Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Days of Destroyer

VIII. Shadowspire i niestrawny posiłek pod „Wędrującą cielęciną”

Autor:Socki
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Fusion
Dodany:2009-09-10 17:13:04
Aktualizowany:2009-09-10 17:13:04


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.


VIII. Shadowspire, i niestrawny posiłek pod „Wędrującą cielęciną”

- Znowu zaczyna padać.- Powiedziała Amelia wystawiając rękę i sprawdzając czy to co poczuła to rzeczywiście był deszcz.

- Bzdura, patrz tam jest słońce.- Prychnęła Lina i wskazała horyzont. Chwilę potem ciszę przerwał potężny grzmot a na podróżników lunęła ściana wody.

- A nie mó…- Zaczęła Amelia.

- Nie kończ.- Syknęła wiedźma.

Szli od dwóch tygodni po, ogromnej szarej równinie, prowadzącej do małego miasteczka na południu, Shadowspire. Krajobraz był bardzo urozmaicony, nieskończone pola przecinała szara kamienna ścieżka, a szara, martwa trawa kołysała się na wietrze. Dodatkowo co chwila można było ujrzeć jakiś szary kamień o osobliwym kształcie kamienia.

Nic dziwnego, że przyjaciele mieli serdecznie dość monotonnego krajobrazu i równie monotonnej pogody. Cały czas jaki spędzili na równinie, słońce było schowane za chmurami gęstymi jak dym, a średnio co trzy godziny padało. Czasami z szarej jak popiół ziemi wychodził jakiś zombie i pytał od drogę lub godzinę. Po za tym nie było nic…żadnych znaków, że posunęli się do przodu nawet o milimetr. Zupełnie jak w koszmarnym śnie…szli, szli, szli a niczego to nie zmieniało. Z dnia na dzień byli tylko bardziej mokrzy i głodni.

- O patrzcie DRZEWO!- Krzyknęła Filia i wskazała coś co majaczyło w oddali parunastu metrów i rzeczywiście mogło okazać się drzewem. Dziewczyna przyśpieszyła kroku a cała grupa podążyła za nią.

- Ohhh…Drzewo, drzewo, drzewo.- Smoczyca zarzuciła ręce na kostropaty krzaczor i tuliła się do tego karłowatego kawałka drewna(które notabene było szare). W sumie to nawet bardziej przypominało skrzyżowanie krzaka z drzewem i jeszcze raz krzakiem, zresztą bardzo marnym.

- Hmm…- Xellos podszedł do drzewka* i przyjrzał się mu uważnie. Smoczyca wyciągnęła z sakwy kulę z nasion zalaną miodem i skubiąc słodycz obserwowała w milczeniu demona.

- Co Hmm?- Zapytała w końcu spoglądając na zamyślonego kapłana.

- Co?- Zapytał zaskoczony demon.

- To ja pytam co?

- Ale jakie co?

- Bogowie, czasami to nawet MI nie chce się wierzyć, że można być aż takim idiotą!!!

- Kto się przezywa ten się sam tak nazywa.- Naburmuszył się Xellos.

- Xellos…to było żałosne.- Mruknęła Filia zasłaniając dłonią oczy.

- No co!? Nie będę siedział bezczynnie podczas gdy ty rzucasz we mnie idiotami. Praktyka czyni mistrza!

- Potrzeba matką wynalazku.- Odparła Filia.

- Droga postępu doprowadzi do pałacu mądrości, Filio.-

- Jedz, pij i raduj się bo jutro możesz umrzeć.

- Wszyscy mają Chrupiące ziarna pszenicy w polewie ze złocistego miodu, mam i ja!- Krzyknął Xellos i rzucił się na Filię odgryzając kawałek jej kulki.

- Jak ty to możesz jeść?- Dodał po chwili. Filia z odrazą popatrzyła na kapłana a po chwili namysłu ostentacyjnie odwróciła się i odeszła.

- Hej, ale o co ci chodzi?- Zapytał plecy smoczycy.

- Kobiety…- Fuknął i postukał lagą o pień drzewa.

- A wracając do tematu…hmm…jeżeli mnie pamięć nie myli, musimy być blisko. - Powiedział do smętnej resztki rośliny.

- Czas najwyższy.- Rozległ się za jego plecami głos Zelgadisa.- Trzy tygodnie to całkiem sporo…tym razem nawet rozumiem Filię.

- A ja nie. I nie zamierzam.- Zapeszył się kapłan.

- A powinieneś, zwłaszcza, że teraz to właściwie jesteście mentalnymi bliźniakami syjamskimi. Na przykład powinieneś wiedzieć, że Varium et mutabile semper femina.

- Nie wiem jakie jest źródło mojej głupoty, ale jeszcze się nie wyczerpało. Oświeć mnie o Żelgadisie. -

- Chwiejną i zmienną jest zawsze kobieta. A skoro mowa o kobietach wiesz, że Lina i Amelia założyły się…-

- Niech zgadnę. Zakład dotyczył mnie i Filii?- Mruknął znudzony tematem rozmowy Xellos. Dlaczego nie mogli porozmawiać o ciastkach? A no tak…Zelgadis nie lubił ciastek.

- Widzisz, wcale nie jesteś taki głupi.- Oświadczył jego rozmówca. Kapłan westchnął, nie trudno się domyślić co może kręcić Amelię i Linę. Rachunek był zgoła prosty. Weź dwie naiwne nastolatki, dodaj do tego parę naturalnych wrogów skazanych na siebie przez los i masz podejrzenie romansu wszech czasów. Xellos ze smutkiem stwierdził, że podpada to już pod paragraf żałości.

- Czy ty mnie doceniłeś? Wiesz Zelgadisie, myślę, że nasza relacja rozwija się w złym kierunku. Chyba nie chcesz rozwiać nadziei Liny i Amelii. - Odpowiedział w końcu.

- A, czyli domyśliłeś się nawet o co się założyły. W sumie to było banalne, ale żeby było jasne…Lina uważa, że między Filią i tobą nic nie będzie.- Ciągnął Zelgadis.

- No jasne, że nie…będzie między nami. - Powiedział ze złośliwym uśmiechem. Pech chciał, że jego rozmówca pozostawał niezrażony i wciąż go męczył tymi bredniami.

- Mówię ci to po to, żebyś ostrzegł Filię. Ja tego nie zrobię bo dziewczyny się skapną. A i skończ z tymi płytkimi komentarzami. - Zakończył swój wywód Zelgadis i odszedł w stronę Gourego. Xellos pokręcił głową i ze smutkiem stwierdził, że jego głupie komentarze nie działają na resztę grupy tak jak kiedyś. Co się z nim stało? Nie oszukiwał, nie tak bardzo, nie irytował, nie znikał kiedy był potrzebny. To co z niego zostało? I wtedy do głowy przyszedł mu głupi, za to bardzo niewinny pomysł. Nic nie powie Filii o żadnym zakładzie. Zobaczy jak rozwinie się sytuacja, jednym słowem zabawi się kosztem Amelii i Liny…i częściowo Filii ale póki on na tym nie ucierpi, nie obchodziła go.

.

- Aaaa, knajpa, żarcie, ogień, kąpiel!!!- Krzyknęła Lina tak zachwycona zbliżającą się perspektywą

normalnego odpoczynku, ze nawet nie zauważyła, ze stanęła jakiemuś zombie na…no nazwijmy to twarz. Amelia siedziała na koniu a Zelgadis wlókł się zaraz obok. Goury biegł za Liną wykrzykując jakieś nieznane nikomu sylaby(chociaż jak można rozumieć sylaby?). Filia za to szła z głową spuszczoną ku ziemi, z fascynacją licząc ogromne omszałe głazy tworzące ścieżkę i nawet nie zauważyła, że jej zmora(czytaj Xellos) idzie tuż obok niej i z takim samym skupieniem, jak ona kamieniom, przygląda się jej. Powoli podniosła głowę. Jej wzrok napotkał czarne spodnie, czarną koszulę, czarny płaszcz z fioletowym podbiciem…a potem… kretyński uśmiech, zamknięte oczy i fioletowa czupryna.

- Czego?- Zapytała z kwaśnym uśmiechem.

- Oh Filio, znowu jesteś dla mnie niemiła.- Powiedział Xellos wywracając oczami.

- Bo mnie irytujesz. Irytujesz, złościsz, sprawiasz, że na samą myśl o tobie mam ochotę kopać, rwać i gryźć.

- Dziwne. Na innych tak nie działam. Poprawka, nie aż tak. Dlaczego ty nabawiłaś się takiej alergii na mnie?- Zapytał udając niewiniątko.

- Powiem ci coś co kiedyś każda żona powie mężowi. Zanim zadasz pytanie, zastanów się czy chcesz znać odpowiedź.- Powiedziała dziewczyna. Xellos zamyślił się.

- Dzięki. Chyba jednak wolę pozostać w błogiej nieświadomości.- Powiedział obserwując kątem oka skradające się Linę i Amelię.

- Mimo wszystko dziwi mnie twoja odporność na moje coś takiego, co budzi u obcych ludzi natychmiastową sympatię i zaufanie, niezależnie od tego, czy ten roztaczający wdzięk knuje coś czy nie.

- Cenisz siebie za skromność i za to, że jesteś najlepszy, co?- Prychnęła Filia i rzuciła mu pełne poczucia wyższości spojrzenie.

- Marny z ciebie gracz i oszust Xellosie.- Dodała i po chwili ponownie zostawiła kapłana, który znów nie wiedział o co jej chodziło.


Filia uśmiechnęła się do siebie i pogratulowała sobie zgrabnego zamknięcia Xellosa. Może i był kapłanem Bestii, super demonem i czymkolwiek tam sobie być chciał…ale był też mężczyzną. Ten ostatni fakt dawał Filii sporą przewagę. Ponownie się do siebie uśmiechnęła. Skręcili w prawo, i nagle ich oczom ukazało się niewielkie miasteczko wtulone między dwa szare wzgórza. Wszyscy z wyjątkiem Xellosa przystanęli ze zdumienia. Szare budynki miasteczka przypominały duże rodzinne grobowce, katakumby i mauzolea oświetlone gustownymi zniczami. Oczywiście całe miasteczko było szare, według panującej tu mody, a wzdłuż głównej ścieżki poustawiane były spore pomniki, przy wejściach(i obejściach) grobowców-domów stały sztuczne kwiatki podskubywane przez szkielety kurczaków i całej reszty trzody chlewno cmentarnej. Po ulicach, przechadzały się duchy, zmory, zombie, szkielety, wampiry, licze, paru nekromantów, oraz bardzo nieprzyjemnie wyglądający kapłani w czarnych szatach. Jednak najciekawszy był wielki budynek zrujnowanej katedry górującej nad miastem. .

- Gildia nekromantów.- Xellos z uśmiechem wskazał na katedrę.

- Oraz miasteczko Shadowspire.-

- Z widokiem na Dolinę Kurhanów.- Poinformował ich i ruszył kamienną ścieżką prowadzącą w stronę miasteczka. Cała reszta grupy z niedowierzaniem przyglądała się owemu, nader niespodziewanemu zjawisku.

- Idziemy? Zapewniam was, gospoda pod „Wędrującą cielęciną” jest jedyna w swoim rodzaju.- Powiedział kapłan odwracając się do sparaliżowanych członków grupy.

- Poczekaj chwilę, nie każdy potrafi przejść do porządku dziennego nad miastem zmarłych, tak jak ty.- Wydukała Amelia wpatrując się w tętniące życiem, cóż za paradoks, miasteczko.

- Serio „Wędrująca cielęcina” jest jedyna w swoim rodzaju.- Ponownie zapewnił ich Xellos, podkreślając „jedyna w swoim rodzaju”.

- Domyślam się.- Burknęła Lina.- Jakaż inna mogła by być tawerna prowadzona przez Nieumarłych.- Jednak głód przezwyciężył wątpliwości czarownicy i już po paru minutach przechadzali się wąskimi uliczkami Shadowspire podziwiając niecodzienny widok ożywionego cmentarza.

- I jeszcze jeden i jeszcze raz…- Zza rogu dobiegł ich bełkotliwy śpiew. Paru zombie, zalewało się w trupa(o ironio) i wykrzykiwało jakieś dziwne rzeczy w niebogłosy. Nagle zauważyli, trzy żywe panienki.. Ci którym zostały oczy, wytrzeszczyli je.

- E lalunie, chocce do nafs. Zapafimy Se.- Zagadał pierwszy z nieumarłych meneli. Amelia odskoczyła jak poparzona i przykleiła się do Zelgadisa. Nagle drugi zombie przykleił się do Gourego.

- O moja ty złotowłosa Perepeczko.- Zagruchał. Goury próbował wyrwać się z uścisku natrętnego amanta ale nie bardzo mu to wychodziło.

- Linaaa!- Krzyknął zrozpaczony wzywając pomocy.

