Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Wędrowiec

Rozdział 1

Autor:Shelim
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Mistyka
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2009-04-17 15:19:36
Aktualizowany:2009-04-17 15:19:36


Poprzedni rozdział

Copyrights (c) by Piotr Kosek. All rights reserved! Zabrania się kopiować całości lub części fragmentów tego tekstu oraz publikować bez zgody autora.


Biegła ulicami. Przerażona, zmęczona, drżąca. Był wieczór, miasto było puste. Nieliczni ludzie wracali z późnych zajęć czy imprez. Chodnik, którym biegła, był pusty. Nikt jej nie ścigał.

Patrzyłem na jej ucieczkę z okna tramwaju. Kobieta jak kobieta. Nieznana, obca. Czego się boisz, nieznajoma? Cóż za koszmar cię ściga? Nagle jednak skręciła w boczną uliczkę i zniknęła mi z oczu.

Dotarłem do domu. Wszedłem na górę do malutkiego mieszkanka, które wynajmowałem na czas swoich studiów. Zamknąłem drzwi na klucz i usiadłem na łóżku po turecku. Zamknąłem oczy.

- Han, co się z tobą dzieje? - Głos, który odezwał się w mojej głowie był zniecierpliwiony. - Góra szaleje. Obiekt szesnasty dał dzisiaj nogę.

- To robota dla Strażnika. Nie wiem, czego chcą ode mnie.

- Minęła cię dzisiaj. Kobieta, lat dwadzieścia trzy. Ciemne włosy. Średniego wzrostu.

- Nie zauważyłem - uciąłem cierpko.

- Uważaj na to, co jest dookoła ciebie, Han, bo Strażnicy cię dopadną.

- Tak nisko mnie cenisz?

- Boję się o ciebie, Han.

Umilkłem. Otworzyłem dłoń. Klucz leżący na biurku sam do niej wskoczył. Zacisnąłem pięść. Gdy ją otworzyłem, po metalowym przedmiocie nie było śladu.

Wtedy rozległo się pukanie. Wstałem zdekoncentrowany. Nie spodziewałem się gości. Schowałem lewą dłoń w kieszeni i prawą otworzyłem drzwi. Naprzeciw mnie stała kobieta, którą dziś widziałem.

- Ty? - spytałem zaskoczony. - Śledzisz mnie?

- Muszę wejść - powiedziała zmęczonym tonem. - A ty mnie wpuścisz.

Nie miałem powodów by odmówić. Na razie. Nie wyciągając dłoni z kieszeni, cofnąłem się. Weszła. Zamknąłem za nią drzwi.

- Tutaj mieszkasz? - rzuciła cierpko.

- Kim jesteś?

Umilkła na moment. Po chwili dodała:

- Naprawdę wam nie powiedzieli? Myślałam, że kiedy każą wam urwać mi głowę, będą bardziej skłonni do zwierzeń! - niemal wykrzyczała rozżalona.

- Uspokój się. Usiądź. Nie, nie na łóżku.

Usiadła na fotelu, roztrzęsiona.

- Więc? - rzuciłem krótko.

- Co „więc”? Chciałeś mnie dorwać, więc przyszłam.

- Po pierwsze - zacząłem - nie chciałem. Po drugie, nie wiem kim jesteś. Nie pracuję w ciemno. Nawet dla organizacji. Po trzecie, to nie mój obszar pracy.

Spojrzała na mnie z ukosa.

- Macie taką hierarchię, kreatorzy?

Wiedziała o mnie więcej, niż mi się zdawało.

- Nie wszyscy z nas są kreatorami.

- Wasza organizacja nie jest logiczna - odparła.

- Nie wszyscy mają talent - burknąłem.

- Pokażesz mi co potrafisz - stwierdziła. Nie zapytała, tylko stwierdziła.

Wyciągnąłem dłoń z kieszeni. Po palcach skakały płomienie. Nie robiły mi jednak najmniejszej krzywdy.

- Jarmarczne sztuczki, kreatorze.

Zirytowałem się.

- Słuchaj, śledzisz mnie. Pakujesz mi się do domu. Okazuje się, że wiesz o rzeczach, które nie powinny opuścić kręgu organizacji. I nawet nie powiedziałaś kim jesteś.

- Bo i tak byś nie uwierzył. Nie pojąłbyś.

- Sprawdź mnie. Kreatorzy potrafią wyobrazić sobie wiele rzeczy.

- Smokiem, kreatorze. Smokiem. - Uśmiechnęła się.

