Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dom Wariatów

Wspomnienie z przeszłości

Autor:DuchDucha
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Komedia, Parodia
Uwagi:Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2010-09-21 16:36:16
Aktualizowany:2010-09-21 16:36:16


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Jeśli chcesz rozpowszechnić opowiadanie, to zaznacz, że autorem jest DuchDucha i wskaż na blog http://zanapar.blog.onet.pl/.


Ranek był dość ciepły. Maciek przyszedł do pracy wcześnie, a w zasadzie tak wcześnie, że już od pierwszych minut narobił sobie wrogów. Wąsaty dozorca od lat nie dostał żadnej informacji o zatrudnieniu nowego pracownika, a bez takowego pozwolenia nie mógł nikogo nowego wpuścić na obiekt. Czekając przed bramą, obserwował wchodzące z nienawistnym spojrzeniem persony. Po upływie trzydziestu minut, poprosił dozorcę o wpuszczenie go za bramę lub aby zadzwonił do kogoś, kto mógłby poświadczyć że tu pracuje. Ten początkowo uparcie odmawiał, ale wreszcie zadzwonił, chcąc mieć z głowy natręta. Po kilku minutach wreszcie Maćka wpuszczono. Za drzwiami przywitała go wnerwiona oddziałowa.

- Pan może nie wie, ale do pracy to się przychodzi przed czasem! - wrzeszczała.

- Ale... - próbował się tłumaczyć.

- Żadnego „ale” - przerwała mu, po czym dodała: - Za mną proszę. - Zaprowadziła go do pokoju na trzecim piętrze, gdzie już miłym głosem oznajmiła siedzącej tam osobie: - To jest ten miły kolega, którego wam obiecałam. Uważajcie na niego i oszczędzajcie pierwszego dnia. Dawid - zwróciła się do chłopaka w białym stroju, niewiele od niego starszego i siedzącego w fotelu - zapoznaj go z obowiązkami, dasz sobie radę? - wypowiadając te słowa wyszła, nie czekając nawet na jego odpowiedź i zatrzasnęła za sobą drzwi.

- Jasne - oznajmił.

Dawid ze śmiertelnie poważną miną wyskoczył z fotela i przymaszerował zamaszyście do nowego kolegi. Przez moment Maciek zastanawiał się czy powinien się bać, a może uciekać?

- Czółko! - Teraz uśmiechał się od ucha do ucha. - Witamy wariata!

Maciek niezbyt rozumiał o co mu chodzi. Prawdopodobnie widać było to po jego minie, bo chłopak zaczął się tłumaczyć.

- Nie wiesz, że tutaj zdrowi nie przychodzą? Jestem ciekaw, jak długo wytrzymasz.

- Wytrzymam - odpowiedział pewnie.

- Ta... Koleś przed tobą mówił to samo, a motywacji mu wystarczyło tylko na przejście korytarzem.

- A pamiętasz Agnieszkę? - odezwał się ktoś z tyłu.

- O tak - roześmiał się. - Taka pielęgniarka. Zrezygnowała po jednym dniu, bo Staśka kazała jej w gównie robić. Właśnie dlatego mamy cię oszczędzać.

- Staśka? - Maciek zastanawiał się kto to.

- Oddziałowa - odezwał się damski głos z tyłu. - Niech siada. Zaraz czeka nas robota.

- A gdzie ci się tak śpieszy? Lepiej skończ się przebierać.

- To spóźnienie to naprawdę nie moja wina!

- Tak samo, jak to ostatnie, przedostatnie i przedprzedostatnie, że nie wspomnę o innych. Wyłaź wreszcie.

Dawid cofną się o krok, zmierzył Maćka wzrokiem i zapytał:

- A tak w ogóle. To gdzie ty masz strój? Staśka nie dała?

- Nie.

- Cała ona. Bez stroju nie możemy ciebie wpuścić na oddział, z resztą nie wiadomo w jakim stanie byś wrócił. Dziewczyny poszły po wózek do posiłków. Zaraz powinniśmy zacząć rozdawać.

To zdanie bardzo uradowało Maćka, bo jeśli rozdaje się tutaj posiłki to można coś skubnąć dla siebie, więc szybko sparował wypowiedź.

- Nie ma sprawy, mogę iść tak.

- Są pewne przepisy. Pójdziesz z nim po strój? Nich ma coś chociaż na moment - zapytał osobę w głębi.

- Ja? Przecież ty miałeś się nim zająć. To było polecenie służbowe.- powiedziała, wychodząc z zaplecza. - Wiesz co? Zmieniłam zdanie. Pójdę z nim. - Głos należał do niskiej blondyneczki o jasnych oczach. Gdy tylko zobaczyła nowego kolegę zamarła, a jej blada twarz przybrała purpurową barwę. Wtem na korytarzu rozległ się głośny huk.

- O wózek przyjechał! - zawołał Dawid. - Czyli załatwione, ty idziesz z nim, a ja do dziewczyn.

- Ej... Czekaj! - zawołała do wybiegającego chłopaka.

Dziewczyna nie mogła wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Czując potrzebę przełamania tej niezręcznej sytuacji, Maciek odezwał się pierwszy:

- Co teraz?

- Co teraz? - powtórzyła.

Zaskoczony taką odpowiedzią dodał:

- Co teraz robimy?

- Co teraz robimy? - znowu powtórzyła, czerwieniąc się jeszcze bardziej.

Dla Macka była to zupełnie nowa sytuacja i nie wiedział co się dzieje, ani jak ma w tej sytuacji postąpić.

- Może pójdziemy po ten strój?

Dziewczyna wreszcie się obudziła z odrętwienia. Kręcąc głową wzięła głęboki oddech i wreszcie powiedziała coś sensownego:

- Tak... Chodźmy po ten strój.

Wyszli z pokoju. Przechodząc po różnych piętrach i korytarzach, niektórych nawet po dwa razy, Maciek zaczął zastanawiać się czy ona na pewno wie gdzie idzie. Wreszcie zatrzymała się pod drzwiami nieopatrzonymi żadnym napisem, ani tabliczką. Do zasiadającego tam łysawego dziadka wypowiedziała kilka słów w niezrozumiałym języku, na co łysol odpowiedział podobnym dialektem i wyciągnął spodnie, koszulę i buty.

- Zadziwiająco łatwo poszło - powiedziała tuż po wyjściu. - Musisz się przebrać - dodała po chwili.

Z piętra niższego wszedł Dawid i zawołał do siebie tę parkę.

- Co wy jeszcze tu robicie? Jak się nie pośpieszycie, to nic wam nie zostanie - wyszeptał. - Prowadź go do socjalnego - powiedział do dziewczyny.

Dziewczyna zbiegła jedno piętro w dół i okazało się, że ów socjalny był tuż obok. Maciek szybko się przebrał, gnany myślą darmowego posiłku i powtórnie pozwolił się zaprowadzić okrężną drogą. Na miejscu wszyscy zdążyli już skonsumować posiłek, ale na szczęście pozostawili trochę resztek.

Oboje jedli sami w ciszy. Ciszy, która powoli stawała się nieznośna. Widać było, że ona chciała o coś zapytać. Dlaczego nie pytała? Bała się? I znowu Maciek musiał zaczynać.

- Słuchaj, jak się nazywasz?

- Nie pamiętasz mnie? - posmutniała.

- A znamy się? - Maciek ze wszystkich sił, lecz bezskutecznie, usiłował przyporządkować tę twarz do jakiegokolwiek nazwiska.

- Chodziliśmy razem do podstawówki. Oczywiście, że nie pamiętasz. Niczym szczególnym się nie wyróżniałam. Zmieniłam się, wtedy byłam ruda. - Teraz wydawała się być zła.

Coś zaczęło mu świtać.

- Monia? - wyszeptał jakby mimowolnie.

- Monika, już nikt tak mnie nie nazywa. - Uśmiechnęła się i pomyślała: „A jednak pamiętasz”.

- Dlaczego tu trafiłeś? Nigdy bym się nie spodziewała, że cię tutaj zobaczę.

- Życie dziwnie się układa.

- Życie? - Tym razem popadła w melancholię i przestała odzywać.

Podczas tego posiłku niby nic się nie stało, ale Monika stała się jakaś radosna. To dziwne, jak mało ludziom potrzeba do szczęścia.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.