- Oooo swojego mana wo- czik- wola!- Skomentował to trup na co Lina odwróciła się gwałtownie, i wysyczała przez zaciśnięte zęby.

- Kogo?-

- Eee Zdzi…ek, to chyba chich też bab aa- Wybełkotał najbardziej pijany z zombich.

- Chyba!!!- Syknęła czarownica tak wściekła, że zombie obłapiający Gourego postanowił się wycofać. Jednak pech chciał, że w drodze powrotnej trafił na Filię.

- Ze…ze.zenobiusz, paaaatrz jaka pie…ekna pa..czik pani.- Krzyknął nie szczędząc słów zachwytu i rzucił się z rozpostartymi ramionami w stronę smoczycy, która aż pobladła ze strachu.

- Jed en buz aczek, malenki, dla wujka ze Zdzi ska.- Wydyszał je prosto w twarz. Filia wyglądała jakby miała się rozpłakać.

- Filia, walnij go i idziemy! To tylko martwy pijak.- Krzyknęła Lina do smoczycy i nic nie robiąc sobie z niezręcznej sytuacji towarzyski ruszyła przed siebie.

- Nie mogę, nie mogę, nie mogę, proszę nie mogę.- Pisnęła Filia czując jak paraliżujący strach zaczyna obłazić jej ciało jak stado potwornych mrówek.

- Ratunku!- Zawołała słabym głosem starając się wyrwać namolnemu trupowi. W tej chwili stało się coś czego nikt się nie spodziewał. Wszyscy usłyszeli szczęk stali a po chwili martwiak rozpadł się na pół.

- Skoro dama prosi, należy usłuchać jej prośby.- Oświadczył niskim, opanowanym głosem nie kto inny a Zehir. Smok otrząsnął miecz z krwi i posłał reszcie grupy przyjazny uśmiech, za to przed Filią ukłonił się.

- K książę?- Wydukała dziewczyna tak zszokowana tą całą sytuacją, że prawie nie zwracała uwagi na szlachetną i piękną postać jej wybawiciela. Żeby nie było, nie umknęło to jej uwadze. Po prostu z racji zaistniałych okoliczności fakt przystojności Zehira nie pochłonął jej aż tak bardzo.

- Nic ci nie jest?- Zapytał książę z niebywałą uprzejmością w głosie i ostrożnie otoczył ją ramieniem.

- N nic. Dzięki.- Wybąkała dziewczyna otumaniona wszystkim co się przed chwilą wydarzyło.

Wędrująca cielęcina była jedyną gospodą w promieniu wielu setek mil. Można było się spodziewać, że pomimo niesympatycznej okolicy będzie tu jako taki ruch…ale nikt nie spodziewał się TEGO! Już z zewnątrz budynek był bardziej zachęcający niż pozostałe a co dopiero jego wnętrze. Gospoda na pierwszy rzut oka wyglądała jak kolorowy ul. Gdyby się uważniej przyjrzeć, można było zauważyć, że jest ogromnym kamiennym pomieszczeniem, z barem w jednym rogu i sceną w drugim. Większość izby zajmowały stoliki a z sufitu zwisał szkielet w klatce który śpiewał piosenki na zamówienie gości. Wampir w czerwonym fraku przygrywał na pianinie wyjątkowo ponętnym zjawom, które skakały wesoło na scenie. Inny jegomość, zapewne też wampir, zabawiał publikę chwytliwymi tekstami. Ogólnie, z ilości gości oraz rozmachu z jakim zorganizowano występy można by się domyślać, że bohaterowie właśnie trafili na jakąś imprezę czy występ. Zabiegany barman tracił głowę- dosłownie- co chwila a reszta jego ciała szukała jej gdzieś pod barem. Cała siódemka przybyszy zaczęła przepychać się przez tłum szkieletów, nekromantów, wampirów, duchów, liczy a nawet mumii popijających różne trunki w gorące rytmy wygrywane przez wcześniej wspomnianego wirtuoza.

W końcu dopchali się do lady. W tej chwili mogli podziwiać jedynie cztery litery gospodarza, gdyż ten był zajęty poszukiwaniem swojej głowy.

- Ehm…bardzo przepraszam- Powiedziała głowa barmana, którą ciało wyłaniające się zza lady trzymało pod pachą.

- Dzisiaj mam takie urwanie głowy, chyba wiecie o czym mówię.- Puścił do nich oko i zaśmiał się serdecznie po czym włożył głowę na kark. Był do potężny pyzaty zombie, całkiem zadbany, jak na trupa. Miał krzaczaste wąsy, roześmiane, CAŁE oczy a resztka blond włosów sterczała pod dziwnym kątem. Ubrany był w brudny fartuch w czerwone grochy. Przyjrzał się uważnie przybyszom i zamrugał.

- Xellos!?- Zapytał zaskoczony.

- No a kto ma być?!- Mruknął kapłan wzruszając ramionami.

- Kopę lat staruszku!- Ryknął na cały regulator wyrzucając starą ścierę do góry i wybiegł zza lady aby przytulić potworka.

- Też miło cię widzieć Główko.- Powiedział Xellos klepiąc zombie po plecach i starając się uwolnić z jego uścisku. Śmiesznie to wyglądało ponieważ truposz nie sięgał demonowi nawet do brody a mimo to w tej chwili robił z nim co chciał.

- Jadwinia, zajmij się gośćmi, dobra!- Krzyknął gospodarz w stronę kuchni.

- Nie ma mowy stary pierniku, od rana tyram a ty się obijasz.- Z kuchni dobiegł kobiecy głos a zaraz po nim wyleciała patelnia.

- Dziękuję złotko!- Odkrzyknął martwiak i wybuchł rubasznym śmiechem. Patelnia zatrzymała się na twarzy Gourego.

- Lubi się zgrywać moja druga połówka. Siadajcie, siadajcie.- Powiedział prowadząc ich w stronę miejsc dla V.I.P- ów. Mieli tam troszkę spokoju, gdyż były one oddalone od stolików dla tych zwykłych, hałaśliwych gości.

- A ty dalej w tej swojej fryzurze, już ja mam lepszą. No ale, ale… Co cię tu sprowadza stary druhu?- Zapytał zombie uśmiechając się do Xellosa, który chwycił kosmyk swoich włosów i zaczął oglądać je w skupieniu.

- Cóż, skomplikowana sprawa Gieniu.- Westchnął kapłan.

- Co wymaga wsparcia?- Zdziwił się i nie czekając na odpowiedź ryknął.- Jadwina! Dawaj gorzałę!-

- Nie, nie Pętelka nie trzeba, my służbowo. - Powiedział szybko Xellos udając, że nie widzi zwiedzonych spojrzeń reszty.

- A co Zellas musi już całą grupę zatrudniać?-

- Zellas już nie jest moim pracodawcą.- Wyjaśnił kapłan.

- O! A co się stało.

- A to tajemnica.- Padła tradycyjna odpowiedź. Barman się zaśmiał.

- Nic się nie zmieniłeś! Do was też taki tajemniczy?- Zapytał pochylając się do Filii, która pisnęła i przerażona wczepiła się w szaty Xellosa.

- Nie bój się ślicznotko! Nie zjem ciebie!- Powiedział. Zamyślił się widząc Filię przyklejoną do kapłana.

- Mówiłeś, że co jak co ale dziewczyny mieć nie będziesz…- Oświadczył po chwili. Na dźwięk tych słów Filia ponownie podskoczyła i wtuliła się w drugi koniec ławy, to jest Zehira.

- Nie mamy ze sobą nic wspólnego.- Oświadczył Xellos ze świętym oburzeniem w głosie.

- Jasne…zapomnij…- Zaśmiał się trup.

- Gienieeeeeek!!!- Z kuchni dobiegł kobiecy krzyk.

- Już idę poziomeczko!-

- Wybaczcie…goście. Normalnie nie ma tu aż takiego tłoku ale dziś mamy specjalną imprezę. Będzie czego posłuchać!!! Naprawdę jest co oglądać moi mili. Ale porozmawiamy po pracy…a teraz udajcie się na odpoczynek. Dam wam klucze do pokoi, wszystko na koszt firmy- Powiedział. Chwycił ścierkę i pobiegł do baru pozostawiając przyjaciół samych ze sobą.

- Wreszcie żarcie!- Powiedziała Lina zacierając ręce i oglądając Kabaret Witalnego Niepokoju. W tym czasie reszta grupy zajmowała się sobie tylko znanymi sprawami.

- Co ci odbiło, mogłaś go urazić.- Powiedział Xellos i szturchnął Filię laską by ta zwróciła na niego uwagę.

- Mam prawo bać się żywego trupa, nie?- Prychnęła dziewczyna ostentacyjnie odwracając głowę.

- Nie, Główka jest w porządku.- Zapeszył się demon.

- Ale inni nie.

- O czym ty mówisz?

- O tym, że kiedy jakiś pijak przywala się do dziewczyny to nie idzie się sobie do karczmy.- Powiedział Zelgadis, który przysłuchiwał się ich rozmowie siorbiąc miód pitny.

- No ale sobie poradziła.- Powiedział Xellos kompletnie nie rozumiejąc dlaczego ta dwójka go objeżdża.

- Nie, Zehir jej pomógł.- Oświadczył Zel.

- Zehir???- Powtórzył kapłan jakby dopiero się zorientował, że smok też tutaj jest.

- A co dziwi cię to! On przynajmniej wie, że nie pozwala się żeby jakiś trup całował kobietę.- Fuknęła Filia miotając w stronę kapłana gromami z oczu.

- Kobietę.- Powtórzył Xellos.- K-O-B-I-E-T-Ę zaraz, myślałem, że mówimy o tobie?!- Wypalił i posłał dziewczynie złośliwy uśmiech. Smoczyca prychnęła wściekła, wstała i odeszła od stołu.

- Oj dobra po co od razu te nerwy!!!- Oburzył się demon zirytowany tą typową dla Filii egzaltacją. W tym momencie do ich stołu przywlókł się jakiś zalany w trupa, trup.

- Kobiety…nie możesz żyć z nimi…i nie możesz żyć bez nich!- Wybełkotał i zwalił się pod stół.

- Ona ma racje, wiesz. - Powiedział Zelgadis przyglądając się kapłanowi znad własnego miecza.

- A co ja jestem? Niech sama sobie radzi.- Prychnął.

- Masz rację Xellosie. Co ci do Filii. Zwłaszcza teraz. Wiesz ty to zawsze się ustawisz. Wcześniej ty musiałeś jej pilnować, żeby nic się jej nie stało, bo jeszcze odbiłoby się to na tobie. Teraz to nawet tego nie musisz robić bo robotę odwala za ciebie Zehir.

- No widzisz?- Oświadczył Xellos z zadowoleniem, wykładając nogi na stół i zakładając ręce za głowę. Nagle w jego głowie doszło do eksplozji. Opiekun…pfe…obrońca. Obrońca Zehir? Zehir, Filia? Smok i smok???!!! Filia kobieta…Zehir mężczyzna.

- Zehir powiedziałeś?- Powiedział z przerażeniem rozglądając się po gospodzie. Nigdzie nie było ani widu, ani słychu, ani Filii, ani Zehira.

- Tak, Zehir.- Przytaknął Zelgadis ze złośliwym uśmiechem. Xellos zerwał się na równe nogi. Jeżeli ta idiotka zrobi coś głupiego, a zrobi bo była Filią, to po nim. Umarł w butach.


W tym czasie Filia cieszyła się towarzystwem samego księcia Zehira, chociaż lepiej by było

powiedzieć, że bardziej zadowolony był sam książę. Filia, będąca obiektem nieukrywanego zainteresowania pozostawała dosyć obojętna.

- Może powiesz mi, drogi książę co porabiasz tutaj, w Shadospire, o którym bez trudu można powiedzieć, że zostało zapomniane przez świat. - Zapytała Filia wychodząc wraz z towarzyszem na dwór. Owiał ich chłodny wiatr, który przyniósł za sobą zapach cmentarza.

- Cóż…nie wiele Ci mogę powiedzieć Filio. Zmierzam do Doliny Kurhanów, ale nie ukrywam, że to przede wszystkim możliwość ponownego ujrzenia ciebie, sprawiła, że zgodziłem się na tą podróż. - Powiedział posyłając jej wymowne spojrzenie. Dziewczyna mimo woli odwróciła wzrok, ale powiedziała.

- To prawdziwy zaszczyt, książę.

- Filio wiem, że tylko tobie są znane powody twojej podróży lecz…chciałbym wiedzieć, czy może chciałabyś wrócić ze mną na Driael. Ty wiesz, musisz wiedzieć…- Zaczął smok wlepiając wzrok w horyzont. Filia wstrzymała oddech czekając na jakieś poważne oświadczenie. Nie żeby tego chciała. Serce wcale jej nie biło szybciej, na widok Zehira i wcale nie marzyła o spokojnym życiu u boku odpowiedzialnego i opiekuńczego mężczyzny. Prawdę mówiąc jej serce skończyło z tymi wszystkimi podlotami jednocześnie ze śmiercią Agraela, a głowa nie chciała nawet dopuścić świadomości szczęścia w jakimkolwiek związku, który nie byłby związkiem z jej narzeczonym…teraz niestety nieboszczykiem. Jednak prawda była taka, że nawet ona nie mogła uciekać w nieskończoność. Czas było wziąć się w garść i skoro i tak już się nie mogła zakochać, to przynajmniej mogła postąpić racjonalnie. Zapewnić sobie spokojne życie. Bo nie każdego stać na romantyczność.

- …co czuję. Każdy dotyk twej ręki, ty wiesz, powoduje nieopisany dreszcz. Wiem, że znamy się krótko ale pragnę cię zapewnić, że chwila bez ciebie to wiek, a wiek z tobą to chwila. - Ciągnął smok. Filia musiała zacząć głębiej oddychać, i to tylko po to by jej nie zemdliło. Sytuacja rzeczywiście była patowa i wtedy stała się ostatnia rzecz, której oczekiwała smoczyca…i sądząc po jego minie Zehir też. Z tawerny wyszedł Xellos rozglądając się na boki, gdy tylko ujrzał Filię ruszył w ich stronę szybkim krokiem a jego peleryna łopotała za nim wzmacniając efekt K.W.D.O.n.P „kroku wściekłego demona obciętego na pazia”

- Tu jesteś!!!- Prychnął podchodząc do pary smoków.

- Xellos…- Wymamrotała Filia kompletnie zdezorientowana całą sytuacją

- Mieliśmy umowę? Tak? Tak! Prosiłem cię o coś?! TAK?! TAK! To wytłumacz mi, do jasnej, cholery jak to się dzieje, że kiedy ja o coś proszę to ty zawsze możesz o wszystkim zapomnieć. Za to kiedy ty coś chcesz ja muszę lecieć jak durny, bo inaczej PAAANI Filia zrobi awanturę i przez kolejny miesiąc będzie mi wypominała jak to bardzo nieszczęśliwą ją uczyniłem!!! - Wypalił kapłan. Zehir gapił się z mieszaniną zażenowania i przerażenia, to na Filię to na Xellosa.

- Xellos o co ci…- Zaczęła smoczyca czując, że czas najwyższy budzić się z tego pogiętego koszmaru sennego, w którym Kapłan Bestii robi jej scenę zazdrości.

- I co on w ogóle tu robi?!- Ciągnął demon wskazując na księcia, który chyba zorientował się, że nie jest mile widziany i pośpiesznie się wycofał.

- Pozwolę ci na takie zachowanie jedynie ze względu na tą damę. Wybacz pani, że cię opuszczę, widzę, że musicie między sobą coś załatwić.- Powiedział i dumnym krokiem ruszył w stronę „Wędrującej Cielęciny”.

- Pogięło cię czy jak?!- Prychnęła Filia wyrywając nadgarstek z uścisku Xellosa. Kapłan rozejrzał się nerwowo i odetchnął.

- Ty nie rób mi tak!!!- Jęknął demon. Dziewczyna zamrugała nerwowo i poczuła wyjątkowo nieprzyjemną suchość w ustach.

- Xellos nigdy nawet nie podejrzewałam, że to powiem, ale czy ty przed chwilą byłeś o mnie zazdrosny?!- Zapytała modląc się w duchu by zaprzeczył.

- Błagam nie rób mi tego!- Wypalił kapłan i wyparował pozostawiając Filię z mętlikiem w głowie i kolanami jak z waty.



Lina jak zwykle spędzała przerwę między pierwszą częścią obiadu, a drugą, w towarzystwie Gourego.

Oboje siedzieli za stołem z błogimi uśmiechami obserwując gości tłoczących się w głównej sali gospody i przysłuchując się kolejnym występom coraz raz ciekawszych artystów.

- Wiesz co Goury? Wiele widziałam, ale to…to jest coś.

- Cóż „Wędrująca Cielęcina” to prawdziwa legenda.- Westchnął szermierz.

- Legenda?- Powtórzyła Lina spoglądając na blondyna.

- A no…

- To ty znasz coś takiego jak legenda. I jak to się stało, że słyszałeś o niej a ja nie???

- Ja pojęcia nie mam jak to się stało, że ty nie wiesz Lino. Ale…- Goury posłał jej dziwny uśmiech i zniknął wśród tłumu. Lina zachodziła w głowę co też mu do głowy strzeliło gdy nagle usłyszała dobiegający ze sceny głęboki, niski głos wampira konferansjera.

- A teraz, z szanownym wzruszeniem, niepokojem i radością. Oh cieszcie się bardzo bo występuje przed wami Zoltan.

- Dobry wieczór państwu! Albo już dzień dobry. Podzielam twoje wrażenia Nosferu. Muszę przyznać, że nie planowałem śpiewać tej piosenki tego wieczora…ale…ah co ja będę gadał! Zapraszam do Karczmy Umarłej!!!- Powiedział wysoki, blady mężczyzna wychodząc na scenę i kłaniając się przed publiką oraz gospodarzem. Zaraz rozbrzmiały pierwsze akordy, artysta nabrał powietrza w płuca i zaczął śpiewać.

Raczej zawróć, raczej nadłóż parę staj,

Choćby ziąb cię spalił, wiatr oślepił -

Przed tą karczmą nie zatrzymuj sań:

Nie pij, moja miła, nie pij...

Tam z kieliszków wyskakuje siny bies,

Czuły tenor, bies rozanielony,

Stuknie w szkło - już w kieliszku pełno łez,

A on płacze, coraz wyższe bierze tony.

Stuknie w szkło, weźmie cis, wstrzyma czas

I z wieczności - sama wiesz najlepiej -

Będzie kpił: jeszcze jeden do mnie raz

Przepij, moja luba, przepij.

Brzękną szkła... patrzysz w krąg - tenor sczezł,

Ton ostatni jeszcze słania się po stole,

A z kieliszka drugi bies, rudy bies,

Wyjrzał tępy - czarną bruzdę ma na czole.

Wlepił wzrok: w mózgu myśl, ostra kra

Tęskny gzygzak tnie ci czoło między brwiami...

Stuknął w szkło - już w kieliszku jestem - JA!

Nie pij czasem, nie daj się omamić!

- Ty żeś to, mój miły? - Brzękną szkła -

Pękną ściany, dach dwupoły się rozłamie,

Miast posadzki - czarny lej bez dna.

I zakracze z wszystkich stron niepamięć...

Tylko walczyk czarci będzie łkał

Słodki walczyk - ach, niezapomniany!

Pierwsze pas, drugie pas, trzecie pas

I wypłyniesz lekka poprzez ściany...

Raczej zawróć, raczej nadłóż parę staj,

Choćby ziąb cię spalił, wiatr oślepił -

Przed tą karczmą nie zatrzymuj sań:

Nie pij, moja miła, nie pij...

- I jak się podoba?- Zapytał Goury wracając na swoje miejsca i chichocząc na widok miny Liny.

- Zamówiłeś piosenkę?!- Wypaliła czarownica.

- A co? Nie wolno?- Zapytał wzruszając ramionami. - Kiedyś w każdej szanującej się tawernie można było usłyszeć pieśń o Karczmie Umarłej. Muszę przyznać, że przez dłuży czas byłem przekonany, iż to zwykła wydumka. Gospoda, w której nieumarli serwują najlepszą wódkę? Przyznasz, że brzmi to trochę śmiesznie. - Powiedział.

Lina wpatrywała się w wysokiego, blondwłosego mężczyznę i zastanawiała się gdzie jest Goury. Ten Goury co nie umiał sklecić złożonego zdania, zadawał idiotyczne pytania i nie znał piosenek na pamięć, a już na pewno nie zamawiał ich u Wampirów prowadzących imprezy w tawernach prowadzonych przez zombie. Ta cała podróż zdawała się szkodzić wszystkim członkom grupy. Szermierz widząc zaskoczenie rudej położył jej swoją dłoń na głowie i potargał grzywkę.

- Co mnie tycasz?- Prychnęła przypomniawszy sobie o odpowiedniej dawce butności.

- Eh Lina, Lina.- Westchnął szermierz i wrócił do oglądania spektaklu.

- Co?-

- Nic.- Powiedział uśmiechając się.

- Uśmiechasz się. Powiedz co.- Zażądała.

- Nic Lino. Oglądaj.- Polecił jej i sięgnął po kufel z grzańcem. Lina zrobiła naburmuszoną minę ale towarzysz zdawał się nic sobie z tego nie robić. „Mężczyźni” Pomyślała z pogardą i rozejrzała się po gospodzie. Filii, Xellosa i Zehira nigdzie nie było, za to gdzieś pod sceną stali Amelia i Zelgaids.

- Idę po coś dopicia. Chcesz coś?- Zapytała. Goury w odpowiedzi podniósł pełen kufel. Lina

ruszyła w stronę baru i po długiej podróży wreszcie udało jej się zamówić „coś na przepłukanie gardła”. Westchnęła i wlepiła spojrzenie w sufit po, którym tańczyły światła rzucane przez świecie i inne obiekty emitujące fale o długości widzialnej dla człowieka. Zadawanie sobie w tym momencie pytań typu:

- Co teraz będzie?

- Ku czemu zmierzamy?

- Kiedy znajdziemy odpowiedź?

- Czy ta odpowiedź w ogóle istnieje?

- Czy tym razem istnieje sens tego…tego wszystkiego.

- A do tego jak daleko zajdą, co im los przyniesie, jak bardzo zmieni ich ta historia i czy tym razem nie zabraknie jej szczęścia w ratowaniu świata?

…chyba nie miało większego sensu. Doświadczenie mówiło jej, że nie należy planować bo ufanie przyszłości to totalny idiotyzm, jednak z drugiej strony nie mogła pozbyć się wrażenia, że tym razem trafili na coś, co naprawdę może ich przerosnąć. Sam fakt, że ruszyli szukać czegoś czego nie ma, a Xellos im pomagał, już o czymś świadczył. Nagle z zadumy wyrwał ją głos Filii.

- Był tu Xellos lub Zehir?- Zapytała rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu. Lina pokręciła głową.

- Jakby co…nie widziałaś mnie.- Powiedziała i zniknęła w tłumie. Lina zamrugała zaskoczona i już miała wrócić do obserwowania sufitu gdy pojawiła się przed nią wyniosła postać Zehira.

- Widziałaś może Filię?- Zapytał.

- Była tu przed chwilą ale gdzieś zniknęła.- Powiedziała czarownica. Smok skinął głową i odszedł. Lina raz jeszcze zamrugała i raz jeszcze miała wrócić do sufitowania gdy nagle pojawił się Xellos.

- O! Hej Lino! Widziałaś Filię?- Zapytał.

- Była…ale…się…zmyła.- Wydukała czarownica, której zdolności pojmowania wymiękały w zaistniałej sytuacji.


„ Xellosowi odbiło. Zehirowi zresztą też. Zehirowi mogło odbić. Xellosowi nie. Xellos to pies ogrodnika…a Zehir to idiota. A ja jeszcze większa idiotka, że mnie to rusza.” Myślała Filia przeciskając się przez tłum w poszukiwaniu damskiej toalety. Tam jej na pewno nie dopadną. W końcu dopadła drzwi od łazienki i wpadła tam jak do ostatniego bezpiecznego miejsca na ziemi.

- Booogowie!- Zajęczała przysiadając pod ścianą i łapiąc się za głowę.

- Co też mu odbiło?- Zapytała siebie. I chodziło jej tutaj tylko i wyłącznie o Zehira. Xellosa wykluczyła na starcie uznając, że po prostu zebrało mu się na głupawe żarty.

- Coś się stało? Panienko Filio?- Usłyszała głos Amelii nad swoją głową. Jeszcze jej namolnej nastolaty brakowało do szczęścia.

- Owszem.- Fuknęła smoczyca i szybko tego pożałowała bo księżniczka przysiadła przy niej uznając zapewne, że Filia ma ochotę na babskie pogaduchy. Po chwili wahania stwierdziła, że nic jej się nie stanie jeżeli komuś się zwierzy.

- Bo chodzi o Zehira!- Wypaliła.- Przed chwilą wyskoczył do mnie z tekstem, że chce żebym z nim wracała i…no wiesz, że mu się podobam.- Powiedziała to w taki sposób jakby właśnie ktoś ją zwyzywał.

- Nie dziwi mnie to.- Oświadczyła Amelia. - Jest pani ładna…no wysoka blondynka, o wielkich błękitnych oczach i takich tam…to się facetom podoba.

- Ja się nie pytam czy ciebie to dziwi! Ja się w ogóle o nic nie pytam! Ja nie wiem co mam robić!- Wyjęczała Filia łapiąc się za głowę.

- Jak to co? Podoba się pani książę Zehir, czy nie? Chce pani z nim być czy nie? Jeżeli tak to idzie pani do niego i mu to mówi. Jeżeli nie, to też pani idzie do niego i mu to mówi…i koniec.

- A co jeżeli nie wiem?

- Jak to panienka nie wie? A jest ktoś jeszcze?- Zapytała podejrzliwie księżniczka.

- Nie! No co ty! Chodzi o to, że nie ma nikogo. Zehir mi się nie podoba, jest taki…dziwny…no ale rozsądek podpowiada.

- Panienko Filio, rozsądek. Nie wolno udawać uczucia ani cynicznie podchodzić do miłości!

- A co jeżeli ja inaczej nie potrafię…Dobra! Nie było tej rozmowy! Nie gadałam z tobą o czymś tak żałośnie banalnym! - Powiedziała i podniosła się z ziemi.

- Moim zdaniem to nie jest banalne.- Zapeszyła się Amelia.

- Może dla ciebie, jesteś młoda i głu…kochliwa. Ale wierz mi Aemlio, kiedy się ma tyle lat co ja ostatnim co cię obchodzi są jakieś książęce fircyki w zalotach.

- Naprawdę nie chciałaby pani…

- Nie! Nie chciałabym!- Przerwała Amelii Filia.- Kiedyś zrozumiesz Amelio, że mężczyzna równa się tylko i wyłącznie kłopot! - Mówiąc to otwierała drzwi od łazienki.

- Xellos!- Wypaliła- Co ty do cholery tu robisz?!

- Filia, mogę zabić Zehira?- Zapytał kapłan jakby rozmawiał z nią o zakupie tapety do salonu.

- NIE!- Warknęła wściekła i wyminąwszy demona ruszyła w stronę sceny. Niestety pod sceną czekał już na nią Zehir. Obróciła się na pięcie i ruszyła w przeciwnym kierunku.

- Zmieniłam zdanie. Możesz go zabić.- Powiedziała mijając Xellosa i puściła się pędem w stronę schodów, prowadzących na piętro z pokojami.

Filia wyciągnęła z kieszeni sukienki zdobiony klucz, podarowany im przez Gienia i włożyła go w

dziurkę w drzwiach, znajdujących się na końcu korytarza. Szczęknął zamek a oczom dziewczyny ukazał się niesłychany widok, okrągłego salonu o wystroju przypominającym średniowieczny zamek. W kominku trzaskał wesoło ogień, kamienne ściany i kolumnady zostały ozdobione wcale ładnymi draperiami a na samym środku stały trzy duże i wyjątkowo zachęcające kanapy. Po przeciwległej stronie pokoju znajdowało się sześć par drzwi, prowadzących zapewne do sypialni. Filia rozejrzała się w poszukiwaniu łazienki, do której wejście było ukryte za kolumną.

- Cóż za rozkoszny żarcik architektoniczny.- Mruknęła i rzuciła się na kanapę. Niestety jej wypoczynek nie trwał długo.

- Jak tu PIIIJJJĘKNIE!!!- Wykrzyknęła Lina , wbiegając do pokoju i z rozpędu rzucając się na kanapę.

- O sorry Filia, nie wiedziałam, że tu leżysz.- Mruknęła schodząc ze smoczycy.. Pozostali weszli do pokoju spokojniej i rozsiedli się na kanapach, po chwili pojawił się też Gienek.

- A więc czego od mnie chciałeś Xellosie?- Zapytał prostując się w fotelu.

- Najpierw jego smoczość uda się do innego pokoju.- Oświadczył kapłan celując lagą w Zehira, który bez zbędnych komentarzy wstał i wyszedł.

- Więc bez owijania w bawełnę Gienek. Idziemy do Zanthory.- Oświadczył kapłan z kamienną twarzą.

- Do Zanthory!!! Czyś ty postradał już resztki rozumu Xellosie!?- Krzyknął zombie.

- A to, to na pewno.- Wtrąciła Filia.

- Gienek, nie mogę ci powiedzieć dlaczego podróżujemy, nie mogę też ciebie zapytać o radę. Takie są zasady tej chorej gry ale proszę uwierz mi, że nie mamy innego wyboru. Umów nas na spotkanie z Zanthorą.

- Koniec świata…- Westchnął barman kręcąc głową.

- Dobrze powiedziane.- Mruknął demon. - Gienek. Musimy iść na południe a bez wiedzy umarłych, możemy nie dać sobie rady. - Oświadczył. Reszta grupy nie wiele rozumiejąc z tej rozmowy po prostu przyglądała się kapłanowi i barmanowi.

- No dobrze…- Westchnął zombie i podniósł się z fotela. - Zgaduję, że i tak cię nie powstrzymam Xellosie.

- Umówię was do Zanthory, na jutro rano. - Powiedział i wyszedł z pokoju.

- Te, Xellos, o co chodzi?!- Zapytała Lina posyłając pytające spojrzenie kapłanowi.

- Zanthora to narwana nekromantka, może korzystać z wiedzy umarłych ale istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że nie wyjdziemy od niej żywi.

- Nie, no ale tak na serio.- Powiedziała czarownica uśmiechając się kwaśno. W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi.

- Mówię serio. Pozamyka nasze…wasze dusze i umrzemy.- Oświadczył Xellos podnosząc się z kanapy i otwierając drzwi.

- A to ty.- Syknął na widok Zehira.

- Mogę wiedzieć co ten wyleniały jaszczur robi przed naszym pokojem?- Zapytał zwracając się w stronę grupy. Amelia wyszczerzyła się w przepraszającym uśmiechu.

- Głupio tak go było zostawić. Gościnność to podstawa panie Xellosie. - Powiedziała.

- Zostałem zaproszony.- Oświadczył Zehir starając się wejść do pokoju.

- Ona bredziła, nie słuchaj jej.- Syknął demon.

- Xellos!- Skarciła go Filia.

- Brakuje nam pokoju!!!- Wyjęczał kapłan ale pozwolił wejść smokowi do środka.

- Nie ma sprawy, mogę spać z Gourym!- Wypaliła Lina patrząc na zdumionego szermierza.

- Myślę, że lepiej będzie jak ja położę się z panem Zelgadisem. Sama wiesz jaki masz niespokojny sen, panienko Lino!- Oświadczyła Amelia.

- Ależ nie! Goury się przyzwyczaił!-

- Będzie was budziło wasze chrapanie!

- Też chrapiesz Amelio!

- Hej!- Przerwał im Zelgadis.- A może zapytajcie mnie i Gourego, co?- Zaproponował. Lina i Amelia zamrugały nerwowo patrząc to na niego to na siebie.

- Mam pomysł, wy śpijcie oddzielnie a ja z Filią…- Zaczął Zehir ale nawet nie dokończył bo na dźwięk tych słów Xellos podskoczył jak oparzony.

- Miarkuj się gadzino!- Wypalił. - Jeszcze jeden taki tekst i śpisz na wycieraczce!

- A może niech Lina śpi z Zelem, Amelia z Gourym a my oddzielnie!- Powiedziała szybko Filia starając się odwrócić uwagę przyjaciół od sceny, która odstawił Xellos. Kiedy tamta czwórka tylko zaczęła się kłócić, przeprosiła Zehira i chwyciwszy kapłana za fraki zaciągnęła go do najbliższego pokoju.

- Co tobie odbiło idioto!- Warknęła opierając się o drzwi.- Bardzo świetny żart, naprawdę ale już skończ!!!- Syknęła.

- To ty lepiej skończ!- Odgryzł się Xellos.

- Z czym?!

- Z tym kretynem! Przecież to pacan, Filia!

- A ty pacanem nie jesteś?! Xellos o co ci cholera chodzi?!- Wypaliła nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje.

- Wiesz, że głupota i pozerstwo są przenoszone płciowo! Tylko jeszcze nie udowodniono tego naukowo…- Oświadczył demon rozsiadając się na łóżku z zaciętą miną.

- Nie wierzę! Ja chyba śnię! - Powiedziała Filia próbując uspokoić drżące ze zdenerwowania ręce.

- Xellos to nie jest zabawne, rozumiesz mnie!

- A co ja mam powiedzieć!? Mnie też to nie bawi!!!- Fuknął oburzony kapłan.

- AAA!!!- Wrzasnęła chwytając się za głowę.- Co!? Namagomi co ciebie nie bawi!? Oświeć mnie bo nie kapuję! Dlaczego plujesz się o Zehira, co chcesz przez to uzyskać?!

- To raczej ja powinienem zapytać o to ciebie. Chociaż w sumie to powinniśmy zapytać siebie nawzajem o zdanie…

- ŻE CO?!

- Że to Filio. Tak się składa, że chciał nie chciał, będę czuł większość rzeczy, które ty robisz i wierz mi NIE chcę czuć tego zaplutego gada!

- Zaraz…- Powiedziała Filia i usiadła na podłodze, naprzeciwko kapłana. Wyglądał na prawie że spanikowanego i gdyby nie powaga tej niepoważnej sytuacji Filia pewnie zaczęłaby się śmiać.

- Ty…nie jesteś o mnie zazdrosny.- Powiedziała wskazując na niego palcem. Xellos zamrugał nerwowo.

- Że co?! Zazdrosny…o ciebie? Chciałabyś.- Fuknął. Filia poczuła jak po jej ciele rozlewa się fala ciepła i spokoju. Uśmiechnęła się przebiegle do demona.

- Ty się boisz, że mi spodobał się Zehri, że z nim będę a ty…siłą rzeczy będziesz czuł do niego to samo co ja…- Powiedziała powstrzymując śmiech.

- Filia błagam obiecaj mi, że go nie pocałujesz. Ja cię proszę. Naprawdę proszę!- Wypalił demon . Filia wybuchła śmiechem. Biedny Xellos, tak bardzo obawiał się tego pośredniego uczestniczenia w związku jej i Zehira, że gotów był nawet robić z siebie idiotę. Przy niej i przy innych. Kapłan bestii, istota mogąca jednym gestem zmieść miasto z powierzchni świata, siedział przed nią, porządnie przestraszony perspektywą pocałowania faceta i proszący by go do tego nie zmuszała. Czyli nawet Xellos potulniał kiedy jego męska duma miała zostać wystawiona na próbę.

- Nie wierzę!!! Wielki Pan Xellos boi się, że będę miała faceta!- Wypaliła i zaniosła się śmiechem.

- Filia…- Jęknął demon lecz ona wciąż się śmiała. W życiu nie podejrzewała, że świadomość, iż się komuś nie podoba przyniesie jej taką ulgę.

- Xellos…- Zaczęła już na spokojnie.- Zehir mi się nie podoba. Jest zbyt nadęty jak na mój gust.- Powiedziała. Kapłan odetchnął a Filia znowu zaczęła się śmiać.

- Ale mi napędziłeś strachu…- Dodała ocierając łzy.

- Nie martw się Filia, w nikim się nie zakochałem i nie zakocham. - Oświadczył.

- We mnie też nie?- Zapytała tak dla pewności.

- Przede wszystkim w tobie.- Powiedział też już o wiele spokojniejszy demon. Filia uśmiechnęła się do niego i po chwili namysłu zapytała:

- Obiecujesz?

- Co obiecuję?- Zdziwił się.

- Obiecaj, że się nigdy we mnie nie zakochasz.- Powiedziała Filia zadziornie zadzierając głowę. Xellos mimo woli uśmiechnął się na widok jej zaciętej miny.

- Obiecuję.- Powiedział i wyciągnął rękę by zmierzwić jej grzywkę. Zamarł na chwilę jakby nad czymś się zastanawiając, lecz szybko się zreflektował i zniszczył Filii fryzurę tak jak zamierzał.



* Drzewo to będzie taka nazwa robocza. Tak postanowił autor w celu uniknięcia nieścisłości.


Piosenka jest zdaje się z repertuaru Piwnicy pod baranami...niestety z racji tego, że parę lat temu nie przyszło mi do głowy by zapisywać autorów zamieszczanych w Destroyerze cytatów i fragmentów, teraz muszę nazwać je mianem wyciągniętych z Eteru.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Kamenka : 2009-09-11 15:52:20

    Przerażenie Xellosa- bezcenne ;D

    A ten Zehir to rzeczywiście nadęty pajac niech spada krowy doić :P

  • Mika : 2009-09-11 14:42:53
    Dawne czasy

    Podoba mi się realizacja czasu w tej historii...Czasy Cudów i tak dalej. I fajnie, że Goury ma lepszy miecz niż ten Pokoty. I w ogóle fic jest genialny. Duch Slayersów został zachowany a całe opowiadanie jest wciągające...no i jeszcze jedno. Postacie nie mają wypaczonych charakterów!

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu