Opowiadanie
"Kiedy zaciera się granica między niebem a piekłem"
część II "...I want to flap my wings and fly so free..."
Autor: | Aurorka |
---|---|
Serie: | Slayers, Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Obyczajowy |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Songfik |
Dodany: | 2009-11-08 00:14:55 |
Aktualizowany: | 2009-11-08 00:14:55 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Dla Gwiazdki i dla tych, którzy czytają moje fiki, a nic o nich nie wiem...
"Kiedy zaciera się granica między niebem a piekłem"
część II "...I want to flap my wings and fly so free..."
Budynek w świetle dziennym prezentował się znacznie lepiej. Jego szare ściany były świeżo pomalowane i ładnie współgrały z czarnym dachem i białymi parapetami.
Mężczyzna nacisnął na dzwonek. Rozległ się świergot ptaszków, a po chwili drzwi otworzyła mu niska, szczupła kobieta o bujnych kasztanowych włosach.
- Słucham? - miała dość niski głos jak na kobietę.
- Ja... - nie znał tej kobiety. - Do właściciela.
- Był pan umówiony?
- Nie, ale...
- Pana godność?
- John Metallium.
- Chwileczkę - zamknęła mu drzwi przed nosem.
Nie zdążył ochłonąć z zaskoczenia, gdy drzwi ponownie się otworzyły i ujrzał w nich właściciela.
- Ależ proszę, niech wejdzie panie prezesie - zrobił mu miejsce. - Przepraszam za Monic, to nasza nowa kucharka, jeszcze nie zna ludzi. Niech pan usiądzie - wskazał mu krzesło. - Monic! Przynieś panu prezesowi... kawy? - spojrzał na prezesa, który kiwnął głową - kawy! - usiadł za biurkiem i splótł na nim dłonie. - Czym mogę służyć o tak wczesnej godzinie?
- Chodzi mi o tę nową.
- Nową? - okazał lekkie zdziwienie. - Aaa, chodzi panu pewnie o Filię. Wpadła panu w oko, co nie? - uśmiechnął się pod nosem. - Cena w tej chwili wynosi... - zajrzał do komputera - 115 tysięcy.
Do pokoju weszła Monic niosąc kawę.
- Twoja córka wpadła panu prezesowi w oko - zwrócił się do kobiety.
Jej badawcze spojrzenie przeszywało na wylot, lecz widocznie kontrola wypadła pomyślnie, bo obdarzyła go półuśmiechem, po czym wyszła z pokoju.
- To jest jej matka? - wyraził swoje zdziwienie prezes, kiedy drzwi się za nią zamknęły.
- Taaa... niepodobna, nie?
Spojrzał ponownie na zadowolonego właściciela.
- Tak... - kiwnął głową.
- To jaka jest pana oferta?
- Panie Brent...
- Roman.
- A więc panie Romanie, zanim złożę jakąkolwiek ofertę chciałbym mieć możliwość porozmawiać z nią.
- Porozmawiać? - zdziwił się. - Po co?
- Czy to niemożliwe? - zapytał ostro.
Mały człowieczek zaczerwienił się. Zbyt cenił swojego klienta by mu odmówić.
- Zaraz kogoś po nią poślę.
Dziś miała na sobie czarne rybaczki i różową bluzeczkę, a rozpuszczone włosy spływały jej kaskadą na plecy. Usiadła we wskazanym miejscu przez pana Brenta, lecz nadal nie podniosła głowy.
- Chciałbym zostać z nią przez chwilę sam na sam - powiedział ostro prezes; nie chciał by mu zabroniono. Mały człowieczek wyszedł z pokoju.
Siedzieli w milczeniu. Prezes rozpostarty na krześle i dziewczyna siedząca na samym brzeżku fotela ze skromnie założonymi dłońmi. Miał okazję przyjrzeć się jej w świetle dnia. Jej lśniące włosy sięgały fotela tworząc na nim obrączki. Jej różowa skóra tchnęła świeżością. A jej oczy... Chciał koniecznie spojrzeć jej w oczy.
- Masz piękny głos... - powiedział cicho.
Nie poruszyła się.
- Taki... - zamyślił się. - Taki pełen uczuć.
- Uczuć? - podniosła na niego wzrok, ale zaraz go opuściła.
Lecz ta chwila wystarczyła, żeby stwierdzić, że jej oczy mają barwę pogodnego nieba.
- Moja żona tak śpiewała - mówiąc to wyciągnął portfel i wyjął z niego zdjęcie. - Moja Zellas... - powiedział miękko.
- Śpiewała? - tym razem nie spuściła ponownie wzroku.
Podsunął jej czarno-białe zdjęcie przedstawiające piękną kobietę.
- Umarła wiele lat temu.
Dziewczyna wzięła w dłonie zdjęcie. Zauważył wówczas, że ma bardzo drobne dłonie.
- Rozumiem - powiedziała cicho oddając mu zdjęcie.
Kiwnął głową.
- Tak, dlatego chciałem z Tobą porozmawiać.
- Nie - dziewczyna pokręciła głową.
- ?
- Rozumiem, dlaczego nie ożenił się pan po raz wtóry - jej czyste spojrzenie przybrało łagodną barwę. - Czasami nie potrafimy przestać kochać danej osoby mimo, że ta nas opuściła.
Te proste słowo wypowiedziane cichym szeptem spowodowały, że po policzku prezesa popłynęła łza.
- Nie powinien pan ich zostawiać tak długo sam na sam - Monic energicznie wycierała stół, który lśnił czystością.
- Wiem - pan Bert rozłożył ręce. - Ale nie mogłem odmówić panu Metallium. Wie pani, że jest właścicielem większości firm w tym mieście. Gdyby chciał wystarczyłoby, żeby zrobił o tak... - w tym miejscu pstryknął palcami - a już by zwinęli mój interes.
- Taki wpływowy? - uniosła swe piękne brwi do góry.
Pan Roman tylko ciężko westchnął opadając na krzesło.
Do kuchni nieśmiało zajrzała młoda, niezbyt urodziwa dziewczyna.
- Przepraszam...
- Tak, skarbie?
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale dochodzi dwunasta i dziewczęta pytają kiedy będzie śniadanie...
- O mój boże! Zupełnie zapomniałam! - Monic obwiązała się fartuchem. - Tereska! Wyciągaj talerze! Nie! Najpierw wstaw wodę. Ja pokroję chleb, a później...
Mały człowieczek dalej nie słuchał. Wyszedł z kuchni, żeby nie przeszkadzać i podszedł do drzwi od swojego gabinetu. Już miał chwycić za klamkę, gdy w ostatniej chwili zrezygnował i najpierw zapukał.
- Proszę.
Wsadził głowę w powstałą szparę.
- Przepraszam, ale dochodzi dwunasta...
- Dwunasta? - prezes poderwał się z fotela, do którego przeniósł się w czasie rozmowy. - Jestem umówiony na lancz! - sięgnął po teczkę i płaszcz. - Miło było panią poznać - ukłonił się Filli.
- Mnie też było bardzo miło - wyciągnęła do niego dłoń.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy mieli okazję porozmawiać - musnął ustami jej dłoń. Pachniała rumiankiem.
Uśmiechnęła się. Z żalem wypuścił jej dłoń i odwrócił się do pana Romana.
- Porozmawiamy pojutrze tak koło jedenastej, dobrze?
- Dddobrze...
- Do widzenia.
- Do widzenia.
Ostatnie spojrzenie zanim drzwi się nie zamknęły i Filia opadła ciężko na fotel.
- Nic ci nie zrobił? - pan Roman ujął jej dłonie w swoje. - Zbladłaś.
- Nie, nic mi nie jest.
Uspokojony usiadł za swoim biurkiem.
- O czym rozmawialiście?
Nie mogła mu powiedzieć prawdy.
- O sztuce.
- Sztuce??
- Spodobał się mu pański obraz.
Pan Bert podniósł wzrok na wiszący nad Filią obraz. Szczycił się tym, że sam dokonał wyboru przy jego zakupie. I teraz poczuł się mile połechtany tymi słowami.
- Naprawdę?
- Tak. A teraz przepraszam - wstała - ale chciałabym mamie pomóc przy śniadaniu.
- Tak, tak - machnął ręką nieodrywając wzroku od obrazu.
Filia po cichu zamknęła za sobą drzwi.
Ale nie poszła do kuchni tylko wyszła przed dom. O tej porze na ulicy panował spokój. Dopiero wieczorem toczyło się tu życie. W oddali dało się słyszeć śpiew ptaków...
machinami miorosu no sa
ichiban takai basho de
namida ya kanashimi nado
sugu ni kiete shimau kara
tori ya kaze ya hikari wa
minna tomodachi
boku no yume wo tooku tooku
doko made mo hakonde'ku
kokoro no blue sky tsubasa de
jiyuu ni tobitai
haruka na blue sky
sora wa ashita e tsudzuite iru
nagareru shiroi kumo ni
itsudemo hanashikakeru
kotaeru koe ga mune ni
kikoeru n' da shinjitara
hiroi sora ni kurabete
ima wa chiisa na
boku no yume no itsuka itsuka
sora juu ni hirogaru yo
ryoute wo blue sky nobashite
hitotsu ni naritai
kagayaku blue sky
sora ni yasashiku dakare nagara
kokoro no blue sky tsubasa de
jiyuu ni tobitai
haruka na blue sky
sora wa ashita e tsudzuite iru...
..........
Kobieta o kasztanowych włosach zastygła z nożem w ręku. Stojąc w oknie spoglądała na swoją piękną córkę, a łzy płynęły cicho.
koniec części II...
"Sora e..." Romeo's Blue Sky
story write by Aurorka (8.6.2004) (titonosek@interia.pl)
:)
Nie, nic nie zmieniłam, ale mam nadzieję, że dzięki temu, że się ukazuje zmusi mnie do ukończenia go. Bardzo mnie mierzi, że ta historia nie ma końca. Chociaż po tylu latach mogłaby mieć zupełnie inne zakończenie niż wtedy zaplanowane... Nie wiadomo czy to dobrze. Pożyjemy - zobaczymy :)
:)
Wciąż nie mogę rozkminić o co chodzi.
Wiem, że gdzieś w necie jest całe twoje opowiadanie ale takie czekanie na części jest znacznie fajniejsze. Zresztą, może coś zmieniłaś.
Kurcze, nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :D