Opowiadanie
Notes
Szczęście
Autor: | listopad |
---|---|
Serie: | Death Note |
Gatunki: | Dramat |
Uwagi: | Wulgaryzmy |
Dodany: | 2010-01-05 22:59:51 |
Aktualizowany: | 2010-01-05 22:59:51 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
I znów siedziałem bezmyślnie, tym razem gapiąc się tępo w przestrzeń za oknem. Właściwie, miałem wszystkiego dosyć. Na cholerę mi notes, który zabija? Tak, tak, sam przecież powiedziałem, że chcę odebrać komuś życie. Tylko że... To było takie nierealne. Jak można doświadczyć czyjejś śmierci tak naprawdę, zapisując po prostu jego nazwisko w zeszycie? Zupełnie jak w jakiejś grze komputerowej, siedzę przed monitorem i patrzę na rosnące stosy trupów własnej produkcji, nie czując absolutnie nic.
Owszem, chciałem zabić. Nieważne kogo. Nieważne jak? Nieprawda, ważne. Bo w tym wszystkim nie chodziło tylko o efekt. Śmierć ma w sobie coś oczyszczającego, emocje towarzyszące w chwili zgonu nie tylko samemu zainteresowanemu, ale również - a może nawet zwłaszcza - wszystkim którzy w tym uczestniczyli, sama świadomość końca... Jest w tym jakaś mistyka, element boski. Smutek... ale i radość, że to ktoś inny. Że to nie ja. A skoro tym razem nie umarłem, chociaż mogłem, to znaczy że żyję, bardziej niż kiedykolwiek. Bo tylko w obecności śmierci można poczuć prawdziwą satysfakcję z własnej egzystencji. Jaka by ona nie była.
Czy szukam szczęścia? Może. A może wręcz przeciwnie. Zmęczony, potarłem dłonią czoło, wierząc naiwnie że pobudzi to w jakiś tajemny sposób otępiały umysł, zmobilizuje. Byłem wyprany. Cała złość, jaką od tylu lat skrupulatnie gromadziłem w swym wnętrzu, zgasła. Nie wiem, na jak długo. Wiedziałem, że w końcu wróci, ze zdwojoną siłą, ja... naprawdę za nią tęskniłem. Bo kiedy gniew jest jedyną rzeczą, która trzyma cię w pionie...
Odwróciłem się od okna i sięgnąłem po herbatę, stojącą pośród bałaganu na biurku. Ledwo zwilżyłem wargi, wyczułem że znowu zapomniałem posłodzić. Ale jakoś nie chciało mi się wracać do kuchni. Sprawdziłem godzinę na wyświetlaczu telefonu. A przy okazji, po kiego grzyba mi komórka? Prawie z niej nie korzystam. Bo do kogo miałbym dzwonić...? Eh... Nigdy nie sądziłem, że jakiś głupi telefon samą swoją obecnością będzie mi wypominał brak przyjaciół. Posrane to wszystko.
Spojrzałem na notes, leżący na zaśmieconym blacie. Szarobury, nijaki. Zupełnie jak ja... Ha, ha. Ha. No tak. Przetłumaczyć. Niechętnie wyciągnąłem rękę w jego stronę, przewróciłem okładkę. Bazgroły. Na krótką chwilę zaatakowała mnie kolejna fala apatii, zapadłem się w fotelu odpływając w siną dal, gdzieś na krańce świadomości.
No, chłopie, weź się w garść. Pobudka! A teraz... Uśmiechnij się, o tak. Doskonale. Tak trzymaj. Żałosne...? Nie. Uśmiechać się. Przecież już to ćwiczyłeś. Tysiące razy... Pokaż, na co cię stać. Kolejny uśmiech... naturalnie, do diabła, ma być naturalnie! O tak. Właśnie tak. Oscara ci za to... A teraz uwierz. Uśmiechasz się, więc jesteś szczęśliwy, jesteś szczęśliwy, więc się uśmiechasz, uśmiechasz się?
Pochyliłem się nad zeszytem, z szuflady wyjąłem słownik angielsko-polski. Zresztą, może nawet nie będzie potrzebny. Przeczytałem pierwszą linijkę. Pierwszy punkt. I uśmiechnąłem się. Szczęśliwy.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.