Opowiadanie
Days of Destroyer
V. Wyprawa. Z jakiejś przyczyny w tym rozdziale ważną rolę odgrywają konie.
Autor: | Socki |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2009-07-17 12:55:36 |
Aktualizowany: | 2009-07-17 12:55:36 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.
Maszerowali od tygodnia, przemierzyli już dużą część gościńca prowadzącego na południowy- wschód. Droga była zarośnięta, nierówna, wszędzie leżały ogromne kamienie a gdzie niegdzie można było nawet odnaleźć roztrzaskany wóz. Ta część Kontynentu była Ziemią niczyją nie było u nawet jednej gospody a jedyni podróżni jakich można było tu spotkać to leśni bandyci i drobne rzezimieszki.
- Wiem, że nikt nie zapyta ale jeżeli ktoś zapyta to wciskajcie kit, że jesteśmy rodzeństwem, małżeństwem, cokolwiek.- Powiedziała Lina zakładając ręce za głowę i zerkając w niebo.
- Rodzeństwem. Na pewno nikt się nie skapnie.- Mruknął Zelgadis
- No to małżeństwem.- Mruknęła czarownica machając od niechcenia ręką.
- Wszyscy razem?- Ciągnął Zel.
- Rany, kiedyś byłeś mniej gadatliwy, wiesz?- Mruknęła czarownica.
- Cóż, ludzie się zmieniają Lino.
- Dlaczego nie mogła się zmienić ta część Zelgadisa, która za mną chodzi i poucza?- Zapytała zirytowana Lina. Zelgadis w odpowiedzi uśmiechnął się przebiegle.
- Nie mogę wierzyć! Robisz to specjalnie?!- Prychnęła czarownica.
- Nie mogę uwierzyć, że ciebie to dziwi. - Odpowiedziała chimera.
- Jestem w parze z Gourym!- Prychnęła.
- Chcesz mnie w ten sposób ukarać? I tak wybrałbym Amelię…
- Dalej powiedz to.- Fuknęła czarownica po chwili milczenia.
- Co?- Zdziwił się Zel.
- Bo Amelia ma większe piersi.
- Chodziło mi o przystępniejszy charakter ale teraz skoro o tym wspomniałaś…
- Hej!- Przerwała im Filia wchodząc między przyjaciół.
- HEJ! - Krzyknęła gdy dalej na nią nie zwracali uwagi.
- Co?- Prychnęła Lina.
- Ty jesteś z Gourym a Zel z Amelią.
- No i?
- Przemyśl to co powiedziałam i dostrzeż absurdalność sytuacji!- Wypaliła wściekła smoczyca.
- Że co? Że Xellos?- Zdziwili się pozostali.
- Filia robisz z igły widły, zawsze się tak dzieliliśmy w pary, ostatnia dołączyłaś do grupy a Xellos był jedynym wolnym. - Zel widocznie poczuł się w obowiązku rozjaśnienia sytuacji. Filia prychnęła
- Już od dwóch tygodni obowiązują mnie te cholerne reguły! Nie kłóć się z Xellosem! Nie obrażaj Xellosa! Nie bij Xellosa!!! To co ja mogę z nim robić???-
- No wiesz, jest sporo rzeczy, które można robić z przedstawicielem płci przeciwnej.- Rzucił beztrosko kapłan nie zwracając najmniejszej uwagi na powagę sytuacji.
- Ale nie z przedstawicielem przeciwnej rasy…- Syknęła dziewczyna i odeszła parę kroków tak by nie znajdować się zbyt blisko Xellosa.
- Znamy się tak długo, że nie powinno ci to przeszkadzać. Rany, rany…czy ja jestem desperatem? Mimo wszystko nie zaprzeczysz, że już drugi raz kończymy w parze.-
- Nie dorabiaj do tego spotkania żadnych zwariowanych teorii, jak za pierwszym razem. Ono nic nie znaczy. Zupełnie nic. Czasem w życiu tak bywa, że rzeczy nie mają znaczenia.
- Obiecuję gapić się w twój dekolt.- Zachichotał Xellos i w tym momencie Filia już wiedziała, że sprawa jest przegrana. Jak zwykle ją wyrolowali, paskudni śmiertelni, wredni, rozhulani… Nagle poczuła na karku czyjeś spojrzenie, odwróciła się i dostrzegła Xellosa stojącego wspartego o laskę. Kapłan uśmiechnął się złośliwie i pomachał do niej.
Nie minęły cztery godziny, gdy wkroczyli na polanę, całą zacienioną przez ogromny las znajdujący się przed nimi. Pnie drzew były grubości przynajmniej czterech normalnych a od puszczy tchnęło chłodem i wilgocią. Każdy z podróżnych w duchu modlił się by Xellos ogłosił, że ominą to miejsce szerokim łukiem i w tym momencie kapłan powiedział, że musza iść koniecznie tą drogą.
- Ale koniecznie, koniecznie?- Zapytała Amelia szczelniej otulając się płaszczem.
- Koniecznie, koniecznie. Fetusy infetusy siedzą nam na ogonie, tutaj się pogubią o ile w ogóle wejdą.- Odparł Xellos.
- A my się nie zgubimy?- Zapytał powoli Goury, jakby w obawia przed tradycyjnymi wrzaskami Liny wyklinającej jego głupotę.
- To się okaże.
Wkroczyli w ciemną puszczę, zostawiając za sobą jasny świat. W tym miejscu słychać było jedynie skrzypienie starych drzew, których gęste korony nie dopuszczały do ziemi nie tylko słonecznych promieni ale także powietrza. Wszyscy czuli dziwną grozę, jakby niechęć tego miejsca to każdego żywego stworzenia, która napawała ich chęcią ucieczki.
- Nie będę tutaj spała!- Ogłosiła wszem i wobec Filia, gdy tylko zobaczyła gdzie rozbijają obóz.
- Chcesz się przekonać smoku?- Zapytał Xellos i uśmiechnął się przebiegle.
- I co niby zrobisz?- Prychnęła.
- Zmuszę cię…- Oświadczył ze stoickim spokojem.
- Jak?- Zapytała unosząc lekceważąco brew.
- Siłą…- Odparł kapłan. Filia na dźwięk tych słów odskoczyła i schowała się za Gourym.
- Jeżeli mnie dotkniesz…- Zaczęła celując w kapłana palcem.
- Nie muszę cię dotykać, żeby cię zmusić do rzeczy, o których nawet byś nie
pomyślała.- Powiedział Xellos wciąż tym samym beztroskim tonem, jednak dało się wyczuć w nim dozę sadystycznej radości ze świadomości przewagi. Skoro już udało się mu uciszyć smoka zarządził postój, krótki bo krótki, ale te marne ludzie istoty jęczały, że chcą spać. Po za tym sam miał parę spraw do załatwienia a już naprawdę miał serdecznie dość ciągania tej całej czeredy obciachowych wariatów za sobą. Poczekał aż usnęli skuleni między ogromnymi, wystającymi z ziemi korzeniami drzew, wymazał na kartce prowizoryczną mapę i ulotni się.
- Co?! Nie mogę w to uwierzyć!?- Krzyknęła Lina wymachując kawałkiem kartki.
- Mówiła, no mówiłam ale nikt mnie nie słuchał. „Przeszkadzasz Filia”. „Narzekasz Filia”.- Gęgała smoczyca siedząc z założonymi rękami i miną pt: „A nie mówiłam”
- Dwa tygodnie a on już nas zostawił…jakie to oczywiste.- Powiedział Zel biorąc z rąk czarownicy mapę.
- A może czas najwyższy powiedzieć „miałaś rację Filia”- Dalej jęczała blondyna.
- Zamknij się Filia…- Warknęła Lina i po chwili namysłu oświadczyła.
- Słuchajcie mamy kierować się na jakąś Łysą górę, może po prostu polecimy albo chociaż użyję lewitacji, żeby sprawdzić w którą stronę iść.
- Tak na pewno nikt nie zauważy piątki podróżników przelatujących nad puszczą, po za tym pan Xellos napisał, w którą stronę mamy iść. A jeszcze bardziej po za tym, ja nie mogę używać magii…- Mruknęła Amelia, ściszając głos przy wypowiadaniu ostatnich słów.
- Ja też…- Dodała Filia i posłała jej porozumiewawcze spojrzenie.
- Co dni mie…- Zaczął Goury ale Lina zdążyła go walnąć w głowę.
- Milcz baranie. No dobra, pójdziemy na piechotę, koniec końców to tylko półtora dni
drogi.
- Mamy trzymać się rzeki.- Rzucił Zel nim ruszyli w dalszą drogę.
Mapa, którą zostawił im tajemniczy kapłan okazała się być wcale przydatną a proroctwa Filii, że na pewno coś pozmieniał nie sprawdziły się. Bez większych problemów dotarli do podnóża Łysej Góry i wtedy zaczęły się problemy.
- Jeść! Jeść! JEEEŚĆ! Nie wejdę tam póki nie zjem czegoś innego niż te koszmarne suchary! - Krzyknęła Lina rzucając torbą o ziemię.
- Ja też!- Zawtórował jej Goury.
- Dajcie spokój, przecież nie znajdziecie tu nawet jagody, co dopiero jakieś zwierzę. - Prychnął Zel.
- A wiadomo? Skąd wiesz ile będziemy siedzieli tam na górze? Ten okropny kapłan wyprowadził nas w środek lasu, trzeba sobie radzić!!!- Dalej buntowała się Lina.
- Dobra, już dobra, tylko nie krzycz. Zrobimy tak: Filia i Amelia pójdą na górę bo i tak nie mogą czarować, ja poszukam jakiegoś chrustu, myślę, że niszczenie żywych drzew mogłoby okazać się złym pomysłem, a wy coś upolujcie. Zgoda?-
- Dobra spotykamy się za parę godzin na górze.- Mruknęła Lina.
- A nie lepiej wnieść rzeczy i później się rozejść?- Zaproponowała Amelia. Reszta jej
Przytaknęła i zaczęli się wspinać stromym zboczem góry. Chłodny wiatr smagał ich niemiłosiernie, rozwiewając peleryny i plącząc włosy, ale nikomu to nie przeszkadzało ponieważ po raz pierwszy od paru dobrych dni, wreszcie mogli zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza. W pewnym momencie zbocze stało się niemalże pionowe i kiedy już myśleli, że na prawdę będą musieli użyć lewitacji, odkryli, że na sam szczyt prowadzą stare, kamienne, omszałe schody.
- Nie wiem jaki cel w tym miał Xellos, przecież tu będziemy jeszcze bardziej widoczni.- Oświadczyła Amelia wspinając się po schodach.
- Jesteś tego pewna?- Zapytał Zelgadis i wtedy reszta zrozumiała co miał na myśli. Na samym szczycie znajdowało się coś przypominającego, sanktuarium czy świątynię pierwotnych ludów. Z ziemi wyrastało osiem ogromnych kamieni, tworzących krąg, wyglądających jak kamienna korona zatknięta na czubku wzgórza. W środku tego kręgu było zagłębienie, gdzie można było się spokojnie ułożyć będąc niedostrzegalnym. Trochę niżej, szczyt porastał malutki zagajniczek, wyglądający jak wieniec.
- To dlaczego nazywają to Łysą Górą, jest równie nie łysa co cała reszta lasu.- Skomentowała to Amelia.
- Bo tak i już.- Prychnęła Lina i rozsiadła się wewnątrz kamiennego kręgu.
- Nie zastanawia was skąd Xellos zna takie miejsca?- Wtrąciła Filia rozglądając się po okolicy.
- Jak się ma przeszło dwa tysiące lat to problem nie odwiedzonych miejsc powoli zaczyna zanikać.- Mruknęła Lina zrzucając torbę na ziemię.
- Dobra, da się rozbić nawet jakieś dwa namioty…będzie też miejsce na ognisko.
- Ognisko? Chcesz dawać sygnały świetlne upiorom czy innym cholerom, które nas nie lubią. - Zapytał Zel.
- Jak się użyje czegoś suchego to nie będzie dymu.
- To znajdź mi w tym lesie chociaż jedną suchą rzecz…piasek się nie liczy.
- Dobra, wiecie co?! Idźcie wy już do tego lasu, my sobie poradzimy.- Oświadczyła
Filia wyganiając pozostałą trójkę na zewnątrz kręgu, byleby tylko nie musieć słuchać ich sporów. Gdy tylko Lina, Goury i Zel zniknęli, ona wraz z Amelią zabrały się za przygotowywanie obozowiska. Robicie namiotu przy takim wietrze okazało się być trudniejsze niż myślały, właściwie przypominało to próby położenia żagli przy silnym wietrze , ale w końcu dzięki sile Filii udało im się stworzyć prowizoryczne obozowisko. Było miejsce gdzie nawet dało się wygodnie zjeść, co prawda nie doszli do porozumienia co zrobić z ogniskiem ale dziewczyny na wszelki wypadek ułożyły krąg z kamieni przystosowany specjalnie do tego. Wnętrza namiotów wyłożyły świerkowymi gałęziami, żeby chociaż trochę izolować chłód i wilgoć bijące od ziemi a następnie poprzykrywały je zapasowymi kocami.
- Ehh czuję się jak na obozie!- Ucieszyła się Amelia klaszcząc w dłonie.
- Ja też.- Mruknęła Filia ale ton jej głosu wcale nie był radosny.
- Coś się stało Filio?- Zapytała księżniczka.
- Patrz, słońce już zachodzi a ich nie ma.
- Myślisz, że się zgubili.
- Mam nadzieję, że nie. Po nocy bardzo trudno będzie im odnaleźć drogę. O ile w ogóle będzie kto miał ją odnajdować…jeżeli rozumiesz co mam na myśli.
- Może powinnyśmy po nich iść?- Zaproponowała Amelia.
- Możemy iść po wodę, przyda się, a przy okazji ich poszukać. Tylko poczekajmy jeszcze chwilę.- Poprosiła smoczyca.
Tak też zrobiły. Po godzinie czekania na przyjaciół zabrały wszystkie bukłaki i poszły nad strumień, który opływał podnóże góry. Gdy zeszły do lasu okazało się, że panują już tam egipskie ciemności tak, że z trudem odnajdywały jakąkolwiek drogę. Doszły do strumyka, kierując się szumem wody, potykając się nieustannie o wystające korzenie lub kamienie, których nie dostrzegły. Zupełnie tak jakby sam las pragnął ich zguby. Drzewa skrzypiały groźne gnąc się na wietrze, który wył w ich koronach. Dziewczyny cichutko zeszły do brzegu przejęte jakimś niewyjaśnionym lękiem. W milczeniu napełniały bukłaki lodowatą wodą gdy usłyszały jakiś trzask.
- Słyszałaś to?- Zapytała cichutko Filia. Księżniczka wsłuchała się w ciemność ale jej uszu dobiegło jedynie skrzypienie drzew i krzyki nocnych zwierząt.
- Nie...- Powiedziała ale w tym momencie Filia chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą.
- Co ty?
- Ktoś tu jest. I to nie są nasi.- Szepnęła i ruszyła pewnym krokiem przed siebie. Wtem z ciemności dobiegł ich głośny krzyk, czy pisk przypominający płacz ranionego zwierzęcia.
- Co to było?!- Pisnęła Amelia i chwyciła się szat smoczycy. Filia znała ten odgłos.
- To oni…już wiedzą, że tu jesteśmy.- Ponownie rozległo się zawodzenie.
- Rozmawiają. Szybciej!- Ponagliła księżniczkę i pociągnęła w przeciwną stronę. Wrażliwy słuch pozwolił jej na wyminięcie zbliżających się upiorów jednak zapędził je w część lasu, której nie znały. Ponownie rozległ się płacz i zawodzenie, które teraz przerodziło się w gardłowy warkot. Wiatr przyniósł zapach zgnilizny i śmierci, przywodzący na myśl stary zapomniany cmentarz, przepełniony gniewem umarłych.
- Odsuńcie się!!!- Krzyknęła Filia i machnęła ręką. Nic, dalej nie mogła czarować.
- Lightening!- Rozkazała i błysnęło białe światło. To co ujrzała sprawiło, że kolana odmówiły jej posłuszeństwa. Ku nim kroczyły cztery wysokie postacie z obnażoną bronią. Pochylone ciemne sylwetki, górowały nad nimi, zbliżając się i wyciągając w ich stronę swoje drapieżne łapy.
- Amelia uciekaj.- Szepnęła Filia chowając za plecami księżniczkę.
- Ale…-
- Uciekaj, znajdź resztę. Najwyżej zmienię się w smoka.- Powiedziała odpychając ją od siebie. Dziewczyna posłuchała ale nie zrobiła pełnego kroku, kiedy jeden z upiorów zadarł głowę do góry i zawył tak, że dziewczyny musiały osłonić uszy przed dźwiękiem świdrującym ich mózgi. Filia jak w zwolnionym tempie widziała jak najwyższy upiór unosi ogromny, czarny zakrzywiony miecz nad głowę, celując prosto w jej bark i opuszcza go z niewiarygodną szybkością i siłą. Filia zacisnęła oczy gotując się na cios, jednak gdy ręka fetusa opadła rozległ się zgrzyt stali, tak jakby uderzył swym mieczem o twardy kamień. Smoczyca otworzyła oczy nie mogąc uwierzyć, że wróg spudłował i wtedy ujrzała przed sobą jaśniejącą ścianę przypominającą setki sześcianów połączonych ze sobą, przez co wyglądały jak plaster miodu. W pierwszej chwili pomyślała, że to Lina jednak jej domysły rozwiał znajomy głos dobiegający z nikąd.
- Rany, rany a miałem nadzieję, że obejrzę sobie jakąś walkę.- Powiedział Xellos dalej się nie pojawiając. Filia chyba po raz pierwszy w życiu ucieszyła się, że go słyszy. Upiór ponownie zamachnął się mieczem i ponownie trafił w tarczę stworzoną przez potwora.
- Odejdź- Powiedział powoli kapłan pojawiając się przed dziewczynami i unosząc swoją laskę ku górze. Upiór zamachnął się i uderzył, jednak po Xellosie został tylko łopot rozwianej peleryny, a kapłan już był za plecami upiora.
- Nie liczy się twoja siła…- Powiedział i parował potężne uderzenie przeciwnika własną dłonią.
- Kiedy nie wiesz jak mnie zranić.- Przez miecz, trzymany przez potwora przeszedł strumień energii, który godził w Fetus Infetusa.
- Liczy się za to to, że ja wiem…
- Jak zranić ciebie.- Zachichotał i znowu wyparował. Zdezorientowane upiory stały jakąś chwilę z obnażoną bronią i w końcu, któryś się zorientował, że skoro nie ma tego przebrzydłego potwora, warto zaatakować siedzącą nieopodal blondynkę. Ponownie ruszył ku Filii, która momentalnie się skuliła sądząc, że Xellos tym razem nie zjawi się z odsieczą bo dwa razy pod rząd nie można mieć takiego farta.
- Nie tak się nie bawimy.- Kapłan ponownie się pojawił i rąbnął w upiora jakimś silnym zaklęciem. Filia nie wiele widziała z całej walki, słyszała jedynie krzyki upiorów, łopot peleryny Xellosa, jego rozbawiony przyciszony głos i momenty, w których mroki rozświetlało jakieś zaklęcie. Jednak to co udało jej się ujrzeć sprawiało, że jej serce zamierało z przerażenia. Za każdym razem gdy widziała walczącego Xellosa zaczynała się go bardziej bać niż nienawidzić. Jego irytująca powierzchowność zupełnie przeczyła tej okrutnej naturze. Mimo wszystko w tym momencie, gdy miała do wyboru Xellos, Fetusy Infetusy, wybierała Xellosa. Przynajmniej nie śmierdział i prał skarpetki, chociaż tego drugiego nie była aż tak pewna.
- Smoku uważaj!- Filia usłyszała głos potwora a następnie zupełnie straciła równowagę pociągnięta do tyłu. Chwilę później usłyszała tylko szczęk metalu i przekleństwo Xellosa, który rzucił się na przeciwnika z jeszcze większą zaciętością.
- Filia zawsze musisz mi się płatać pod nogami! Spadajcie!- Krzyknął na nią potwór. Filia dopiero na dźwięk tych słów oprzytomniała i spróbowała się odczołgać na bok, jednak przeszkodził jej w tym silny ból w kostce. W ciemnościach wymacała bolące miejsce i poczuła, że jej szaty wilgotne są od krwi. Filia rozerwała kawałek szaty i przewiązała nim nogę, w tym czasie przeciwnicy zaczęli walczyć na dobre i teraz co chwila ziemię przebiegał jakiś wstrząs a z drzew leciały spore konary, wielkości młodych drzew. Filia chwyciła Amelię za rękę próbując odciągnęć na bezpieczną odległość i w tym momencie pojawił się Xellos, chwycił je za kołnierze i nagle wszyscy znaleźli się z powrotem na Łysej górze, krztusząc się i kaszląc od chmury siarki będącej efektem ubocznym teleportacji. Ku swojemu ogromnemu zdumieniu Filia stwierdziła, że ich wybawca jest zmęczony. Oddychał ciężko opierając się na swojej lasce jakby starał się odciążyć nogę. Nagle Filię olśniło. Już wiedziała dlaczego Xellos jej pomógł, no bo przecież nie zrobił tego bez powodu. Ich połączenie sprawiło, że teraz bardziej niż o swoje ciało, tajemniczy kapłan musiał obawiać się o jej i najwidoczniej nie wprawiało go to w dobry humor. Parokrotnie wykonał taki gest jakby chciał chwycić się za kostkę, lecz zamiast tego podszedł w stronę Filii i w dosyć brutalny sposób oderwał jej ręce od rany. Nie musiał nic mówić, dziewczyna bez najmniejszych problemów wyczytała z jego oczu za jak marne stworzenie ją uważa.
- Uda wam się zatrzymać krwotok?- Zapytał zwracając się do Zelgaidsa i Liny. Chimera kiwnęła głową i już po chwili rana na nodze Filii zmalała a po chwili została tylko po niej jasna blizna.
- Dobrze się czujesz?- Xellos zwrócił się w stronę Filii. Zaskoczona kiwnęła tylko głową i to był jej błąd ponieważ kapłan uznał, że w takim razie ma prawo ponownie się na nią wydrzeć.
- Po to kazałem wam siedzieć na tej cholernej górze, żeby takie sytuacje nie miały miejsca. Teraz już wiedzą kogo szukać!!!- Prychnął odwracając się akurat w stronę Filii. Jakby to była tylko i wyłącznie je wina. Za nią stała Amelia, Lina, Goury i Zel, wszyscy złamali zakaz. Ale darł się oczywiście na nią.
- Trzeba było nas nie zostawiać. - Odgryzła się, nie mając zamiaru pozwalać na tak niesprawiedliwe traktowanie.
- Miałem ciekawsze rzeczy do roboty niż ratowanie zagrożonych gatunków!-
- W tym momencie do „ciekawszych rzeczy” należy być kiedy jesteś potrzeby, a nie ulatniać kiedy ci się żywnie podoba ty niesubordynowany…
- Trzeba było powiedzieć, że będziesz tęsknić to bym się nie ruszał. A po za tym, nie oczekuj ode mnie posłuszeństwa, Filia- san. Pomagam wam, bo mi się to opłaca. Jestem potworem, tak trudno jest ci to przyjąć do wiadomości? - Odparł rzucając kapłance wyzywające spojrzenie. -Reszta grupy już dawno zapomniała o niebezpieczeństwie i teraz uczucie grozy zostało zastąpione przez rozbawienie. Xellos też się świetnie bawił, wzruszył ramionami i posłał Filii pozornie beztroski uśmieszek, pod którym kryło się tyle kpiny i złośliwości, że dziewczyna nie wytrzymała i nie wiele myśląc ryknęła.
- Ty śmieciu umyty, swołoczy anielska, potworze gnijący od miłosierdzia. Parchu ty niepokalany, obyś w życiu nie zgrzeszył i nie skrzywdził nikogo! Obyś spuchł od opicia świętym winem!- Zaczęła wykrzykiwać.
- Dalej dziewczyno! Zabrakło argumentów co?- Zapytał z kwaśnym uśmiechem kapłan gdy urwała by zaczerpnąć powietrza.
Smoczyca nie wytrzymała i ruszyła ku potworowi ale w tym momencie reszta grupy zareagowała i odciągnęła zwaśnione strony od siebie. Dziewczyny trzymały Filię po jednej stronie wzgórza, faceci Xellosa po drugiej i dopiero przy takim podziale miejsc zajęli się za przygotowywanie kolacji.
- Możecie spokojnie rozpalić ogień, nie będzie ich przynajmniej tydzień.- Mruknął Xellos, bardziej do swoich butów niż do nich.
- O! Fajnie! A co zrobiłeś?- Zapytała Lina pośpiesznie układając chrust na ziemi i podpalając go skromnym Fireballem.
- Zaklęcie rozkazu, długa historia.- Westchnął machając ręką.
- I co pewnie wmówiłeś im, że poszliśmy dalej?- Zapytała ponownie czarownica.
- Prędzej czy później się zawrócą. Wyruszymy w drogę jak się pogubią…w tej kwestii liczę na las.- Wytłumaczył i po chwili zastanowienia pogrzebał w torbie.
- Hej, smoku, masz jeszcze to.- Powiedział i rzucił w Filię paczką czegoś instant. Dziewczyna właśnie była zajęta patroszeniem ryb, więc opakowanie trafiło ją w czoło i ze smętnym plaśnięciem upadło na ziemię.
- Nie rozdwoję się.- Syknęła smoczyca.
- Xellos, skąd masz to żarcie…byłeś w mieście?- Zapytała podejrzliwie Lina lecz potwór uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi i wygłosił swoją tradycyjną formułkę.
- Przykro mi to tajemnica.
- Skoro nie chcesz powiedzieć to przydaj się na coś i pomóż Filii, szybciej będzie kolacja…czy może już śniadanie?- Oświadczył Zelgadis zerkając na niebo, które zaczynało już różowieć. Kapłan posłusznie podniósł się i ruszył w stronę ogniska ale gdy tylko ukucnął przy smoczycy ta przybrała odcień czerwieni i warknęła.
- Wara ci od moich garów!
- Patrzcie przybrała barwy wojenne.- Oświadczył Xellos i tycnął palcem policzek Filii. Tego było za wiele, rozjuszona smoczyca rzuciła się na biedaka. Goury i Zelgadis próbowali go ratować, gdy już wreszcie ściągnęli z niego Filię, miał podarte ubrania, wyrwane parę kępek włosów i był cały podeptany. Filia poszła znęcać się nad rybami a Lina pomogła Xellosowi.
- I po co dajesz się jej bić?- Zapytała kręcąc głową.
- Żeby mieć co wypominać.- Odpowiedział i uśmiechnął się do czarownicy.
Filia w ciągu pół godziny przygotowała ryby nadziewane żurawinami, zupę rybną i dziwną breję, którą dostarczył Xellos, i która miała być daniem instant. Do tego wszechobecne suchary. Jak na te warunki kolację lub śniadanie, które zaserwowała smoczyca, można było uznać za wykwintne. Cała czwórka(bo przecież bez Xellosa) rzuciła się na jedzenie.
- Może nie jest to co jadaliśmy u Amelii...- Powiedziała niepewnie kapłanka.
- Filia po sucharach wszystko jest pyszne- oświadczyła Lina między kolejnymi kęsami.
- Dzięki- wybąkała.
- To nie był komplement.- Zauważył Xellos, który od czasu do czasu rzucał jakąś swoją złotą myśl.
Gdy skończyli jeść było już jasno. Jako że i tak nie mieli nic ciekawszego do roboty, a po tej nocy mieli spore zaległości w spaniu, uznali, że ten dzień poświęcą na odpoczynek. Nim się obejrzeli wszyscy już byli w swoich namiotach i układali się do snu.
Była środek dnia wszyscy smacznie spali jednak Xellos nie mógł wytrzymać, normalnie wystarczała mu zaledwie godzina snu dziennie, więc ubrał się i poszedł na spacer. O dziwo okazało się, że nie on jeden nie spał. W oddali dostrzegł smukłą sylwetkę Filii znikającą w zagajniku otaczającym wzgórze. Pokręcił głową i podążył za dziewczyną. Pewnie szukała jakiś nowych problemów, w które mogła by się wplątać. Jak na złość w tym lesie takich problemów nie brakowało, gdyż jak wieść gminna głosiła las swoim życiem żył a co więcej, innego życia niż jego własne nie tolerował. Przecież kazał im zostać na górze...mówił, prosił. Rozmyślając o tym jaka to Filia jest uparta, nierozsądna, jak bardzo jej nie lubi i jak to się stało, że muszą być ze sobą połączeni, doszedł do zagajnika. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł jasnobłękitną sukienkę i złote włosy w odległości zaledwie parunastu metrów.
- Czemu nie śpisz?- Zapytał podchodząc do dziewczyny. Filia drgnęła i odwróciła się w jego stronę mierząc go chłodnym spojrzeniem swoich granatowych niemalże oczu.
- Nie twoja sprawa.- Prychnęła.
- Dopóki przeszkadzam mi w zrealizowaniu moich planów, to moja. A przeszkadzasz. Powiem więcej, ty masz do tego niesamowity dar.- Oświadczył
- Xellos zrób użytek ze swoich super mocy i super szybo zniknij mi z oczu.
- Dlaczego? Ja nie śpię, ty nie śpisz zróbmy coś konstruktywnego. O! Pokłóćmy się!
- Jestem zajęta. Szukam czegoś. - Prychnęła Filia rozglądając się po okolicy. W tym momencie Xellos wyczuł obecność jeszcze jednego żywego stworzenia, podniósł wzrok i zauważył stojącą w pewnej odległości klacz.
- Konia?- Zapytał.
- Że co?!- Prychnęła zirytowana Filia.
- Pytam czy szukasz konia?- Zapytał wskazując palcem na zwierze. Filia momentalnie przestała grzebać w podszyciu i zrobiła krok w stronę klaczy, która od razu poderwała głowę i bacznie obserwowała obcych.
- Xellos idź sobie, chcę podejść do tego konia. - Powiedziała odganiając go ręką.
- Dlaczego, ja go zauważyłem.- Zaprotestował.
- Pewnie się ciebie instynktownie boi. Sama do niego podejdę.
- Tak bo akurat dziki koń będzie miał ochotę na bliższy kontakt z tobą. Oswojone tego unikają.
- Czuję, że zaraz odprawię egzorcyzm! Spadaj!
- Nie. Znacznie chętniej poobserwuję jak oswajasz konia. Szykuje się niezłe widowisko.- Powiedział z kwaśnym uśmiechem.
- Chodziłeś do akademii dla kołków czy taki już się urodziłeś? Ten koń jest oswojony, ma podkowy.
- Ty masz piersi a to wcale nie oznacza, że jesteś kobietą.- Odpowiedział beztrosko wskazując palcem na jej klatkę piersiową.
- Pewnie tutaj weszła i nie może biedna zejść.- Powiedziała Filia kompletnie ignorując jego uwagę.
- Że co?
- Konie, krowy i inne takie mogą wejść po schodach ale nie potrafią zejść.
- Smoki też się liczą?- Zapytał potwór i tym samym wywołał koleiną swarę. Gdy tak się kłócili zaciekawiona klacz podeszła do nich i zaczęła przyglądać z dużym jak na konia zainteresowaniem. Dopiero kiedy koń skubnął Filię w ramię zorientowali się, że zwierzę stoi tuż przy nich, wcale się nie boi i co więcej najwyraźniej podoba mu się ponowne obcowanie z dwunożnymi.
- Dzika, tak?- Zapytała Filia unosząc brwi i z miną pt „wiem wszystko” poklepała konia po szyi. Xellos odwrócił się by nie oglądać tryumfu na twarzy przeklętej blondyny lecz kiedy tylko to zrobił poczuł charakterystyczny, kwaśny zapach. Rozejrzał się i jego obawy się potwierdziły. Stali w gąszczu rośliny nazywanej Heracleum mantegazzianum inaczej zwaną Barszczem Matagazzinego lub Turpią leśną. Były to rośliny, które wyglądały jak trzy metrowy krwawnik, i które powodowały bardzo silne oparzenia, jednak nie to Xellosa martwiło. Zastanawiało go, skąd te rośliny się tutaj wzięły, mógł przysiąc, że jeszcze chwilę temu wcale ich tutaj nie było.
- Przeklęty las.- Mruknął. Słyszał historie o tym miejscu, że tutejsze drzewa i rośliny nienawidzą innych stworzeń ale myślał, że na Łysej Górze nie odważą się ich atakować, tym bardziej za dnia!
- Mówiłeś coś?- Dobiegł go głos Filii tak zaabsorbowanej koniem, że nie zauważyła niebezpieczeństwa.
- Tak! Nie ruszaj się!- Powiedział odwracając się bardzo powoli. Smoczyca przyjrzała mu się ze zdumieniem.
- Coś się stało?- zapytała.
- Filia daj mi rękę.- Rozkazał.
- Chciałbyś!- Prychnęła i przytuliła się do szyi konia.
- Do jasnej cholery, durny smoku, rozejrzyj się dookoła. Patrz gdzie stoimy! Daj mi rękę!- Ponowił rozkaz i tym razem Filia go wysłuchała.
- Powoli....- Ostrzegł ją i także wyciągnął rękę w jej stronę. Jak bardzo przeszkadzał mu fakt, że teraz musi troszczyć się o skórę nie tylko swoją ale i Filii, mógł powiedzieć tylko sam Xellos. Zwłaszcza, że teraz po raz pierwszy w życiu miał słaby punkt, właśnie Filię.
Wylądowali na polanie u podnóża kamiennego kręgu. Filia zamrugała nerwowo i spojrzała na Xellosa i na konia, który stał tuż obok. Jeszcze chwilę temu leciała prosto na ten cały barszcz a teraz już leżała na zielonej miękkiej trawie. Podniosła się i usiadła na ziemi przyglądając wyraźnie wściekłemu Xellosowi. W tej chwili ten widok nie robił na niej najmniejszego wrażenia, ziewnęła i podrapała się po łydce obserwując jak kapłan przeklina głupotę jej i konia jednocześnie porównując oboje do siebie i nagle przekleństwa ustały a Xellos spojrzał na nią jakby zobaczył po raz pierwszy w życiu.
- Czego ty tam szukałaś kretynko?! - Prychnął zdejmując a potem otrzepując rękawiczki.
- Powiedziałam, że nie twoja sprawa.
- Moja. Jeżeli znowu wpadniesz w jakieś kłopoty to ja przede wszystkim na tym ucierpię.
- Narcyz, nawet byś nie poczuł.
- Wbrew pozorom Filio, z racji tego, że ból odczuwam wyjątkowo rzadko, kiedy już go odczuwam jest on bardzo dokuczliwy.- Odpowiedział nadąsany potwór.
- Jestem piękny i uroczy, no popatrzcie w moje oczy…- Zanuciła kapłanka i uśmiechnęła się złośliwie.
- To nie są żarty! Masz się mnie pilnować, słyszysz! Bo jeżeli nie znajdę jakiś sposób by mieć cię na oku 24 godziny na dobę, nie mam zamiaru przegrać z powodu jakiejś baby, która ma dwa zwoje mózgowe więcej niż koń…tylko po to by nie pić wody z wiara gdy myje podłogę.
- Wiesz co jakaś maleńka cząstka mnie miała nadzieję, że…- Zaczęła nadąsana Filia.
- Ty nie masz małych części.
- Że masz na tyle mózgu by poprosić mnie o ty bym starała się być w „twoim zasięgu”. Mimo wszystko mi także nie odpowiada ta sytuacja, a tak przynajmniej możemy złagodzić skutki tego przekleństwa. Jednak nie jestem pewna czy przypadkiem nie wolę śmierci od twojego towarzystwa. - Prychnęła oburzona.
- Dopóki ja żyję ty nie umrzesz. - Powiedział Xellos krzyżując ręce.
- To samo mogę powiedzieć o tobie…tyle, że w twoim przypadku działa to na niekorzyść.- Odparła smoczyca i posłała mu złośliwy uśmiech. Jak raz miała nad nim przewagę i wolała, żeby tak zostało.
- Dobra, to co zgubiłaś?- Zapytał w końcu Xellos starając się zmienić temat.
- Mówiłam ci, że…- Zaczęła ale urwała kiedy kapłan wyjął z kieszeni złoty łańcuszek z medalionem.
- Skąd to masz?!- Krzyknęła
- To tajemnica…albo nie. Zerwałem ci z szyi gdy ratowałem ci życie.
- Dawaj.
- Najpierw powiedz co to
- Jak byś się czuł gdybym wtykała nos w twoje życie osobiste?
- Paskudnie. Dlatego takowego nie posiadam.
- Oddaj to!- Krzyknęła Filia próbując zabrać łańcuszek Xelloswi ale on podniósł rękę tak, że nie mogła go dosięgnąć.
- Ładne masz w środku zdjęcia.- Powiedział śmiejąc się z jej bezradnej złości.
- Zajrzałeś?! Ty Namagomii! Oddaj!
- Jak mi powiesz kto to, to oddam…- Zaśmiał się specjalnie przeciągając drakę.
- Obiecujesz?- Zapytała.
- Może…-
- Świnia- Syknęła ale podeszła do potwora i kazała mu otworzyć medalionik. Wewnątrz znajdowały się dwa zdjęcia. Jedno przedstawiające ją, i sądząc po podobieństwie, jej rodziców a drugie młodego chłopaka o dużych dobrych oczach, uśmiechającego się pogodnie do osoby oglądającej fotografię.
- Moi rodzice…-Powiedziała Filia wskazując palcem na fotografię.
- I mój…-
- Brat?- Zapytał Xellos zupełnie nie świadom własnego nietaktu. Filia posłała mu zirytowane spojrzenie i powiedziała:
- Mój narzeczony.
- Narzeczony?!- Wypalił Xellos próbując powstrzymać się od parsknięcia śmiechem.
- Daj spokój przecież nawet deszcz na ciebie nie leci…znaczy się…- Urwał widząc minę dziewczyny.
- Co się z nimi stało?- Zapytała zupełnie nie widząc rozdrażnienia dziewczyny.
- Zostali zabici…
- Ale przeze mnie?- Zdziwił się.
- Nie.
- To co tak na mnie patrzysz jakbym ci ojca i matkę zabił.
- Bo jesteś nietaktownym gnojkiem.- Syknęła
- Wiem. To dlaczego patrzysz na mnie jakbym ci ojca i matkę zabił?
- Dawaj medalion i udajemy, że tej rozmowy nie było.
- Dawaj go!- Rozkazała kiedy Xellos wciąż go trzymał w dłoni.
- Xellos.
- Masz- Kapłan rzucił w jej stronę łańcuszek i wyparował. Schwyciła go w locie i pospiesznie zapięła. Dopiero wtedy zorientowała się, że przecież był zerwany. Ponownie go zdjęła i odnalazła miejsce, w którym zerwane ogniwa były zespawane. Mimo woli uśmiechnęła się do siebie i ruszyła w stronę obozowiska.
- Tylko nie mów, że…- Zaczęła Lina na widok Xellosa.
- Pokłóciliśmy się, zgadałaś.-
- Dlaczego mnie to nie dziwi. Hej zaraz co to?!- Zapytała wiedźma wskazując na konia, który przywlókł się za kapłanem. Xellos odwrócił się i spojrzał na zwierzaka.
- Koń.- Powiedział.
- Po co nam koń?!- Prychnęła.
- Zdecyduj.- Mruknął i rozpłynął się w chmurze siarki.
- A tego co pogryzło?- Zdziwiła się czarownica.
- Jeszcze się pytasz?- Zaśmiał się Zel.
- Ehh nie ułatwiają nam pracy, nie ma co.- Westchnęła ruda siadając przy palenisku i spoglądając na pozostałą trójkę.
- Zwłaszcza, że ta praca jest inna.- Przytaknął Zelgaids.- Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że tym razem szykuje się coś większego.
- Większego? Zel a istnieje coś takiego?
- Nie wiem. Jednak spójrz na to z tej strony Lino. Zazwyczaj naszą sprawą interesował się jeden lord potworów, jak dobrze poszło to dwaj i czasami bogowie…Xellos bardziej przeszkadzał niż pomagał a każdy próbował uszczknąć coś dla siebie…a teraz? Wszyscy panikują, nikt nie ma zielonego pojęcia co się dzieje, a my? My zgodziliśmy się iść w nieznane, szukać odpowiedzi, która nie istnieje. Widzisz w tym jakiś sens?- Zapytał. Lina pokręciła głową i spojrzała na przyjaciela.
- Sens jest zawsze Zel, tylko tym razem trudniej go dostrzec.
- Chciałbym dostrzec go jeszcze za życia.
- Moglibyście skończyć z tym czarnowidztwem?- Przerwała im Amelia wpychając się pomiędzy dwójkę.
- Zrobilibyście trochę miejsca…-Mruknęła odpychając Zelgadisa i Linę od siebie.
- A co ci tak zależy Amelio?- Zachichotała Lina. Księżniczka spłonęła szkarłatnym rumieńcem i momentalnie się wycofała.
- Lino, pozwolisz na chwilę?- Zapytał Zelgadis podnosząc się z ziemi. Księżniczka zrobiła minę zbitego psiaka ale czarownica posłała jej porozumiewawczy uśmiech.
- Chyba może być trochę zazdrosna.- Zachichotała czarownica wskazując na sylwetki Gourego i Amelii majaczące w oddali. Zel uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Zakładam, że o to ci chodzi.- Zaśmiała się czarownica.
- Kto wie.-
- No ale nie o swoim życiu uczuciowym chciałeś gadać.
- Tak. Lino, myślę, że to może się wymknąć spod kontroli…ta cała sytuacja. Wszyscy znamy twoje umiejętności ale jeżeli okaże się, ze to nie wszystko?- Zapytał Zel spoglądając w stronę zachodzącego słońca.
- Wiesz Zel, myślę, że w takich sytuacjach najważniejsze jest to co się robiło…nie ważne czy się udało czy nie. Wojna nigdy nie kończy się dla tych, co walczyli.
- Zdumiewasz mnie Lino Inverse.- Zaśmiał się mierzwiąc jej grzywkę.
- Mimo wszystko Zel…mam wrażenie, że tym razem nie chodzi o mnie…- Westchnęła.
- Czemu milczysz?- Zapytała kiedy Zelgadis uśmiechnął się jedynie na dźwięk jej słów.
- Chciałbym, żeby tym razem nie chodziło o ciebie…kto wie może czułbym się spokojniejszy.
- Śmieszny jesteś Zel. A czego ty byś chciał? Naprawdę, chciał?-
- Znaleźć odpowiedzi…
- Wracajmy bo Amelia umrze z zazdrości.- Zaśmiała się czarownica.
Tej nocy wszyscy siedzieli razem przy ognisku opowiadając różne historie. Noc była wyjątkowa, ostatnia przed wyjściem z wilgotnego lasu, i wejściem na zimne, nieurodzajne stepy Mrghhołtu. Wszystkie gwiazdy świeciły na niebie a księżyc był(prawie) w pełni. Nagle Filia zaczęła śpiewać po cichutku, potem coraz głośniej…Pieśń Wilków. Wszyscy słuchali tej przepięknej melodii jak we śnie. Czysty głos smoczycy rozbrzmiewał w ciemnej nocy. Pieśń ta była jedyną w swoim rodzaju kołysanką, którą Filię nauczyła matka, która nauczyła się jej od swojej matki i tak przez wieki. Pieśń ta miała jedną niesamowitą właściwość, usypiała każdego kto jej słuchał.
Amelia powoli osunęła się na kolana Zela a Lina i Goury oparci o siebie plecami przysypiali. Jedynie Xellos przypatrywał się smukłej sylwetce smoczycy skąpanej w miesięcznej poświacie (ach ta dusza poety), i zastanawiał się, co teraz się stanie. Co zrobi mając Filię na karku, dziewczynę, która może zrujnować każdy jego plan, niezdarną, nierozważną, kłótliwą. To, że fajnie się ją irytowało nie było wystarczającym powodem by ją trzymać. Westchnął i spojrzał na nią zastanawiając się co ma zrobić by rozerwać to połączenie. Może gdyby on ją zabił?
Dziewczyna podniosła wzrok znad ziemi i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Dokończ.- Poprosił Xellos zapominając o tym, że przed chwilą planował ją zabić. Filia pokręciła głową.
- Nie…końcówki nie śpiewam.
- A zaśpiewasz?
- Może, kiedyś?- Żachnęła się. Nagle Xellos zniknął z jej oczu.
- Bo wiesz, ładnie śpiewasz.-Poczuła ciepły oddech na szyi. Odwróciła się gwałtownie, a fioletowe włosy musnęły ją w policzek.
- Daj spokój.- Delikatnie odsunęła się w stronę ogniska.
- Naprawdę- Twarz Xellosa była tak blisko, że praktycznie stykali się nosami, przeszedł ją dreszcz od wpatrywania się w te fioletowe tęczówki.
- Nie zawstydzisz mnie, Xellos.- Powiedziała jeszcze bardziej odsuwając się w stronę ogniska.
- Xell…- Zająknęła się gdy potwór pochylił się w jej stronę. Pochylił się jeszcze trochę i…odciągnął ją od ogniska.
- Wolałbym żebyś się nie poparzyła…wiesz, z racji zaistniałych okoliczności. - Powiedział i jeszcze trochę ją odciągnął. Chyba załapał, że Filia musiała inaczej odebrać jego zachowanie by wyglądał na naprawdę rozbawionego.
Nagle powietrze przeszył przeraźliwy krzyk.
- Co to?- Krzyknęła przerażona Filia.
- Upiory!- Odkrzyknął Xellos.
- Lina, Zel, Goury, Amelia…Wstawajcie.-
- Upiory są tutaj.!
XD
Fajne...ale pierwszy akapit mnie zraził słowem "mruknął" które pojawiło się trzy razy pod rząd. Mimo takich niedopatrzeń i tak się fajnie czyta.