terrorystą można negocjować!- Zaśmiał się i nim zdążył się zorientować Filia chwyciła jego palec i wygięła go z całej siły w kierunku dłoni.

- Heh, sądząc po twojej reakcji to nie był udany dowcip. To była nieudana prawda.- Sykną Xellos i ostrożnie spróbował oswobodzić maltretowany palec z pięści smoczycy.

- Istotnie…- Wysyczała Filia i odeszła, mrucząc pod nosem coś co brzmiało „rany ale palant!” . Xellos odprowadził ją wzrokiem poczym rozsiadł się na ławce. Zdążył tylko odłożyć lagę na bok i przymknąć oczy, gdy na jego twarz padł czyjś cień, i rozległ się znajomy głos.

- Mogę się przysiąść?

- Nie. -burknął.

- Mogę opo...

- Nie.- powtórzył i przeniósł się na jedną z pałacowych wierz. Wyciągnął się na słońcu.

- Zellas zawołała swojego wiernego sługę...-zaczął opowiadać Cogis, który w ślad za Xellosem przysiadł na pałacowej wierzy. Widać było, że ma przednią zabawę irytując kapłana, to było to cudowne uczucie walenia prętem w klatkę z rozjuszonym zwierzęciem w środku. Bujał się w przód i w tył w takt swoich słów, wciąż próbując coś powiedzieć.

- Co ty chcesz osiągnąć? Doskonale wiesz, że nie masz ze mną szans.- Xellos skapitulował i w końcu zwrócił uwagę na natręta. Cogis był najbardziej upierdliwym i dziecinnym demonem jakiego świat widział.

- Nudzi mi się. Przyszedłem pogadać.- odparł poprawiając rudą czuprynę.

- Ale ja nie mam ochoty.- Oświadczył Xellos

- Twoja koleżanka też nie była zbyt rozmowna....

- Amelia czy Filia?- zapytał

- Filia. Amelia zawsze jest rozmowna- odpowiedział sam na swoje pytanie.

- Ah, cały ty. Jak zwykle lotny umysł, protekcjonalne podejście do świata i kiepska fryzura. Co tam u ciebie słychać Xellosie?

- Przykro mi to tajemnica.

- Oj daj spokój… pogadaj z kumplem po fachu.

- Powiedz mi lepiej czemu się tutaj kręcisz, co?- Zapytał podejrzliwie Xellos. Cogis wzruszył ramionami i zamyślił się.

- Gaav nie żyje. W dużej mierze przez ciebie. No to błąkam się po całym świecie aby dojść do Pacanowa. Właśnie nową zacząłem podróż by ją skończyć w Pacanowie...

- Pacanowo?- powtórzył Xellos.

- Aaaa tak Pacanowo, piękne złote kobiety, dużo kokosów i palm i jeszcze więcej drinków. Napracowałem się w życiu czas na wakacje.

- A czym ty się tak natrudziłeś co? Skoro od trzech lat nie masz pracy…- Prychnął lekceważąco kapłan.

- A tu się mylisz drogi Xellosie, Ksawerosie…Ksawery, mogę tak do ciebie mówić?

- Nie.

- Dobra.

- No więc?- Mruknął Xellos.

- Pracowałem i to bardzo ciężko.- Oświadczył z dumą Cogis.- Byłem u króla Mefistofelesa z wieściami.- To ostatnie słowo wypowiedział z nabożną czcią.

- Wieściami?- Powtórzył Xellos.

- Tak. Nadciąga wojna, jest już u samych wrót Akkary.

- To wiem.

- Ale nie wiesz, że spowodowana jest zakładem bogów.- Powiedział Cogis z tajemniczym uśmiechem.- Że założyli się o dusze wszystkich ludzi i ten świat. Albo wszystko pochłonie nicość, albo zostanie zbawione…innej drogi nie ma.

- Co ty bredzisz? Skąd to wiesz?- Zapytał Xellos łapiąc łapczywie każde jego słowo.

- Od niej.- Padła kolejna enigmatyczna odpowiedź Cogisa.

- Od niej?- Powtórzył. - Jakiej niej?

- Tego nie mogę powiedzieć. Nikt wam niczego nie może mówić, przecież wiecie…ale mogę zapewnić cię, że jesteśmy po tej samej stronie barykady.

- Ta, akurat.- Mruknął Xellos, potulnie rezygnując z prób dowiedzenia się kim jest ona.

- Myślisz, że tylko Carpere Tractum uprawnia cię do walki o istnienie naszego świata? Nawet ze swojej wady potrafisz mieć powód do dumy, co?

- O rany! Odwal się Cogis, wkurzasz mnie!- Wypalił zirytowany Xellos ale demon wciąż niczym nie zrażony, zachichotał i pokiwał palcem przed jego nosem.

- Emocje.- Powiedział zadowolony.

- Nie.- Zaprzeczył Xellos.- To świadomość. Ty masz szczęście bo tego nie znasz. Masz fart, że jesteś niższym demonem. Bo świadomość... to nieszczęście. Myślę. Czuję... Cierpię. Chcę tylko mieć możliwość wykonywania swojej pracy. A nie pozwalają mi. Ponieważ poruszam ważne tematy.

- Mówisz tak…a myślisz inaczej. Miałeś na myśli emocje.- Wytknął mu Cogis.

- I właśnie dlatego cię nie lubię. Zawsze wszystko musisz wiedzieć lepiej.

- Wiesz, ten smok pomyślał dokładnie to samo. Śmieszne, odnoszę wrażenie, że wiem o was więcej niż wy sami.- Zaśmiał się Cogis. Xellos drgną.

- Co wiesz?- Zapytał szybko jednak w odpowiedzi otrzymał tylko głupi chichot. Gdy tylko pomyślał o krótkiej torturze, która zmusiłaby Cogisa do gadania, ten się ulotnił. Xellos westchnął i pokręcił głową. Nawet nie zamierzał go szukać, tego typu demona nie da się znaleźć o ile on nie chce być znaleziony.

- Rany, rany ale się porobiło.- Powiedział mierzwiąc sobie grzywkę.

Może rzeczywiście nadszedł najwyższy czas na konfrontację z samym sobą? Tylko…tylko po co? Gdyby go teraz ktoś zapytał, po co to wszystko robi? Po co ten cały trud, zmagania to nie znałby odpowiedzi. Był psem, który ganiał w kółko za własnym ogonem, nie wiedziałby co z nim zrobić gdyby go złapał…Po prostu, robił rzeczy. Jednocześnie zmagał się z samym sobą i swoimi rozterkami, wciąż zastanawiając się czy kiedykolwiek będzie wiedział, czego tak naprawdę chce.

Westchnął i poprawił uwierającą go klamrę peleryny.

A może on był po prostu przeżytkiem starego świata. Skosztował już większości rzeczy jakie mogło mu oferować życie i może teraz, zwyczajnie jedyne co mógł zrobić to wreszcie z mąciciela wody, zamienić się w obserwatora?

- Ah! Nieważne!- Wypalił zirytowany i pomachał dłonią jakby chciał rozgonić swoje rozważania. Przecież, teraz miał ważniejsze sprawy na głowie. Na przykład audiencja…AUDJENCJA!

- O Panie Ciemności przenajgorszy! - Wypalił i chwyciwszy swą lagę teleportował się

do ogromnej sali tronowej. Oślepiło go białe światło, tak że musiał przysłonić oczy ręką. Na końcu sali siedział król ubrany w ciemno granatowe prawie, czarne szaty zdobione srebrna nicią. Król miał wyniosłą poważną twarz, przypominającą sędziwe drzewo. Pomimo swojego wieku postawę miał dumną a ramiona szerokie. Ciemne oczy błyskały spod siwych długich włosów. Na głowie miał srebrny diadem. Stopy miał odziane w wytworne różowe kapcie z głowami króliczków, wymachiwał radośnie nogami a króliczki równie radośnie popiskiwały. Po obu stronach tronu stali Astat i Tellur. Xellos usłyszał za sobą kroki. Nagle jego uszu dobiegł pisk butów ślizgających się po posadce i chwilę później leżał na środku sali przyciśnięty ciężarem pozostałej trójki.

Zepchnął ich z siebie i wszyscy szybko ustawili się przed tronem władcy.

- Jak żyję nie widziałem takiego wejścia.- żachną się król.

- Dziękuję.- uśmiechnęła się Amelia i nagle zesztywniała.- To nie był komplement?- zapytała cicho. Zelgadis pokręcił przecząco głową.

- Już mi was przedstawiono, więc nie będziemy bawili się w formalności bo to strata czasu, co nie? A więc...Słucham, o co chodzi?- zaczął król i wypowiedziawszy te słowa obdarzył wszystkich promiennym uśmiechem. Zelgadis otrzepał szaty i zaczął niepewnie, lekko zbity z tropu tą beztroską władcy.

- Królu Mefistofelesie.- Powiedział.

- Błąd! Błąd! Błąd!!!- usłyszeli skrzek dochodzący zza tronu. Stary kapłan, jak podejrzewał Zelgadis owy Ściemniak, zaczął walić laską o podłogę.

- Nie godzi tak się zwracać do KRÓLA!!!- Wykrzyknął, akcentując samogłoskę „a „ w taki sposób, że udało mu się opluć najbliżej stojących Xellosa i Zelgadisa. - Powtórz po mnie chłopcze: Najwyższa ekscelencjo królu i władco, pierwszy marszałku Akkary. Panie Elebrethu, Mefistofelesie....-

- Co?- zapytał tępo Zel, wycierając twarz.

- Jakie co? Jakie co?- zaczął zrzędzić starzec. Zelgadis i Xellos odruchowo cofnęli się o parę kroków.

- POWTÓRZ!!!- Rozkazał władczym tonem Ściemniak. Zelgadis posłał mu mordercze spojrzenie, zastanawiając się w jaki sposób ma zapamiętać całą tę formułkę. Mimo to spróbował.

- Najwyższa ekscelencjo królu i marszałku Akkary. Panie Elebrethu, Mefistofelesie, przyszliśmy cię prosić o pomoc w tych trudnych czasach.

- Aby prosić o pomoc trzeba wypełnić różowy formularz!!!- wtrącił Ściemniak.

- Już rozumiem co miał na myśli Astat.- szepnęła Amelia do Xellosa.

- Jak wiesz, wojska nieprzyjaciela grupują się i już niedługo siły wroga uderzą czarną falą w wolne miasta ludzi, by zatopić je w morzy chaosu. - Zelgadis spróbował zignorować uwagi natrętnego dworaka. .

- Arkusz informacyjny „zielony”- Zanucił pod nosem Ściemniak i wyciągnął zielony arkusz papieru, z kieszeni swojej bogatej szaty. - Pamiętajcie, uporządkowana kartoteka to uporządkowane państwo, a uporządkowane państwo to…uporządkowane państwo!- zaskrzeczał.

- Może w obliczu wojny powinniśmy skupić się na działaniu nie formalnościach?!- warknął Astat zezując na naburmuszonego Ściemniaka. Król poruszył się niespokojnie na tronie.

- Chciałeś coś powiedzieć, Astacie?- Zapytał król, który najwyraźniej nie tylko nienajlepiej myślał ale i nienajlepiej słyszał.

- Tak. Chciałem powiedzieć żeby ten stary piernik wciąż nie może zrozumieć, że strajk Włoski to nie jest najlepszy sposób na prowadzenie państwa!!!

- Miłościwy królu.- zaskrzeczał April deAprilis.

- Cicho Ściem...April deAprilisie. Kontynuuj.- Machnął na Zelgadisa. A może król nie był wcale taki głupi?

- Chciałem tylko powiedzieć, że woj...-

- Zielony arkusz! Zielony arkusz!- wył Ściemniak.

- Powiedziałem cisza!!!- krzyknął król i zdjąwszy kapcia rzucił nim w doradcę. Ściemniak zaskomlał ale wciąż dzielnie ściskał w dłoni swój zielony arkusz.

- Ależ Najwyższa ekscelencjo królu i władco pierwszy marszałku Akkary. Panie Elebrethu, Mefistofelesie...- Wyjęczał.

- Zamknij się ty stary zrzędo!!! - Ryknął Astat. Ściemniak rzucił mu mordercze spojrzenie po czym usiadł naburmuszony przy boku króla, burcząc coś pod nosem o zielonych i różowych arkuszach, które tylko by ułatwiły pracę. Zelgaids nabrał powietrza i spróbował po raz ostatni.

- Chodzi o to, że szykuje się wojna, nie potrafimy powiedzieć gdzie konkretnie bo z ustaleniem jest trudno.

- No ale my wiemy!- Przerwał mu radośnie król.- Ten przemiły młodzian o rudych włosach powiedział, że z Wyspy Wilczej Hordy, czy jak wy to nazywacie z Wolf’s Pack Island wyruszyły potężne wojska na Akkarę.- oświadczył.- I, że to pierwszy krok ku zagładzie naszego świata.

Zelgadis i reszta chwilę milczeli wpatrując się w króla Akkary z mieszanką zażenowania i niedowierzania. W końcu Xellos odważył się zadać pytanie.

- No i co o tym myślisz królu?

- Że to ściema. Jesteśmy z jednego świata, więc tak na dobrą sprawę nie ma drugiej strony, która mogłaby być naszym przeciwnikiem.- Odparł Mefistofeles poprawiając się na swoim tronie. Astat walnął się ręką w czoło a Filia szeptem zapytała Amelię: „Jak on na to wpadł”. Xellos też był zaszokowany tak postawioną hipotezą.

- Eee królu, obawiam się, że w każdej bitwie mamy dwie strony. A już w tej definitywnie są ci, którzy chcą zniszczenia, i ci którzy jeszcze go nie chcą. - Powiedział powoli kapłan.

- Ale! Ale to oznacza, że musielibyśmy się bronić! I stanąć do walki! I ruszyć na wojnę!- Wykrzyknął król, tak zaskoczony tym co usłyszał, że nawet nie zauważył, iż korona opadła mu na prawe oko.

- Istotnie. Gdybyśmy nie stawiali oporu naszym wrogom, z pewnością nie byłoby wojny. Jedynie rzeź i ciemność.- Powiedział ze stoickim spokojem Zelgadis, który stanął u boku demona.

- Naprawdę? A więc są tylko dwa wyjścia: toczyć walkę, albo pozwolić się zgnieść?- Zapytał zrezygnowany król poprawiając swój diadem. Obrócił się i posłał pytające spojrzenie Astatowi, który w milczeniu skinął głową.

- Akkara zawsze była potężnym państwem. Na tyle potężnym, że nikt nie atakował je od setek lat, jednak teraz widzę wyraźnie, skoro z drugiego końca przybywają posłańcy, to znaczy, że grozi nam straszliwe niebezpieczeństwo.

- To dopiero pierwszy oddech przed burzą.- Powiedział Xellos.- A musisz wiedzieć panie, że armia Zellad liczy dziesiątki tysięcy demonów.

- Dziesiątki tysięcy?! Ależ na świeci nie istnieje taka potęga!- Zaskrzeczał Ściemnaik ale umilkł gdy kolejny kapeć króliczek uderzył go w głowę.

- Istnieją na tym świecie rzeczy większe i straszniejsze. - Mruknął Zelgadis wciąż mierząc uważnym spojrzeniem kapryśnego doradcę.

- Dlatego też przyszliśmy proponować ci pomoc, królu...- Dodał szybko Xellos

- Najwyższy władco ...- zaczął Ściemniak ale urwał gdy uchwycił spojrzenie „ najwyższego władcy”.

- W zamian za przymierze będziemy w stanie przechylić szalę zwycięstwa na twoją stronę.- Kontynuował kapłan. Król pokiwał głową i ponownie posłał pytające spojrzenie Astatowi.

- Za twoim przyzwoleniem panie.- Powiedział drugi marszałek.- Ale wraz z twoim synem poznaliśmy tych ludzi, oraz ich przyjaciół. Sprzyjają im nieziemskie moce, jeżeli nie sami bogowie. Ten człowiek może mówić prawdę. A nawet jeżeli kłamie nic nie stracimy.

- Co ty pleciesz smarkaczu?!- wrzasnął Ściemniak. Astat nie wytrzymał i uciszył go najbliżej stojącą wazą.

- ASTACIE!!! - krzyknął przerażony król.

- To był prezent od ciotki Imbrium!!!

- Naprawdę!? Na bogów! Nie wiedziałem! Przepraszam...- Wydukał speszony książę.

- Za co?! Nie znosiłem tej wazy...- żachnął się król. Zelgadis przyglądał się rodzinie królewskiej. „Jak to szło?? Wielki i potężny ród „ pomyślał. Wielki i potężny ród właśnie rzucał w siebie kolejnymi wazami.

- Ależ Astacie to co mówisz jest bez sensu!- zapowietrzył się król skacząc po szczątkach ostatniej z waz.

- Tę dostaliśmy od wuja Dandallfonsa! A co do tej wojny...coś nam jeszcze chciałeś powiedzieć? Nie bardzo podoba mi się ten pomysł, jest trochę nierozważny..- Zwrócił się w stronę przyjaciół. Zelgadis zastanawiał się jak ktoś, kto rzuca w swojego siostrzeńca wazami może uznać cokolwiek za coś nierozważnego. Milczał szukając argumentów i wtedy z pomocą przyszedł mu Astat.

- Spójrz na to z tej strony. Jeżeli nie przyjmiemy ich pomocy, na pewno zginiemy. Jeżeli ją przyjmiemy, mamy dwie możliwości: Pierwsza. Mówili prawdę i przeżyjemy a wtedy możemy udzielić im wsparcia militarnego...w przyszłości może to zaowocować lepszym handlem. Druga. Kłamali, wtedy tak czy siak zginiemy. Przyjmując ich pomoc zwiększamy jedynie swoje szanse, których bez wsparcia nie będziemy mieć w ogóle.- Oświadczył książę z powagą i mądrością wymalowaną na twarzy…zupełnie tak jakby przed chwilą wcale nie rzucał wazami w królewskiego doradcę.

- Jestem za stary na takie niespokojne czasy. W takim wypadku mogę tylko zaufać młodszemu, świeższemu umysłowi. Zresztą, jeżeli Ściemniak jest przeciw to ja jestem za.- powiedział król ponownie sadowiąc się na tronie. Zelgaidis uśmiechnął się z ulgą. Mieli opuszczać już salę kiedy usłyszeli dziki pisk Ściemniaka…wyglądało a to, że rzucanie w niego różnymi rzeczami to taka rodowa rozrywka.


Oszacowano, że armie wroga przybędą za trzy, góra cztery dni. W tym czasie w Akkarze

dosłownie zawrzało. Obronę prowadził Astat, który jako młody i ambitny wojskowy o świeżym i zdrowym oglądzie sytuacji, kazał zmobilizować wojska, zgromadzić żywność, umocnić mury, wytoczyć machiny wojenne, schować kobiety i dzieci, oraz rozkazał pobór rekruta.

Jeszcze tego samego wieczora Astat, Tellur, Zelgadis, Xellos, Filia, Amelia i Fern udali się na jedną z wież by obserwować przygotowania miasta.

- Możliwe, że jeszcze uda nam się zorganizować obronę!- Oświadczył rozentuzjazmowany Astat.- Pouczyłem generałów wiedzą, że możecie wydawać rozkazy w mieście. Jeszcze nie jest za późno!!!- uśmiechnął się do reszty. I nagle ku zdumieniu wszystkich padły następujące słowa.

- Owszem jest. - powiedział spokojnie Xellos i wzruszył ramionami.- Nie macie tutaj szans, zginiecie.- kontynuował.

- Co ty wygadujesz?- Zapytała demona Filia ale ten dalej ciągnął swoją wypowiedź.

- Jest was trzy razy mniej.-

- I mówisz o tym tak spokojnie!?- krzyknął Zelgadis.

- Nie obchodzi mnie to.- Powiedział Xellos i uśmiechnął się bezczelnie.

- Przecież mówiliście, że uda wam się obronić Akkarę.- warknął Astat.

- Owszem.- Przytaknął demon.

- Jak?

- To tajemnica ale wydaje mi się, że wiem jak przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. Powiedział bawiąc się swoją lagą. Mimo enigmatycznej wypowiedzi kapłana wszyscy odetchnęli z ulgą.

- Nie mogłeś od razu powiedzieć, że wiesz jak nam pomóc?- Zapytał demona Tellur.

- Taki już jestem. Przez całe wieki mój gatunek uwielbiał robić wszystko na przekór. innym, dla czystej przyjemności patrzenia jak się irytują.- Wyjaśnił Xellos.

- Ale co to ma wspólnego z wojną?

- Nic, ale tłumaczy, dlaczego robię potrzebne rzeczy w niepotrzebnie irytujący sposób.- Oświadczył i zniknął pozostawiając resztę z głupimi minami i wiatrem we włosach.

Filia ruszyła w stronę swojego pokoju. Jednak to opowiadanie nie byłoby TYM opowiadaniem gdyby nie pomyliła drogi.

Nie. Ona wcale nie pomyliła drogi...ale chciała by wszyscy myśleli, że tak się stało. Tak więc drobna blondynka miotała się teraz po korytarzach zamkowej wierzy szukając sposobu by nie dotrzeć do własnego pokoju. W końcu udało jej się znaleźć jeden z zamkowych wiszących ogrodów. Jednak ten, w przeciwieństwie do pozostałych, był mały i zapuszczony. Nawet w świetle księżyca widać było spękany marmur i zaniedbane rośliny. Filia ruszyła przed siebie przyglądając się starym rzeźbom. W mroku wyglądały niemal groźnie. W rogu, rósł duży krzak bzu z wielkimi pachnącymi kwiatami. Przysiadła w bezpiecznej odległości i czekała.

Świtało. Dzień poganiał noc purpurowym świtem. Filia przeciągnęła się i ziewnęła.

- Wreszcie jesteś.- mruknęła do nadchodzącego Xellosa. Kapłan przystanął.

- Musiałeś siedzieć na tym drzewie aż tak długo? Zmarzłam.- Ofuknęła go.

- Mogłaś mnie zawołać, skoro wiedziałaś, że siedzę na drzewie.- Odpowiedział beztrosko i znowu ruszył w jej stronę.

- Zszedłbyś?

- Nie.

- No właśnie.

- To, czemu tutaj siedziałaś?- zapytał kapłan.

- Jesteś idiotą Xellos. Wiedziałam, że przyjdziesz.

- Jestem idiotą?- powtórzył zaskoczony.

- Nie martw się, nikomu nie powiem.- Zachichotała.

- Filia co ty znowu wymyśliłaś....- zaczął Xellos. Jednak w tym momencie Filia wyciągnęła z kieszeni zdjęcie. Kapłan poczuł jak kolana się pod nim uginają.

- Nie.- jęknął widząc co fotografia przedstawia.

- Tak. - Filia uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- S skąd to masz?- Zapytał przerażony.

- Prezent...od Amelii. Muszę przyznać, że niezła z ciebie foczka Xellosie.- powiedziała Filia przyglądając się zdjęciu, na którym trzech panów Goury, Zelgadis i Xellos byli przebrani za kobiety.

- Nie tak nie można!!!- krzyknął kapłan, który przedstawiał teraz sobą, naprawdę rzadki obraz zdesperowanego demona.

- Szach mat Xellos. Albo ty mi mówisz co znowu wykombinowałeś, albo cały świat zobaczy to zdjęcie.- Oświadczyła Filia i założyła nogę na nogę. Taki kobiecy gest tryumfu.

- Jesteś podła!!!

- Miałam dobrego nauczyciela.

- Oddawaj to.- Xellos wyrwał zdjęcie z rąk dziewczyny. Filia wzruszyła ramionami.

- Mam kopie…- Oświadczyła smoczyca i na dowód wyjęła jeszcze parę zdjęć. Xellos przygryzł wargi po czym oświadczył.

- Dobra. Powiem ci ale obiecuj, że będziesz cicho.- powiedział. Smoczyca kiwnęła głową.

- Na pewno?

- Na pewno.

- No więc. Będę dopiero za dwa dni, bo muszę odwiedzić Zellas.

- CO?!- wrzasnęła Filia- CO MA ZNACZYĆ, ŻE mpmpfff.....- Xellos zatkał jej usta.

- Prosiłem, żebyś była cicho.-powiedział spokojnie.

- TY ID mpmpff NAMA phmphmpfff ZAB mpf Cię mpf…- Próbowała krzyczeć, lecz Xellos skutecznie ją uciszył wtykając jej do buzi kawałek jej własnej peleryny. Teraz było cicho, ale w oczach wciąż miała rządzę mordu.

- Dobra. Dam ci potrzymać moją lagę...bez niej się nie ruszę, więc masz pewność, że nie zwieję, a ty będziesz cicho. Tak?- zapytał. Filia pokiwała głową w milczeniu. Powoli wręczył jej kij.

- Będziesz cicho?- zapytał ponownie. Filia raz jeszcze kiwnęła głową lecz nim się obejrzał już biegła w stronę wyjścia. Xellos zdążył tylko pomyśleć ”No nie”

- No nie- pomyślał i ruszył za Filią *. Chwycił dziewczynę i teleportował się z nią w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stali.

- Filia uspokoisz się czy nie?!- Zapytał poirytowany.

- Nie.- warknęła i spróbowała wyrwać nadgarstki z uścisku kapłana.- Puść mnie Namagomi!!!!

- Nie dopóki się nie uspokoisz.

- Jak mam się uspokoić?

- Normalnie? Weź parę wdechów, policz do dziesięciu...no nie wiem, rzuć paroma bluzgami?

- Chcesz iść do Zellas!!!

- Krzyknij głośniej, nie słyszeli cię w północnych wieżach.- warknął. Filia nabrała powietrza w płuca ale Xellos ponownie zatkał jej usta.

- Uspokój się.- syknął mierząc ja ostrzegawczym spojrzeniem. Dziewczyna znowu zaczęła się szarpać..

- Xellos masz mnie puścić!- Rozkazała

- Słuchaj mnie smoku bo nie będę się powtarzał. Przestaniesz histeryzować, nie zrobisz niczego głupiego i wreszcie się uciszysz.

- Nie będziesz mi rozkazywał!!!

- Na lorda ciemności, ja zwariuję. Będziesz pierwszym smokiem który doprowadził demona do szaleństwa.- Wypalił Xellos. Puścił jej ręce a Filia momentalnie odskoczyła.

- Po prostu myślę, że to głupi pomysł, żebyś szedł do Zellas.- powiedziała powoli.

- A masz lepszy?-

- Możesz, przecież zostać tu.

- Póki Zellas jest lordem nie mamy szans.

- Ale jeżeli coś ci...- Zawahała się. - No wiesz.

- Nie, nie wiem. - Odburknął Xellos.

- Świetnie, znowu to robisz!

- Co robię???

- Znowu zaczynasz być cyniczny! Rany jak ty mnie wkurzasz!

- To nie ja tu się zachowuję jak rozhisteryzowana baba.

- HALO! Xellos zejdź na ziemię! Nie przyszło ci do głowy, że może ja jestem rozhisteryzowaną babą i nie chcę, żebyś jeszcze raz zginął! Po prostu tego nie zniosę! - Wypaliła Filia celując palcem w pierś demona. Na twarzy Xellosa pojawił się nikły, przebiegły uśmieszek.

- Hej, Filia, przecież lubisz jak ktoś poświęca swoje życie w imię sprawy!- Wypalił i posłał jej jeden ze swoich bardziej złośliwym uśmiechów.

- Mówiłam ci żebyś przestał mi to wypominać! Nie chciałam tego!- Wypaliła wściekła smoczyca zaciskając pieści tak mocno, że czuła paznokcie boleśnie wpijające się w jej skórę.

- Jasne…F i l i o.-

- Na bogów! Jak ty wszystko utrudniasz!- Krzyknęła.

- A ty mogłabyś być chociaż czasami dla mnie milsza.- Odgryzł się kapłan.

- Czasami... może. Kiedy nie zachowujesz się jak łajdak.

- Łajdak? Łajdak... Lubię ten wyraz w twoich ustach.- Zachichotał Xellos i pochyliwszy się w jej stronę złapał jej dłonie.

- Przestań.- Wysyczała przez zaciśnięte zęby.

- Co: przestań?

- Moje ręce są brudne.

- Moje też... Czego się boisz?- Zapytał kapłan wciąż nie pozwalając Filii na oddalenie się od niego o krok.

- Nie... nie boję się.- Odpowiedziała odwracając wzrok.

- Drżysz.

- Nie drżę.

- Lubisz mnie, bo jestem łajdakiem, a w twoim życiu było ich niewielu.- Oświadczył nagle Xellos i zredukował odległość między nimi do niezbędnego minimum, które pozwalało im zachować pionową pozycję i resztki godności. - Zgadłem?

- Wiesz co? Zdarza mi się lubić miłych facetów!- Prychnęła Filia posyłając mu wojownicze spojrzenie.

- Ja jestem miły. - Powiedział ściszonym głosem Xellos i lekko pochylił się w stronę

dziewczyny. W tym momencie Filia gotowa była przysiąc, że chwile między uderzeniami serca, lub jednym oddechem a drugim trwały całą wieczność. Boleśnie zdawała sobie sprawę z każdej cząstki, każdego pierwiastka tej sytuacji. Każdego kwiatka bzu, pęknięcia na marmurowej posadce ogrodu, każdego swojego oddechu. Czuła każdy kosmyk włosów demona rozwiewanych przez nadmorski wiatr i muskających jej policzek oraz, zdawała sobie sprawę z każdej sekundy, która mijając sprawiała, że w niewyjaśniony sposób byli coraz bliżej siebie.

I nagle, w jednej chwili, nie wiedząc do końca dlaczego to robi Filia zarzuciła ręce Xelloswi na szyję i przyjacielsko poklepała po plecach.

- Tylko wróć cały!- Zaśmiała się nerwowo i wsunęła w dłoń kapłana kawałek patyka. Demon odkleił ją od siebie i zmierzył niedowierzającym spojrzeniem, najpierw dziewczynę a później kijek, który okazał się być bzem.

- Na co mi to?- Wypalił, jak zwykle bardzo taktownie.

- Jak zwiędnie, to mi oddasz.- Wyjaśniła Filia i po chwili dodała.- Jestem na nie uczulona a bardzo je lubię. Tylko od zwiędłych nie kicham.- Wyjaśniła. Xellos jeszcze chwilę się jej przyglądał po czym leniwym ruchem położył dłoń na jej głowie i zmierzwił jasną grzywkę.

- Trzymaj się. - Rzucił niedbale, posyłając jej zawadiacki uśmiech.- Smoku. - Dodał i zniknął zostawiając Filię samą ze swoimi myślami. A wiat przyniósł intensywny zapach bzów. Smoczyca pociągnęła nosem i powstrzymała potężne kichnięcie.

15.04.2007 Socki-sama


22.02.2010

Drodzy Czytelnicy, wy nawet nie macie pojęcia jak mnie palce świerzbią, żeby tutaj wszystko pozmieniać! Na nieszczęście, ta korekta i tak już dawno przekroczyła granice tego czym jest poprawka napisanego tekstu, więc staram się powstrzymywać. Niestety w efekcie tego otrzymujecie fica z zachowanymi niektórymi zabiegami literackimi mojej produkcji(niespójność miejsca, akcji, czasu, zdań etc.). Staram się to jakoś poprawić bez nadmiernej ingerencji w opowiadanie , dlatego proszę wybaczcie te nagłe zmiany narratora, przeskoki opisów czy dziwacznie skonstruowaną akcje. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że sama się nieźle męczę widząc te kwiatki.
*

taki zamierzony żarcik słowny.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Socki : 2010-04-15 00:04:42
    Oj oj

    Rany, rany, niczego mi nie przepuścicie prawda?

    "Coś więcej" "Coś więcej" Postaram się coś z tym robić:) Ale wiecie, ja to ja. Nie mogę niczego obiecać :P

  • Kamenka : 2010-04-14 23:31:27
    Co się odwlecze to nie uciecze huh???

    "I nagle, w jednej chwili, nie wiedząc do końca dlaczego to robi Filia zarzuciła ręce Xelloswi na szyję i...."

    Zdawało się ,że będzie fajnie,ale skończyło się tylko na przyjacielskim geście.Mam nadzieje,że kiedyś doczekamy się innego rozwiazania <rzuca znaczące spojrzenie> ;>

  • Ri-chan : 2010-04-14 20:38:23
    Jedno ale

    ...ale to jak Filia spławiła Xellosa mnie złamało.

    O rany, Socki masz duży talent do żartów ale jeszcze większy do rujnowania romantycznego nastroju, który tak misternie budujesz. Zgadzam się z Kamenką- nigdy dość.

  • Kamenka : 2010-04-13 00:04:19
    Kupa śmiechu :)

    Rewelacyjny rozdział.Ogromny plus za to,że był wyjątkowo długi a mimo to nie ciągnał się jak makaron,tylko czytało się go zaciekle z zainteresowaniem rozwojem sytuacji..:)Gagi niesamowite.Papucie króla rox hehe xD Kłótnia o ciastka i słodycze- epic fail hihihi,wymiekłam :)Jedyne co mnie martwi to to,że jesteśmy coraz bliżej końca a jak dla mnie to mogło by się nigdy nie kończyć hihi :)

  • Ri-chan : 2010-04-08 12:10:24
    po raz kolejny

    Po raz kolejny dałaś czadu!

    "wygrawerowane było zawołanie: Haematoma, haematoma, haematoma moriturus sum. Xellos przeczytał to na głos.

    - Co to ma być?- Zapytał lekko zniesmaczony.

    - To…to drogi przyjacielu pradawny język naszych przodków.- Oświadczył Astat.- Świadczy o potędze naszego rodu, jego męstwie i chwale. To zawołanie najdzielniejszych! Te słowa wypowiedział nasz wielki protoplasta podczas walki o TE ziemie!

    - Siniak, siniak, siniak zaraz umrę?- Zdziwił się demon podnosząc wzrok na rozpromienionego księcia"

    Myślałam, że uduszę się ze śmiechu. No i oczywiście rozmowa na koniec....czyżbyś jednak zmieniła zdanie i Xellos podrywa Filię ?

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu