Opowiadanie
Days of Destroyer
IV. Narada, owszem narady są do kitu, ale pomyślcie o alternatywie.
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2009-05-29 18:48:36 |
Aktualizowany: | 2009-05-29 18:50:35 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.
Xellos obudził się jako pierwszy, jeszcze nie przywykł do tego, że może, chwilami musi, spać.
-Czas wstawać-. Powiedział sobie i zwlekł się z łóżka. Zwlekanie się z łóżka…cóż za prozaiczna czynność a jednak był to nowy element jego życia, który jak na złość był kolejnym argumentem za tym, że wszystko ma się ku zmianie. Kiedy jeszcze nie musiał spać problem zmuszenia się do opuszczenia łóżka, nie istniał. Nie pomyślałby nawet o czymś takim. Jak to możliwe, że on najpotężniejszy kapłan miał takie prozaiczne problemy, no jak? Wściekły na cały świat a w szczególności na Filię, zmusił się w końcu do wykonania porannych czynności.
- Cholera!- Zaklął gdy okazało się, że nie jest już właścicielem swoich ubrań. Wścibska
pani gospodarz lub ktoś równie mądry uznał, że czas najwyższy zmienić jego „ymydż” w efekcie czego teraz mógł się ubrać w, uwaga: czarne lub czarne spodnie, czarne lub czarne buty, fioletową lub czarną koszulę- to już było coś a do tego miał czarną pelerynę z ciemnofioletowym podbiciem, co za szaleństwo! Prosta srebrna klamra i zapinki do rękawów były przy tym wszystkim niemalże rozpustą. A najgorsze było to, że w tym stroju wyglądał jak jakiś fan Cosplaya. A to wszystko OCZYWIŚCIE przez Filię. Zawsze było przez Filię! Nawet jeżeli było przez niego to było przez nią. W końcu to jej wina, że się zaraził od niej emocjami a nie jego, a to, że ją do tego w pewien sposób przymusił to inna sprawa…mogła przecież pomyśleć. Jak na domiar złego mieli do końca tygodnia udawać parę. W znaczeniu słów „udawać parę” zawierało się :
- nie kłócenie się
- grzeczne odzywanie się do siebie
- oraz brak rasistowskich zachowań
- ....i stereotypów.
Xellos już teraz wiedział, że nic z tego. Największy idiota na dzień dobry zauważy, że do siebie nie pasują a po za tym te zakazy były wręcz absurdalne! Opuścił swój pokuj i zadudnił w drzwi od pokoju swojej „partnerki”
- Filia, jak długo masz zamiar tam siedzieć?- Zapytał niezbyt przychylnym tonem.
- Już, już- Odparł mu równie naburmuszony co jego, głos dziewczyn. Po chwili rozległ
się szczęk klamki i przed nim stanęła Filia. Filia jak to Filia, była naburmuszona. Patrzyła na niego swoimi dziwnymi oczami nie zważając na jasne kosmyki opadające na nachmurzone czoło. Jedyne co w Filii mógł uznać za ładne, to właśnie te oczy, niewielkie ale w kształcie migdałów, otoczone wyjątkowo długimi rzęsami, złotymi na końcówkach. Jednak kolor jej oczu był ciekawszy niż migdałowy kształt, czy brązowo złote rzęsy. Ciekawy ponieważ lazurowe tęczówki były otoczone niemalże czarną obwódką, od której ku źrenicom wędrowały cienkie niteczki, co więcej, oczy były upstrzone setkami plamek o różnych odcieniach niebieskiego. Naprawdę bardzo ciekawe i naprawdę ładne. Xellosa z zadumy wyrwało zniecierpliwienie Filii, która ściągnęła usta i zmarszczyła brwi, najwyraźniej wyczuwając to jego „pozytywne wrażenie estetyczne”.
- Coś nie tak?- Prychnęła. Xellos momentalnie się otrząsną ze wszystkich pozytywnych wrażeń i uśmiechnął się złośliwie.
- Przytyłaś?- Zapytał czekając na reakcję dziewczyny. Oczywiście, tak jak się spodziewał, momentalnie zrobiła się czerwona i poprawiła swoją granatową sukienkę.
- Bo jest odcinana pod biustem…- Warknęła.
- Przepraszam, pod czym?- Zapytał i bez pardonu założył sobie jej rękę na swoją.
Niechęć bijąca od Filii niemalże chlasnęła go w twarz. Ruszyli korytarzem w stronę jadalni, nie zaszczycając siebie chociażby jednym spojrzeniem. Doszli do stołu przy, którym siedzieli przyjaciele i usiedli dalej zachowując się tak jakby nawet się nie znali. Atmosferę rozładowała dopiero pewna seria nieporozumień,.
- Słyszałam Filio, że spodziewasz się dziecka- powiedziała Lina celując w nią kurczakiem. Filię zatkało.
- J, jakiego dziecka? Kto naopowiadał ci tych bzdur?- Warknęła i po chwili w jej głowie ze skrawków wspomnień z zeszłego wieczora ułożył się wiarygodny plan wydarzeń.
- Amelia? Zabiję ją, przyrzekam ukatrupię- krzyknęła.
- Spokojnie!- Goury i Xellos chwycili ją za ręce.
- To nie ona. To tamta baba- Zelgadis kiwnął głową w stronę lady Kathriny.
- Też byliśmy zdziwieni- dodał
- Ona myśli, że jesteśmy małżeństwem- powiedziała Filia ciężko opadając na krzesło. Wszyscy wytrzeszczyli na nich oczy.
- Nie dało jej się nic wytłumaczyć- Xellos wzruszył ramionami
- I myśli, że my tego- postukał palcami jeden o drugi.
- Nie „ że tego” tylko, że spodziewamy się dziecka - dokończyła Filia.
- A to się wyklucza?-
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Ciekawe jak będą wyglądały wasze dzieci?- Powiedziała Lina zanim zdążyła się ugryźć w język.
- Skąd pomysł, że będą?- Prychnęła Filia.
- Skąd pomysł, że nie?- Zapytała Lina i uśmiechnęła się złośliwie.
- A może mnie ktoś zapyta o zdanie?- Wtrącił się Xellos walcząc ze srebrną klamrą, która w jakiś dziwny sposób spinała jego pelerynę na ramieniu a nie pod szyją.
- Dobra nie odpowiadajcie i cholera, kto wymyślił to coś?- Prychnął mocując się z paskiem materiału, który powinien łączyć się z zapięciem.
- Constanty Klej wymyślił to zapięcie i jest lepsze a na pewno już modniejsze od tego pod szyją.- Oświadczyła Amelia, którą ubodła uwaga o stroju Xellosa.
- Wyglądam jak Czarnoksiężnik na czarnej panterze lub ten pedał z księżyca. - Burzył się kapłan.
- Co za różnica.- Zapytała Filila i w ten sposób rozkręciła się kolejna kłótnia. Ale przynajmniej udało się zmienić temat na ciekawszy niż dzieci.
Do narady zostało parę dni, bodajże pięć, może sześć. Co prawda przyjechali już wszyscy
goście ale jak na razie byli zajęci łagodzeniem obyczajów co nie wychodziło zbyt dobrze z powodów oczywistych. Mimo wszystko wierzono, ze uda się nakłonić bogów, potwory i ludzi do obradowania w jednym miejscu. Jak na razie cała szóstka bohaterów spędzała dni na błogim nic nie robieniu. Amelia parę razy próbowała ich przyuczyć ze znajomości etykiety a kiedy jej plan nie wypalił męczyła ich jazdą konną. Starając się uniknąć zajęć, które przygotowała im księżniczka reszta grupy spędzała swój wolny czas:
- odwiedzając sklepy z miejscowymi smakołykami, gospody, sklepy cukiernicze a w ostatniej kolejności sklepy z przedmiotami magicznymi/serwitorami/artefaktami etc. (Lina i Goury)
- siedząc w bibliotekach, księgarniach, antykwariatach i włamując się do prywatnych kolekcji (Zel)
- olewając resztę świata, siedząc w cukierni(Xellos)
- przemierzając liczne herbaciarnie (Filia)
Następne dni minęły w tym samym, niczym nie zmąconym porządki, mimo to przyjaciele podświadomie czuli, że spokojne dni w Sailune mają się ku końcowi i każde z nich, nawet Xellos starali się tym nacieszyć. Trudno to było zdefiniować ale chwilami czuli się tak, jakby nadciągał koniec, jakby świat miał się zaraz rozpaść. Zewsząd dochodziły pogłoski o niepokojących zjawiskach, wybuchach wulkanów, podwoziach, trzęsieniach ziemi czy tornadach dlatego na dniach nasi bohaterowie mieli być świadkami czegoś, co nie miało miejsca od setek lat. Najwyższa Narada jednocząca nie tylko przedstawicieli różnych królestw i państw, miała się odbyć tu w Sailune. Przekraczając progi okrągłej sali, posłowie zostawiali za drzwiami swoje uprzedzenia, swoją naturę i rodowód, jedyne co się liczyło to wspólna sprawa. Owo zgromadzenie dlatego było tak rzadkim i niezwykłym wydarzeniem ponieważ, praktycznie nigdy ich światu nie groziło niebezpieczeństwo takie jak to. Właściwie to po raz pierwszy świat zaczął się kruszyć.
Nikt nie wiedział w czym ma pomóc owe zgromadzenie ale wszyscy pokładali w nim ogromne nadzieje.
Kolejne dni mijały a rada była coraz bliżej. W zamku dawało się wyczuć nastrój jakiegoś trwożnego napięcia. Ciągle ktoś gdzieś biegał, na kogoś krzyczał dlatego cała szóstka z reguły zaszywała się w malutkim saloniku położonym na tyłach ogromnej biblioteki.
- Mam starszą siostrę ale ją, no tego…wcięło.- Oświadczyła Amelia podczas którejś z rozmów o powinowactwie i takich tam.
- No a mama nie żyje. - Dodała po chwili.
- Rezo jest jednocześnie moim pradziadkiem i dziadkiem, przebij to.- Mruknął Zelgadis dorzucając drwa do kominka.
- Wydziedziczyła mnie matka, której nigdy nie miałem?- Zaproponował Xellos. Reszta pokiwała głowami z uznaniem.
- Mimo wszystko Zel lepszy.- Westchnęła Lina.
- Hej, Xellos a co z twoim ojcem?- Zapytała ni stąd ni zowąd Filia. Kapłan popatrzył na nią z zaskoczeniem.
- Ojciec?- Powtórzył.
- No ojciec…co nie znałeś. Biedny, to dlatego taki jesteś.- Westchnęła Amelia i pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Nie miałem…ojca.- Odpowiedział powoli, dalej zaskoczony tym odkryciem kapłan.
- I ta świadomość robi się przykra…-Dodał po chwili.
- Ha! A ja już myślałam, że nie można być bardziej sierotą ode mnie! A tu proszę można mieć mniej niż martwych rodziców, można mieć pół. - Zachichotała Filia.
- Hej po pierwsze Zellas żyje a po drugie…jesteś sierotą?- Zdziwił się kapłan. Smoczyca w odpowiedzi kiwnęła głową.
- Eee…ja ich zabiłem?- Zapytał kulawo gdy Filia nie wykazywała żadnego zainteresowania rozmową.
- Nie.- Padła lakoniczna odpowiedź.
- A szkoda.- Westchnął.
- A ja myślę, że jednakowoż ja mam najgorzej!- Wypaliła Lina, która dotychczas przysłuchiwała się rozmowie przyjaciół.
- Co…siostra?- Mruknął Goury.
- Zamilcz!- Warknęła czarownica.
Następnego dnia miała odbyć się narada. Już z samego rana poprowadzono ich do najwyższej komnaty w najwyższej wieży gdzie obradować miały najtęższe głowy tego świata. Pomieszczenie, w którym się znaleźli było okrągłe, podparte smukłymi filarami zwieńczone u góry stożkowatym sklepieniem przywodzącym na myśl kawałki kryształów. Okna komnaty wychodziły na cztery strony świata, ściany pokryte były freskiem przedstawiającym stworzenie świata. W pomieszczeniu znajdowało się dwanaście kamiennych krzeseł dla władców Kontynentu i ostatni, trzynasty tron dla przewodniczącego, którym obecnie był ojciec Amelii. W sali stało dodatkowych pięć drewnianych krzeseł, przyjaciele domyślili się, iż zostały przeznaczone dla nich więc pośpiesznie zajęli miejsca obserwując przybycie członków rady.
Powoli zjawiali się dyplomaci, najpierw przybył wysoki, ciemnowłosy niesamowicie przystojny mężczyzna z kilkunastoletnią dziewczynką u boku. Oboje ubrani w bardzo strojne i bogate szaty patrzyli na resztę gości z wyższością pomieszaną z odrazą. Następnymi gośćmi były dwie postacie ubrane na biało, o białych włosach, skórze i oczach. Mężczyzna miał bardzo kobiecą urodę a kobieta męską, wyglądali więc co najmniej dziwnie. Pierwsi czterej przybysze nie mogli być ludźmi, to było pewne, co do reszty zebranych, nikt nie miał wątpliwości. W jednym z posłańców rozpoznali Zangulsa, reszta byli to posłowie Twigling Gate, Shadowspire, Regeny, Ravenshore, Almare, Kapone i Jamy Baltazara a każde z nich nosiło białą szarfę. Lina z typowym dla siebie zaciekawieniem obserwowała przybyszy, szczególnym zainteresowaniem darząc bosko- demoniczną czwórkę, gdy powstał książę Philionel i przemówił.
- Posłowie z różnych krain.
- Zebraliśmy się tutaj z powodu nieznanego niebezpieczeństwa jakie spadło na nasz świat. Wiemy, że ma to jakiś związek z Kryształem ale nie wolno nam upatrywać w nim nadziei.
- Ten kryształ, nie pochodzi z naszego świata…- Przerwał mu niski, przypominający uderzenie dzwonu głos.
Dynaście Grauscher, prosimy- powiedział król ustępując potworowi miejsca na środku sali. Lord podniósł się i ruszył majestatycznym krokiem w stronę króla. Poły czarnego bogatego płaszcza łopotały za nim jak skrzydła nocnego drapieżnego ptaka, którego zresztą przypominał. Był wyjątkowo wysoki i chudy, nosił czarne włosy związane w gruby warkocz sięgający pasa, jego oczy miały kolor płynnego złota a jedno spojrzenie potwora sprawiało, że pod najodważniejszymi uginały się kolana. Lina po dłuższej obserwacji stwierdziła, że był na swój sposób piękny. Szlachetne rysy twarzy, wysokie czoło orli nos i królewska postawa w końcu brały górę nad trwogą i sprawiały, że mimo wszystko czuło się pewną szeroko rozumianą sympatię do potwora. Lord skierował swoje oczy na Xellosa, który przy nim wyglądał jak marny chłopczyk okradający miejskie stragany. Lina szczerze się zdumiała gdy tajemniczy kapłan nie dal żadnego znaku poddaństwa, co więcej śmiał się wpatrywać w lorda.
- Rozumiem, że nie jesteś wysłannikiem Wolf pack Island.- Powiedział.
- Wolf pack Island nie należy już do sojuszu, Zellas wykluczono.- Odparł kapłan.
- A kto to zrobił? Ty, wasalu?- Prychnął Lord.
- Zellas sama podjęła taką decyzję, tak samo jak sama zdecydowała, że już nie potrzebuje mistrza bestii.- Powiedział charakterystycznym dla siebie, beztroskim tonem.
- Podobno miałeś na to duży wpływ.
- Dałem jej ultimatum, a co? Ale to ona podjęła decyzję.
- A no to wszystko w porządku.
- No widzisz!- Ucieszył się kapłan.
- To była ironia wasalu.
- W kronikach tego nie widać. - Zakpił Xellos.
- Pozbawiłeś nas sojuszu lorda na rzecz…usług…kim ty właściwie jesteś?- Zapytał z odrazą.
- Bo chyba nie potworem.- Dodał.
- Skoro tak twierdzisz.- Mruknął kapłan wzruszając ramionami.
- Pomagasz ludziom, krzyżujesz plany najsilniejszych.-wyliczał lord nie zwracajac uwagi na kapłana.
- Wolność ci uderzyła do głowy.-
- A co boisz się Dynaście?- Zapytał kapłan.
Potwór uśmiechną się ironicznie i z udawanym zaskoczeniem wskazał na siebie.
- Jeżeli taka jest cena, gotów jestem ją zapłacić. Zellas pragnie destrukcji nas i naszego świata. Sprzymierzyła się z wrogiem.- Oświadczył Xellos zwracając się do wszystkich zebranych.
- Możecie rozpaczać nad zerwanym sojuszem, możecie jako sojusznika przyjąć mnie. I jedno i drugie jest równie niebezpieczne.- Ciągnął. Reszta zebranych słuchała go w milczeniu i powoli kiwała głowami.
- Jednak ja nie służę nikomu-
- Więc nie wymagaj ode mnie posłuszeństwa.- Zakończył Xellos świdrujac Dynasta spojrzeniem.
W komnacie przygasły światła, niewielu śmiertelników miało okazję oglądać taką manifestację mocy potworów, a już z pewnością żaden tego nie przeżył. Nagle Dynast odwrócił się na pięcie i wrócił na miejsce.
- Mieszaniec- mruknął i usiadł. Xellos pokazał mu język ale zaraz potem zarobił kopniaka w kostkę. Filia wskazała na jego miejsce, usiadł wściekły rozmasowując sobie nogę.
- Może i mieszaniec- z miejsca podniosła się Deep Sea Dolphin. Była to ta mała dziewczynka, ubrana w wytworne szaty. Miała błękitnawą skórę i niebieskie włosy.
- Ale mądry mieszaniec-
- Zellas głupio zrobiła, jeżeli będzie trzeba, to ją unicestwimy.- Teraz wstała młoda bogini, która wyglądała niemalże jak facet.
- Zgadzam się, mimo różnic musimy połączyć siły i walczyć z wrogiem- dodała i uśmiechnęła się do Deep Sea Dolphin.
- Pozostaje jeszcze kwestia wojny. Niszczyciela i wojny. Co sprawia, że nasz świat z sam siebie tonie w kataklizmach. Skoro to nie potwory, to kto?- z miejsca podniósł się Zangulus.
- Ten świat umiera, wiesz o czym mówię Philionelu?
- Tak - wyraźnie zmartwiony król
- Umarły król, który nigdy nie śpi, który zawsze czuwa, w końcu upomni się o swoje, gdy reszta odejdzie w niepamięć. -
- Jego jedynym celem jest unicestwienie świata.- Dodał Zangulus. Reszta przysłuchiwała się temu, kompletnie nic nie rozumiejąc.
- Mimo wszystko Niszczyciel potrzebuje sprzymierzeńców z tego świata. Jedyny sposób to znaleźć lekarstwo.
- Lekarstwo?- Zapytał młody mężczyzna podnosząc się z krzesła.
- Na chorobę trapiącą nasz świat.- Sprostował król.
- Musimy znaleźć sposób by zatrzymać Niszczyciela, otworzyć kryształ i jednocześnie przygotować się do wojny.
- To już po nas!- Odezwał się jakiś głos.
- Nie! Jest nadzieja, wiemy, że trzeba szukać na południu a szukającym nie może nikt pomóc, mogą jedynie pytać o wskazówki.
- To wszystko?- Zapytała młoda kobieta, przypominająca lekko nadgniłe zwłoki.
- Tak powiedziała wyrocznia Dahramsala.
- Nikogo nie może pomóc, szukać trzeba wszędzie, pytać każdego a znaleźć można nigdzie.- Zacytował z pamięci król. Reszta zebranych patrzyła na niego jak na wariata.
- I TAK mamy uratować nasz świat?- Zapytała w końcu Lina. Reszta zebranych pokiwała głowami.
- Miło było was poznać.- Powiedziała myśląc gdzie można najwięcej zjeść, bo jeżeli miał nadejść koniec świata to ona zamierzała jeść i tylko tyle.
- Nawet nie wiemy gdzie szukać. Trzeba by rozsyłać posłów, herosów, magów i najemników a i tak nie starczy nam czasu. Możemy próbować...- Krzyknął któryś z posłów. Naraz sytuacja w sali się bardzo zagęściła.
- Ale potrzebna będzie nam armia! Tysięczna armia! Nie ma takiej potęgi na świecie!- Krzyknął rosły mężczyzna odziany w zbroję płytową, z potężnym mieczem u boku. Znowu podniosła się wrzawa.
- Albo parę osób które potrafią w niezwykły sposób posługiwać się magią.-Rzuciła Lina, niby niedbale. Podrapała się po nosie i rozejrzała po sali. Zapadła cisza.
- Nie, nie proście mnie, nie mogę...- zaczęła.
- Wiesz, że wróg wyśle a sobą swoje sługi?- Zapytała Dolphin.
- Wiesz, że ja się stąd nie ruszam?- Odpowiedziała pytaniem na pytanie Lina.
- A tak w ogóle, kim jest nasz wróg?- Spytał nagle Goury rozglądając się nieprzytomnie po Sali,
- Milcz baranie!- Warknęła Lina i zdzieliła go w łeb.
- Stare zapisy mówią o Niszczycielu, nic więcej.- powiedział Dynast
-Podobno nasz świat zostanie zniszczony, gdy o nim zapomną…nie wiem kto dokładnie ma o nim zapomnieć ale tak jest napisane. -Powiedział zerkając za Gourego, który drapał się po głowie.
- Ciekawy sposób.- Wtrąciła Lina
- Przebił nawet Vallgava.-
- A…?- Zaczął szermierz.
- Zamknij się- Lina po raz kolejny zdzieliła go po głowie.
- Mamy teraz inny problem- po raz pierwszy odezwał się męski przedstawiciel rasy bogów.
- Jak mamy go powstrzymać?
- O to ty się nie martw, już to załatwiłam- powiedziała Lina waląc Xellosa w plecy.
- Jesteśmy MY!- Oświadczyła. W sali zapadło głuche milczenie.
- My…- Powtórzył Zelgadis.
- Tak my! Spece od przygód! Zapłaćcie tylko a my pójdziemy gdzie chcecie.
- Nie prawda…- Wtrąciła Filia ale tak, że nikt jej nie usłyszał.
- Zapłacimy ile zechcesz!- Oświadczył Philionel.
- To jesteśmy wasi! A musicie wiedzieć, że jesteśmy najlepsi!- Oświadczyła nie zważając na sygnały dawane przez przyjaciół.
- Zresztą, znamy TYLE zaklęć!- Ciągnęła Lina
- To ja zaprezentuję!-
- NIE!!!!!!!!!!!!- cała piątka rzuciła się aby powstrzymać czarownicę.
- Oni też co nie co potrafią.- krzyknęła spod przyjaciół.
- A więc szukajcie!
- No to lecimy, za nim będzie jeszcze gorzej! Zacznijmy -tu Lina podrapała się po brodzie- zacznijmy od południa!!!- W stała i klepnęła Gourego w plecy a szermierz ponownie wrócił na podłogę.
- Tylko ty mogłaś na to wpaść.- Westchnął Xellos.
- Nie jest tak łatwo tam dojść, droga jest trudna i długa. Czyha tam wiele niebezpieczeństw. To szaleństwo iść tam małą grupką, czasami całym armiom się nie udaje.- Powiedział Dynast cały czas ignorując zapał Liny.
- Nie mamy wielkich szans, ale zadanie trzeba wykonać.-wtrąciła niepewnie Dolphin.
- A jeśli nie my to, kto to zrobi? Co się stanie, jeżeli zawiedziemy? Komu chcesz je wręczyć?!- awanturował się Dynast.
- Bogom!- Zamachnął się na parę bogów,
- Czy może smokom?- Pokazał na Filię.
- Wiesz doskonale, co się kiedyś stało! Drugi raz nie dopuścimy do wojny! Nie teraz!
- Są jeszcze ludzie.- Lina podeszła do Dynasta, rudą czupryną ledwie sięgała jego brody.
- W ludziach cała nadzieja. I wyprzedzając twoje kolejne pytanie…
- Tak, jestem szalona.- Nagle pojawił się przy niej Goury.
- Nawet nie próbuj protestować, i tak nic z tego nie wyjdzie.- Zelgadis podszedł do nich.
- Lina jest jedyną osobą, której się może udać- powiedział
- Tak to panienka Lina zabiła Phibrizo i Gaava- podbiegła do nich Amelia.
- O tym mogłaś nie wspominać.- Rzucił ironicznie Xellos.
- Wspaniale- ucieszony Philionel klasnął w dłonie
- Czy zgadzacie się na wyprawę w nieznane?- Zapytał. Przyjaciele pokiwali głowami
- Ale nie znamy drogi- powiedziała Amelia
- Ja was poprowadzę, nie ma sensu rozbijać drużyny- powiedział Xellos podchodząc do reszty i opierając się na swojej lasce.
- Jakiej drużyny?- fuknęła Lina.
Filia odgarnęła włosy z czoła.
- Chyba ktoś musi was pilnować prawda?- Zapytała i podeszła do nich.
- Niech i tak będzie- krzyknął Philonel
- Od teraz jesteście drużyną, powiązaną miłością i przyjaźnią po wszystkie wieki-
- Nie przesadzasz trochę?- mruknęła Lina
- Ale pamiętajcie. Idziecie w świat bez pewności, że znajdziecie cokolwiek a czas nagli. Szukajcie. Powodzenia.
I tak zakończyła się cała rada. Jeszcze większym problemem. Lina z właściwą sobie gracją potrafiła wpakować ich w kłopoty jak nikt inni. Cóż było czynić? Ruszali na południe. Najpierw do miasta kupieckiego Almare, później się zobaczy…ale tym razem było gorzej niż zwykle. Tym razem nie wiedzieli absolutnie nic i mieli jeszcze o to walczyć. Tak jakby…trochę bez sensu.
Filia i Xellos jak zwykle wracali razem do pokojów dyskutując o absurdalności całej tej sytuacji.
- Widać czeka nas kolejna przygoda- powiedziała smoczyca, gdy nagle przed nimi pojawił się Dynast. Do Fili dopiero teraz dotarło, że ten mazoku, to te sam osobnik co pomógł jej wcześniej i to ten sam osobnik, który jej się podał i podoba…oczywiście tylko z teoretycznego punktu widzenia.
- Witaj, Xellosie- powiedział
- Dobry wieczór Dynascie - odparł kapłan.
- Wypada się przywitać z kobietą.- wskazał na nią. Filia spodziewała się, że zaraz padnie uwaga w stylu „jeżeli uważasz ją za kobietę” ale widać Xellosowi znacznie bardziej zależało na rozdrażnieniu Dynasta niż jej. Oczywiste! Mistrz marionetek w swoim świecie, teraz gdy przestała być oponentem w kłótni zamienił ją w pretekst. Lord zerknął na smoka i wyprostował się.
- My już się znamy.- uśmiechnął się leniwie.
- Ale skoro nalegasz...nie do wiary, że tak nisko upadłeś.- Delikatnie chwycił Filię z brodę i powoli obejrzał jej twarz. W tym geście zawierała się cała charakterystyka tej rasy…znają się na etykiecie, potrafią się opanować a mimo wszystko takiego smoka traktują jak przedmiot na wystawie. Filia nie szczególnie się zdziwiła, że lord potraktował ją jak jakieś rasowe zwierzę. Koniec końców i tak był bardziej kulturalny od Xellosa.
- Złoty smok, co? Ślicznotka z ciebie.- Chciał ją chyba pocałować(Filia nie była pewna czy może nie chciał jej ugryźć w szyję czy coś), ale Xellos był szybszy, walnął Dynasta jakimś silnym zaklęciem. Filia zacisnęła pięści i już miała przywalić najpierw Dynastowi za poufałość a potem Xellosowi, ze ta poufałość przerwał gdy poczuła szarpnięcie kiedy kapłan przytrzymał ją za szaty.
- Siedź.- syknął sam podszedł w stronę lorda.
- Uważaj- powiedział Xellos, jednak jego ton był zbyt beztroski by ta sytuacja mogła być brana poważnie. Dynast podniósł się z ziemi wycierając rękawem twarz.
- Dureń- zaśmiał się
- Silny jesteś- Dodał
- Nie pochlebiaj mi.- Odparł Xellos.
- Ale to nic nie znaczy.- Ciągnął zerkając na Filię.
- Naprawdę, nic.
- Nie żartowałem... ładna- Dodał po chwili i podszedł ponownie w stronę dziewczyny.
- Jasne…- Fuknął ironicznie Xellos.
- Mon Cheri..- pocałował Filię w policzek i zniknął. Dziewczyna spłonęła rumieńcem.
- Nic się ci nie jest?- Spytał kapłan odwracająca się w jej stronę.
- Debil- prychnął
- Nic. Czy on tak zawsze traktuje kobiety?- Zapytała rozglądając się po korytarzu.
- Nie z reguły jest miły i szarmancki, chciał mnie sprowokować.
- I udało mu się, sama bym sobie poradziła. Zresztą, nie jest taki zły....
- Co pomyślałabyś o mnie gdybym nic nie zrobił?- Filia się zamyśliła
- Ale tobie to chyba aż tak bardzo nie przeszkadzało.- Mruknął Xellos i uśmiechnął się złośliwie.
- O co mu chodziło?- Spytała Filia by nie odpowiadać na jego pytanie. Xellos wzruszył ramionami.
- O nic, chodźmy...
Następny dzień przyniósł ze sobą chmury, chłodny wiatr i na nieszczęście ich wymarsz. Z żalem żegnali białe miasto magii i z ogromną niechęcią przyglądali się rozciągającemu się przed nimi zniszczonemu gościńcowi. Ubrani w podróżne szaty stali przy bramach miasta żegnani tylko przez księcia Philionela. Gdy zamknęły się za nimi bramy Sailune Lina rozejrzała się dookoła.
- No więc, jak idziemy, w prawo czy w lewo?- Zapytała. Xellos poprawił ciężki płaszcz na swoich ramionach i wskazując lagą drogę, odparł.
- W prawo.
Za parę dni mieli przejść przez bród dużej granicznej rzeki Torne a stamtąd omijając od południa lasy Tureleńskie, mieli dotrzeć do Puszczy, małej części, która uratowała się z bastionów leśnych, które niegdyś porastały północ. Przyjaciele nie wiedzieli co ich czeka, gnani północnym wiatrem ruszyli w nieznane, szukać odpowiedzi, lekarstwa dla ich świata. Ta wyprawa miała przejść do historii, gdy nie zważając na niebezpieczeństwa ludzie, demony i bogowie ruszają w nieznane by ratować świat. Jednak jak na razie jeszcze nikt nie wiedział co przyniesie im przyszłość i jakie tego będą konsekwencje…na razie tylko szli przed siebie.
A co to to na pewno
Burzliwie to na pewno będzie..co do reszty to powiem krótko "sore wa himitsu desu"
A w dodatku został "Klucz Niebieski" krótki bo krótki ale z postanowieniem stricte romansowo przygodowym- matko nie wierzę, że to napisałam( w sensie że romansowo- przygodowy...nie że klucz niebieski)
Oczywiście tajemnica zawodowa ;D Hmm może happy endingowe określenie, zbyt cukierkowo mi sie kojarzy,jednakże burzliwy romans czy coś w ten deseń jak dla mnie mile widziany ;DDD
:)
Inne...to znaczy? Ah...może bardziej happy endingowe? Wyjdzie w praniu :P Jak powiem co będzie to nie będzie frajdy :P
Rewelacja!
Cóż za miła niespodzianka, prawie jak prezent na gwiazdkę!Odświeżony Destroyer a nawet i bym określiła go nowym wydaniem.Po prostu cud miód i orzeszki! Rówbież nie miała bym nic przeciwko temu jak by zakończenie było nieco inne lub by wnosiło coś nowego hmm ;> Mam nadzieje, że dawien dawny obiecany Prolog też się pojawi *-*
Pozdrawiam
Wielka fanka Kamenka ! :)
Nowy Destroyer
Czytałam starego Destroyera ale ten jest o niebo lepszy...fajniejszy język, fajniejsze gagi...tylko jak mam cię prosić żeby zakończenie było inne?!