Opowiadanie
Wędrowiec
Prolog
Autor: | Shelim |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Fantasy, Mistyka |
Uwagi: | Utwór niedokończony |
Dodany: | 2009-04-11 16:01:04 |
Aktualizowany: | 2009-04-11 16:01:04 |
Następny rozdział
Copyrights (c) by Piotr Kosek. All rights reserved! Zabrania się kopiować całości lub części fragmentów tego tekstu oraz publikować bez zgody autora.
Siedzę w tramwaju. Obserwuję miejskie zabudowania, powoli przesuwające się za oknem. Gdzieś z tyłu jakieś dziecko płacze na kolanach swojej babci. Kobieta bezradnie próbuje je uciszyć. Ktoś inny rozmawia przez komórkę z przyjacielem. Wyłapuję pojedyncze słowa: „Podjęłam pracę... Dobrze płacą... Studia? Po co mi...”. Ludzie są śmieszni. Krótkowzroczni, przepełnieni pychą i arogancją. Nie mają czasu, by się zatrzymać w pędzie życia i spojrzeć pod nogi na tych, których depczą. Nawet my tacy się staliśmy, pomyślałem gorzko, a przecież zawsze żyliśmy obok nich.
Jestem Wędrowcem. Młodym adeptem kreatorstwa. Należymy do społeczności śniących. Działamy poza świadomością ludzi, choć niekoniecznie poza ich wiedzą. Choć najczęściej staramy się nie ujawniać.
Tramwaj doczłapał do przystanku. Słychać trąbienie nerwowego kierowcy z tyłu. Do pojazdu wsiada matka z trojgiem dzieci, wysiada staruszka. Uśmiechnąłem się do dzieci. Odwzajemniły się tym samym. Tylko matka patrzyła na mnie dziwnie, jakbym był niebezpieczny. Przywykłem, że w tym kraju, uprzejmość traktują jako zagrożenie oszustwem. Matka zagoniła dzieci na sam przód wagonu i posadziła je na siedzeniach.
Tramwaj skręcił w Pomorską i przyspieszył. Wreszcie wyrwał się z korków. Ta ulica była wyłączona z ruchu samochodowego i tylko pojazdy Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego mogły tędy jeździć. No i taksówki.
Wtem poczułem, że ktoś mnie obserwuje. Spojrzałem w szybę, nie odwracając się. Odbicie zdradziło postać, która przyglądała się mi od dłuższej chwili. Strażnika.
Postać wstała. Dołączyły do niej jeszcze dwie osoby, ale one się nie liczyły. Były tylko ludźmi.
- Bilety do kontroli - powiedział Strażnik, podchodząc do mnie. Uważał mnie za idiotę?
- Nie mam. Proszę o wypisanie kary.
Popatrzył na mnie zaskoczony. Zrozumiał. Zawahał się.
- Jeżeli uiści pan karę teraz, ulegnie ona obniżeniu... - zaczął ostrożnie.
- Nie mam przy sobie pieniędzy. Proszę o kwitek.
Wahał się, po raz pierwszy nie wiedział, co miał zrobić. Widać był jeszcze bardzo niedoświadczony. Nie wiedział jak wybrnąć.
- Proszę wysiąść z tramwaju - powiedział twardo, gdy pojazd zatrzymał się na następnym przystanku. Czyżbym go jednak nie docenił?
Wstałem spokojnie i wysiadłem. Wysiadł ze mną. Stanęliśmy na przystanku. Powiał lekki wietrzyk, gdzieś zagruchał gołąb. Patrzyliśmy się na siebie. Wreszcie poczułem lekką irytację. W końcu to ja wygrałem. Gołąb przeleciał nisko nade mną. Nagle zamarł w pół ruchu. Wszystko zamarło. Samochody i ich kierowcy zatrzymali się, tramwaj stanął zaledwie sto metrów dalej.
- Wygrałem - stwierdziłem fakt.
Patrzył na mnie wściekły. Był jedyną osobą, która wciąż mogła się ruszać.
- Bo miałeś cholerny fart, włóczykiju. Następnym razem ci się nie uda. Pragnę ci tylko powiedzieć, że Mistrz obserwuje cię od dłuższego czasu i nie jest zadowolony z twoich poczynań.
- Czy dlatego przysyła kretynów, którzy mają sprawdzić moje umiejętności? Nie zdradzę organizacji w tak głupi sposób.
- Idź w cholerę - warknął.
- Wzajemnie, Strażniku.
Odwróciłem się. Wszystko wróciło do normalności. Kierowcy ruszyli, tramwaj rozpoczął swój nieustępliwy bieg w stronę zajezdni. Nikt z nich nie zauważył wymiany zdań, jaka miała miejsce podczas tej chwili zawieszenia.
Kolego prowokatorze...
Korialu, Ty mnie nie sztrasz.
Piękna krótka rozgrywka intelektualna na poziomie istot ponadludzkich. Partia szachów z Mocami. A wszystko tak cholernie proste, niepozorne i zwyczajne.
9/10 Pozdrawiam - Dingo boy.