Spojrzałem na nią uważnie, usiłując ukryć zaskoczenie. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Siedziała na fotelu, patrząc na mnie spode łba.

- Nie wierzę - rzekłem w końcu. - Nie istnieją takie stworzenia, chyba że w mitach ludzi.

- A jednak, kreatorze.

- Każde żywe stworzenie można wyśledzić po jego snach. Istnienia smoków nie dałoby się zachować w tajemnicy.

- Usiłujesz być logiczny - zauważyła cierpko. - Ale nie wszystko potrafisz zauważyć. Smoki nie śnią.

- Mogą nie pamiętać snów. Każdy jednak je ma.

- Nie, nie zrozumiałeś mnie - upierała się. - Smoki w ogóle nie sypiają.

Popatrzyłem zaskoczony.

- Jak w takim razie regenerują siły?

- Teraz usiłujesz być dociekliwy. Pragnę zauważyć, że należysz do organizacji, która za wszelką cenę próbuje nas zniewolić.

Westchnąłem.

- Masz rację. Ale nie ja w niej ustalam reguły. Napijesz się herbaty? - rzuciłem wstając.

- Chętnie.

- W kuchni mam mały bałagan... - zacząłem.

- Nie tłumacz się. Poczekam tutaj.

Jakoś nie znalazłem w sobie siły by zaprotestować. Poszedłem zrobić jej i sobie herbatę. Chwilę później byłem z powrotem.

- Proszę, oto herbata - powiedziałem wchodząc. Postawiłem dwa kubki na biurku.

- Dziękuję - odparła spokojniejszym tonem i wzięła napar.

Gdy już miałem usiąść na łóżku, ktoś zapukał do drzwi. Syknąłem zły. Tym razem wiedziałem, kto nadchodzi. Strażnik.

- Poczekaj chwilę - rzuciłem. Spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem.

Otworzyłem drzwi, zasłaniając sobą pokój.

- Czego chcesz? - warknąłem.

- Han? Szukamy obiektu szesnastego. Trop urywa się w pobliżu.

- Nie ma jej tutaj - odparłem twardo.

- Mogę wejść?

- Nie, nie możesz. I nie nadużywaj mojej cierpliwości. Pracuję.

Zmierzył mnie wzrokiem.

- Napytasz sobie biedy, Han. - Odwrócił się i odszedł. Zamknąłem drzwi.

Wróciłem do pokoju. Kobieta patrzyła na mnie zaskoczona. Widziałem w jej oczach niedowierzanie i jakby... przebłysk nadziei?

- Dlaczego mu nie powiedziałeś...?

- Mówiłem już, że nie chcę się w to mieszać.

- Organizacja robi straszne rzeczy, kreatorze. Schwytała dwa tuziny moich pobratymców. Trzyma je w nieludzkich warunkach, torturuje. Widziałam to. Uciekłam od twoich.

Znów spojrzałem na nią zaskoczony.

- Nie mów, że nie wiedziałeś, kreatorze. Nie wiem jaki jest cel tych ich „badań”, ale wiem jedno. Nie mogę zostawić swoich pobratymców w tym piekle.

Wziąłem herbatę i upiłem łyk. Potem zbliżyłem się do łóżka.

- Stój!

Zamarłem.

- Pułapka. Nie wiedziałam czy mogę ci ufać. - Błękitny kamień wystrzelił spod łóżka i podlewitował do jej kieszeni.

Spojrzałem wściekły.

- Co do licha chciałaś zrobić?!

- To co uważałam za słuszne dla mojej rasy. Nie denerwuj się. Organizacja dowie się, że mnie ukrywałeś. Jesteśmy teraz po jednej stronie barykady.

- To nie jest aż tak ważna sprawa... - powiedziałem już mniej pewnie, siadając na łóżku.

- Jest, kreatorze. Teraz ci nie odpuszczą.

Umilkłem, trawiąc sens jej słów. To wszystko to nie mogła być prawda. Jakiś szalony wymysł Strażnika, tylko takie wyjaśnienie się nasuwało. Ale to było niemożliwe.

- Oni tu idą - ostrzegła.

Zamknąłem oczy. Doliczyłem się pięciu. Dwóch kreatorów i trzech Strażników. Ale to było dziwne. Mogli się łatwo zamaskować, a jednak wyczuwałem ich bez trudu.

- Dlaczego się nie ukrywają? - zapytałem.

- Nie jesteście pewni - odparła tajemniczo.

- Czego? - spytałem, dziwiąc się pierwszej osobie w zdaniu.

- Oni nie są pewni ciebie. Ty nie jesteś mnie. Masz wybór, wędrowcze. Gdy tutaj wejdą, możesz wydać im mnie, powiedzieć, że rzuciłam na ciebie urok. Uratujesz siebie.

- A miałbym tego nie zrobić bo...?

- Bo nie chcesz umrzeć, mając dwadzieścia pięć lat.

- Trzydzieści - sprostowałem odruchowo. - Zaraz, skąd wiesz?

- Wiemy o was znacznie więcej. Żaden kreator nie żył dłużej niż trzydzieści pięć lat, prawda?

- Co to ma do rzeczy?

- Powiedz mi co wiesz o kreati? - Jej oczy błysnęły.

- Szczepionka, którą dostają wszyscy kreatorzy w wieku lat pięciu. Pozwala nam lepiej kontrolować talent - powiedziałem szybko, prawie bez zastanowienia.

- Kłamstwo, kreatorze. Kreati to wirus, który powoli przejmuje kontrolę nad ciałem nosiciela, by go w końcu uśmiercić.

Patrzyłem zaskoczony. Ta kobieta właśnie próbowała podważyć coś, w co wierzyłem od piętnastu lat. Nie mogłem ukryć drżenia w głosie.

- U... udowodnij.

- Proszę. Podnieś lewą rękę!

Odruchowo uniosłem dłoń.

- Widzisz? - powiedziała. - Dzięki tej „szczepionce” organizacja może na ciebie wpływać. Może was kontrolować i trzymać krótko - westchnęła - A wy nawet nie pomyślicie o oporze, bo niewygodne wspomnienia po prostu wam wymażą.

Westchnąłem, nie spuszczając z niej wzroku. Musiałem zebrać myśli.

- Załóżmy nawet, że ci wierzę... Jak mógłbym uciec Strażnikom?

- Dobre pytanie, kreatorze - powiedziała.

Milczałem. Ona też.

- Więc? - zirytowałem się trochę.

- Czy słyszałeś o OOBE? - zapytała z wahaniem.

- Tak. Podróże astralne. Zdarzają się każdemu, nawet tym którzy nie mają talentu - powiedziałem szybko.

- Wyłóż mi teorię.

Patrzyłem na nią zaskoczony.

- Słuchaj, wali do mnie piątka ludzi, którzy posiekają cię, gdy tylko cię zobaczą. A mnie razem z tobą. Nie ma na to czasu. Przejdź do rzeczy - powiedziałem stanowczo.

- No dobrze. OOBE polega na oddzieleniu się astralnego ducha od materialnego ciała. W tym stanie jednak nikt z was nie wytrwał dłużej niż kilka minut, prawda? - Oczy jej błysnęły. Poczułem, że cała złość ze mnie uchodzi.

- Tak. Jest zbyt.... niestabilny, bo go utrzymać, nawet przy pełnym nagięciu talentu.

- Wywołaj go u siebie, kreatorze. Udowodnię ci, że można w nim wytrwać znacznie dłużej.

Popatrzyłem na nią jakby oszalała.

- Chcesz żebym się odsłonił w tak głupi sposób?

- Gdybym chciała cię zabić, już dawno bym to zrobiła. - Uśmiechnęła się nieco dziwnie. Poczułem się mocno nieswojo.

- Niech ci będzie.

Zamknąłem oczy. Skupiłem się na esencji, która składa się na naszą egzystencję. Pozwoliłem się ciału rozluźnić. Oszukałem umysł, by uniknąć testu przejścia. Po chwili moje ciało pogrążyło się we śnie, przy pełnym zachowaniu świadomości. Wstałem z łóżka, zostawiając materialnego siebie za sobą.

Kobieta patrzyła na moje ciało, zupełnie jakby nie zauważała mojej duszy. Po raz kolejny zwątpiłem. Po co ona tego chciała? Potrzebowałem kilkunastu sekund na wybudzenie, a w tym stanie byłem całkowicie bezbronny...

Kobieta uśmiechnęła się nagle i sięgnęła do torebki. Nim zdążyłem zareagować, wyciągnęła mały, ozdobny nóż i wbiła go w moje śpiące ciało. Krzyknąłem zaskoczony. Nim zdążyłem zareagować, moje materialne ciało... umarło.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Slova : 2009-04-26 13:39:51
    Za szybko.

    Dałem 6. Fabuła całkiem ciekawa, ale znacznie za szybko się wszystko dzieje. usiadł, odtworzył, usiadła, rozmowa... To wyglądało tak, jakby spotkało się dwoje znajomych, a nie obcy sobie ludzie. Więcej opisów.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu