Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Wammy's House

Tik tik ka boom

Autor:Yumi Mizuno
Korekta:Dida
Serie:Death Note
Gatunki:Akcja, Dramat, Kryminał, Mroczne, Obyczajowy
Uwagi:Przemoc, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2010-12-29 08:00:01
Aktualizowany:2011-01-06 11:50:01


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Przeciekające przez palce dni nie przychodziły łatwo. Każdy zaczynał się z pytaniem: „Po co?”, a kończył „Dlaczego?”. Nie znałem zleceniodawcy, nie wiedziałem dlaczego każe mi mordować dzieci akurat z tego sierocińca, no i jeszcze jedno pytanie. Po co? Co przyniesie śmierć sieroty?

Do tej pory spotykałem się z różnymi zleceniami. A to jakiegoś majętnego snoba, a to jakąś staruszkę. Nawet dzieci posyłały mnie na swoich starych. Phi, w jakim ja społeczeństwie żyję?

A miało być tak pięknie. W szkole super sportowiec, na studiach najlepszy na tym roku prawa, w wojsku wyborowy strzelec. Każdy wróżył mi pozycję premiera, a co najmniej jakiegoś antyterrorysty, a ja zamiast iść na prawo zboczyłem na lewo. I to przez jedną noc, przez jedną jebaną dziwkę... Znowu wracam do tego myślami... Idiota ze mnie...

Obserwowałem ten dom już z dobre pięć godzin, przyjeżdżając tutaj o trzeciej w nocy. Jest ósma i wszystkie dzieci jak to zawsze mają w zwyczaju łażą po podwórku.

- A co to? Jest z nimi jakiś mężczyzna... Wygląda na starego. Z danych, które mam przed sobą, jest to założyciel Wammy... Za jego plecami chowa się mała dziewczynka, kurczowo trzymając się go za nogawkę spodni... Zobaczmy... Nie, jest tutaj napisane, że nie ma rodziny, a z mieszkających? - Wstukałem znane mi kody do przenośnego laptopa, leżącego na drugim siedzeniu mojego auta... Efekt mnie zaskoczył. - Wykasowali wszystkie dane o dzieciach jakie były... - mruknąłem i chwyciłem za komórkę. Po wystukaniu numeru, zacząłem rozmowę z moim zleceniodawcą. W słuchawce odezwał się komputerowy męski głos.

- Problem.

- Jaki?

- Nie mam danych żadnych, zostały skasowane.

- Zabij po prostu wszystkich, jak zajdzie potrzeba i dorosłych.

Po tych słowach telefon się urwał, a w słuchawce usłyszałem długa przerwę...

Dzisiejszej nocy miał być ostatni atak, miałem jako dostawca pizzy spenetrować ośrodek i umieścić ładunki wybuchowe... Robiłem to nie raz, potem się poda, że to terroryści. Bo dzieci regularnie zamawiają pizzę około ósmej rano... Tak było i tym razem... Telefon zadzwonił.

- Dostarcz to co zawsze do sierocińca - odezwał się szef firmy, u której zatrudniłem się do tego celu.

Wysiadłszy z furgonetki poprawiłem służbową czapkę i wziąłem dwanaście pudełek pełnych różnych rodzajów pizzy... Była nawet taka z czekoladą i cukierkami, już na samą myśl dostawałem niestrawności.

Brama była zamknięta więc popatrzyłem na dzieci, wszystkie zatrzymały się i zmierzyły mnie wzrokiem. Jako pierwsza odezwała się jakaś rudowłosa:

- A co się stało z Chrisem?

- Rozchorował się... Zastępuję go. - Uśmiechnąłem się do dzieci. Wtedy to w bramie pojawiła się pokojówka, nawet ładna, tylko że z zielonych oczu leciały w moja stronę pioruny pytań. - Dzień dobry pani! Szczurki mówią cześć! - Co za idiotyczne przywitanie lecz co praca to praca.

Kobieta uśmiechnęła się złośliwie i podała mi należność, po czym otworzyła bramkę by wziąć zamówienie... Niedobrze.

- Przepraszam bardzo, zepsuł mi się samochód... Czy mógłbym przedzwonić z państwa sierocińca? - zapytałem się spokojnie, patrząc na nią.

- Wygląda sprawnie - mruknęła kobieta. - Nie masz komórki? - Nie wyglądała na osobę skłonną pomóc.

- Pech chciał, że się rozładowała. - Wsadziłem dłoń do kieszeni i wyciągnąłem uprzednio wyłączony aparat telefoniczny.

- Niech pan zadzwoni od sąsiadów... - Zamknęła furtkę za sobą i tyle się z nią gadało.

Wszystkie dzieci otoczyły ją i nawet nie przejmowały się mężczyzną w potrzebie. Wsiadłem do auta i ruszyłem przed siebie.

Zakradnę się w nocy.

***

Popatrzyłam na odjeżdżający pozornie zepsuty samochód ...

- Amy - odezwał się do mnie L i popatrzył na mnie znacząco.

- Wiem - mruknęłam, otwierając nowe pudełka pizzy...

Wszystko było jasne...

- Dzieci, będziemy się bawić - mruknął Zero, opierając się o framugę drzwi. On już postanowił. Tak samo mocno jak kochał mnie i nienawidził sierot, tak samo mocno zapragnął chronić ich życia... Miałam podobne uczucia jak i on, bez walki się nie poddamy...

***

Tak jak postanowiłem, przybyłem pod budynek sierocińca innym autem tuż po zmroku. Światła jeszcze się paliły w każdym z pokoi. Popatrzyłem, była dwudziesta druga. Nagle zrobiło się ciemniej. Dzieci zaczęły gasić światła, w pokojach i nie tylko. Jadalnia, hol, wszystko było już w ciemnościach, tylko jedna sypialnia mniej więcej na środku pierwszego piętra jeszcze trwała. Ktoś staną w oknie, młody mężczyzna. Wyciągnąłem lornetkę z noktowizorem i popatrzyłem na niego. Kobiece dłonie opinały się na jego torsie, a zza ramienia wyglądała ta pokojówka, oboje też mieli podobne lornetki i patrzyli się na mnie. Kurwa! Szybko odstawiłem narzędzie i włączyłem gaz do dechy by odjechać, jednak się nie dało, pojazd odmówił posłuszeństwa. Ponownie starałem się odpalić, nic, silnik nawet nie mruknął. Kurwa, kurwa i jeszcze raz kurwa. Uderzyłem dłońmi w kierownicę tak że aż zabolało.

Kości zaczęły się kręcić w kubku, wynik musiał paść na moją korzyść. Założyłem więc maskę i z plecakiem pełnym plastiku wyszedłem z auta. Zaszedłem od tyłu sierociniec i wszedłem na jego teren. Dostanie się do środka też nie było trudne, standardowy zamek. Znalazłem się na korytarzu, z jednej strony były drzwi do rożnych pokoi, a po drugiej wielkie okna. Obrazy były najczęściej oprawionymi w ramki dziełami dziecięcych ręką, a nad każdą framugą widniał krzyż.

Podkulony szedłem przed siebie, szukając dogodnego miejsca, by umieścić ładunki wybuchowe.

- Jesteś myszką? - Usłyszałem za sobą cichy głosik dziewczyny. Szybko odwróciłem się i moim oczom ukazała się dziecina z misiem pod ręką i w koszuli nocnej. - Jesteś za duża na myszkę - powiedziała, przechylając głowę do tyłu. Włosy miała całe czarne i krótkie, a skórę prawie białą.

- Bo jestem szczurem, wracaj do łóżka - powiedziałem półszeptem.

- Szczurkiem? - powtórzyła dziewczynka.

- Idź już spać. - Zacząłem dłonią grzebać po udzie, by wydobyć pistolet, nie miałem niczego czym mógłbym zagłuszyć strzał...

Usłyszałem gdzieś przede mną skrzypnięcie otwierających się drzwi, zaraz po nich przede mną stał starzec, trzymając komórkę w rękach.

- Mamy problem z gryzoniami - warknął przez zaciśnięte zęby. Kurwa to nie był mój dobry dzień, Szybko wyprostowałem się i ruszyłem na mężczyznę z zamiarem uderzenia go w brzuch, z łatwością zablokował mój atak, ruszał się za dobrze jak na osobę w podeszłym wieku, za gibko i za sprawnie. Kolejny atak odparowany, a ja sam z ledwością uniknąłem jego pieści. W końcu coś mnie ogłuszyło od tyłu i jedyne co już widziałem to ciemność...

***

Zaraz jak tylko Watari puścił mi strzałkę na komórkę, wiedziałam, że napastnik jest już w środku, postanowiłam jednak poczekać, znałam dobrze obyczaje dzieciaków i wiedziałam że prędzej czy później jakieś z nich wstanie by się przejść na spacer po ciemku. Szczególnie teraz, kiedy prawa sierocińca się zmieniły, a dwójka z nich już nie żyła. Przygryzłam dolną wargę, czując usta Zero na swoim podbrzuszu.

-N...nie teraz - szepnęłam, zamykając oczy.

- Dadzą sobie radę. - Zero podniósł się i popatrzył na mnie uśmiechając się lekko.

- Jednak chciałabym zamienić z tym dupkiem kilka słów - powiedziałam, łapiąc jego twarz w dłonie, pod palcami poczułam zarost, skrzywiłam się zniesmaczona. - Ogol się.

- Z samego rana. - Zaśmiał się i przybliżył do mojej twarzy, po pocałunku założyłam szlafrok na siebie i wyszłam z pokoju, zostawiając niespełnionego szefa samego w jego sypialni. Kiedy usłyszałam głos C, przyspieszyłam kroku, w ręce łapiąc doniczkę. Tak to był on, walczył z Watarim. Szybko podbiegłam do mężczyzny i uderzyłam go z całej siły w głowę, tak, że prawie doniczka pękła.

- Mam nadzieję, że nie uszkodziłaś jego mózgu - powiedział Wat.

- Ja też - warknęłam i popatrzyłam na dziewczynkę.

- Ten pan podszywał się pod szczura, oszust. - Dziewczyna zmarszczyła brwi. - Kto to jest?

- Zły człowiek - syknęłam, z trudem powstrzymywałam się by go nie kopnąć.

W końcu razem z Watarim zawlekliśmy go do salony i przywiązaliśmy do krzesełka, wcześniej rozbrajając go z wszelakie możliwej broni. Ocknął się dopiero nad ranem.

- Gdzie ja jestem?

- W piekle - syknęłam.

- Amy - skarcił mnie Watari. - Kim jesteś?

- Nic ze mnie nie wyciśniecie! - krzyknął.

Podeszłam do niego i walnęłam mu z pięści w twarz, aż zabolało.

- Gadaj skurwielu kim jesteś! - Nie wytrzymywałam, miałam ochotę by umierał długo i w męczarniach.

- Nic ze mnie nie wyciśniesz ślicznotko... No chyba że... - mruknął, lustrując mnie wzrokiem.

Byłam już czerwona ze złości. Miałam zamiar ponownie go uderzyć i to nie raz, nie dwa, ale bić aż mi ręce nie ścierpną, na szczęście albo i nie od tego zamiaru powstrzymała mnie silna i stanowcza dłoń Zero. Złapał moją rękę za nadgarstek.

- Nie - syknął blondyn, lekko ciągnąc mnie do tyłu.

Posłuchałam go, staliśmy tak wszyscy milcząc i myśląc. Mężczyzna miał kilka blizn na twarzy, trochę krwawił, bo donica przecięła mu skórę na głowie. Do tego węchowe drogie uzbrojenie i w plecaku dynamit. Nie trzeba było być geniuszem, by wiedzieć co kombinował. Nieszczęście jego w tym, że nie wiedział z kim ma do czynienia.

Nagle do pomieszczenia weszła zaspana U... Przetarła oczy i zapłakała.

- Śniło mi się, że mama do mnie przyszła - powiedziała przez łzy.

Wykrzywiłam się w niesmaku i podeszłam do niej, łapiąc ją za ramiona, nie próbowałam nawet sprawić by przestała płakać, niech płacze. Odwróciłam się do więźnia.

- I to jest twoja sprawiedliwość morderco - powiedziałam i wyprowadziłam dziewczynę z pokoju. Kiedy wróciłam on już mówił, wszystko, dokładnie, szczegół po szczególe wtranżalając swoje przemyślenia i śmieszne dowcipy. Za nim, tak by nie mógł ich zobaczyć siedzieli B i L. Słuchali go, żaden z nich nawet nie drgnął, nie uśmiechnął się, nawet może nie mrugnął. Kiedy mężczyzna skończył, zniknęli równie bezszelestnie co przyszli.

To był koniec na dzisiaj. Po południu przyjechała policja i go zabrała.

- Kto? - zapytałam, stojąc w bramie, odbierając pizzę od Chrisa.

- Nie kto inny jak królowa - powiedział za moimi plecami B, marszcząc brwi. - Zginie jeszcze nas pięcioro. - Popatrzył na moje buty. Odwróciłam się do niego twarzą, marszcząc brwi.

- Co ty wygadujesz? - zakpiłam.

- Zero też umrze - mówił dalej, aż dreszcz przeszył moje ciało.

- Naoglądałeś się za wiele horrorów - mruknęłam, idąc w stronę sierocińca, on szedł za mną, ale patrzył się tak jak gdyby nad moją głowę.

- Ty będziesz długo żyła, Amando Tashainu - szepnął. Stanęłam i popatrzyłam na niego przerażona

- Skąd?

- Potrafię czytać - odezwał się w końcu i popatrzył przed siebie, mimowolnie poszłam za nim wzrokiem. Na ganku stał L, przyglądając się nam uważnie B... Co to za dzieciak?!

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Subaru : 2010-12-30 18:58:34
    :)

    Nie przypuszczałbym, że da się tak ładnie i naprawdę ciekawie, wyczerpująco, rozwinąć ten wątek sierocińca. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłaś ^^ Bezbłędnie napisane, interesujące. No i tematyka Death Note'owa xD Czekam na kolejne części ^^

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu