Opowiadanie
Modlitwa
Dlaczego Ryū?
Autor: | EvelynTemptation |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Obyczajowy, Romans |
Uwagi: | Self Insertion |
Dodany: | 2011-09-02 14:52:42 |
Aktualizowany: | 2011-09-02 14:52:42 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Zastrzegam sobie prawa autorskie do wszystkich tekstów opublikowanych na moim koncie i nie wyrażam zgody na wykorzystywanie żadnego z opowiadań albo jego części, do rozpowszechniania bez wcześniejszego pozyskania mojej ewentualnej zgody.
- Ten... mm... dzięki... - wydusiłam w końcu kiedy ciągnął mnie za rękę przez korytarz w stronę biblioteki.
- Za co? Ja tylko chciałem ci coś pokazać. - Uśmiechnął się niewinnie, jak małe dziecko. - Jestem Ryū.
- Rju...? - powiedziałam bardziej do siebie niż do Niego, zaskoczona, że ktoś może używać takiego pseudonimu.
- Taaa... To znaczy smok... Znajoma mnie kiedyś wciągnęła w świat Japonii i już tak zostało... Mam na myśli, że do tej pory tak mnie nazywają. Reszta przeszła dawno do historii. - Wydawał się być zawstydzony faktem, że fascynował się czymś takim jak Kraj Kwitnącej Wiśni... Ale mnie to nie przeszkadzało. Ani trochę.
- A jak Cię nazywali wcześniej?
- Peter. Peter Lavovalois*.
Odkąd pamiętam zawsze byłam otoczona grupą znajomych, pozornie przychylnych mi ludzi. Już w podstawówce nie miałam problemów w nawiązywaniu nowych znajomości, byłam wręcz tą najbardziej lubianą i wszyscy chcieli się ze mną bawić. Kiedy jednak jest się małym dzieckiem, największym problemem może być zgubiona zabawka czy nieobejrzenie dobranocki... Nie ma czegoś takiego jak prawdziwa, czysta przyjaźń, akceptacja największych wad, rozmowa na tematy uczuciowe, wspólne przeżywanie dramatów (ciąża [temat dyskusyjny], śmierć znajomego). Kiedy jest się dzieckiem, uczucia nie są jeszcze tak rozwinięte, nie zna się dorosłego życia i tych wszystkich tragedii, jakie można przeżyć...
Zawsze kogoś miałam przy boku, nawet więcej niż kogoś, wiecznie było kilku ktosiów. Jednak z biegiem lat zaczęłam obserwować, chłonąć wiedzę o przyjaźni, miłości, śmierci i różnych tragedii. Już w gimnazjum miałam w głowie więcej informacji niż przeciętny człowiek w moim wieku na temat uczuć, jakie towarzyszą każdemu z tych tematów... mimo że wiecznie stałam z boku.
Miałam może dwanaście lat, kiedy dotarło do mnie, że ludzie lgną do mnie nie dlatego, że jestem miła, tylko dlatego, że moje nazwisko, albo raczej nazwisko moich rodziców, przyciągało. Nie ze względu na ładne brzmienie czy coś, tylko dzięki statusowi społecznemu. Może nie żyłam w luksusie, jakim mógłby się poszczycić Bill Gates, ale zdecydowanie byliśmy grubo ponad przeciętną. I to sprawiło, że uświadomiłam sobie swoją wartość, tą moją, nie mojego imienia i nazwiska. Otóż byłam nikim.
Zawsze się dobrze uczyłam, wiedza sama wchodziła mi do głowy, ale mimo to (chociaż miałam „przyjaciół”) pojawiali się również ludzie, którzy nie kryli się ze swoim zdaniem na mój temat. Że niby nie dzięki mojej pracy, a nazwisku pięłam się w górę i tak naprawdę nie zasługiwałam na nic. Przecież ja nic nie robiłam, a dostawałam dobre oceny, nauczyciele mnie lubili, w szkole podrywali mnie sami najfajniejsi chłopcy... Tylko, że to nie była prawda... Ale jak miałam się bronić przed atakami...? Nie robiłam nic.
Co roku zmieniałam szkołę, dlatego ciężko mi było się z kimś zaprzyjaźnić, a wrogów robiło się coraz więcej. W końcu skoro noszę nazwisko słynnej projektantki debiutującej w Paryżu, to mam przecież z górki, prawda? Wystarczy, że pstryknę palcem i mam wszystko! O! Pstryk! I mam przyjaciół. Pstryk! I mam nowych przyjaciół. Pstryk! I mam całą szafę nowych ciuchów. Pstryk! I mam najlepsze oceny i wygrywam konkursy naukowe. Przecież to takie oczywiste, prawda?
Chociaż miałam tego dosyć, nie robiłam nic. JA byłam zwykłą, małą myszką. Ta prawdziwa ja, nie to, co widzieli ludzie na ulicy. Wiecznie miałam ochotę schować się gdzieś, byleby nikt już na mnie nie patrzył, nie wytykał palcem, po prostu nie zwracał na mnie uwagi.
I poszłam na studia. Miałam zostać w Krakowie, ale kiedy pomyślałam, że znowu musiałabym się użerać z ludźmi, jakich spotykałam do tej pory, zmieniłam zdanie.
I tak trafiłam do Katowic do Wyższej Szkoły Technicznej na kierunek wzornictwo, specjalizacja projektowanie mody (cóż za zaskoczenie...). Miałam nadzieję, że będę miała spokój, jednak zachowania człowieka nie da się tak łatwo zmienić. Dlatego też poznałam nowych ludzi. Historia jednak lubi się powtarzać, dlatego też miałam „przyjaciół” i wrogów. Przeważająca liczba tych drugich.
Byłam całkiem niezła (geny po mamie), dzięki czemu wygrywałam albo byłam w czołówce w różnych konkursach organizowanych przez uczelnię. Za co oczywiście mnie nie lubiano. To przecież było tak oczywiste, że to nie dzięki talentowi, tylko dzięki nazwisku moje kreacje wędrowały po Europie... Chociaż mnie samej ciężko było określić, na ile byłam oceniana obiektywnie... Ale ja się o to nie prosiłam! Ja CHCIAŁAM być dobra i chciałam sama zapracować na moją przyszłość. Ale tak to niestety bywa z dziećmi znanych rodziców...
Wtedy pojawiłeś się Ty. Nie byłeś dla mnie nikim nadzwyczajnym, właściwie wszystkich uważałam za swoich wrogów. To znaczy nie dawałam tego po sobie poznać, zawsze byłam miła. Na początku po prostu byłeś. Kiedy się przedstawiłeś francuskim nazwiskiem, które wymyśliłeś, pewnie spontaniczne, i angielskim imieniem, pomyślałam sobie, że jesteś dziwny. Poczułam od Twojej duszy świeżość (no nie dosłownie...), co sprawiło, że miałam ochotę Cię lepiej poznać. Byłeś INNY od wszystkich (podobno intuicję odziedziczyłam po ojcu [Był... hm... nazwijmy to wróżbitą]).
Kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy, nazwałeś się Ryū. Powiedziałeś, że to znaczy smok... Miałeś wewnętrzną siłę, wręcz potęgę, biła od Ciebie pewność siebie, byłeś inteligentny, miałeś bystre spojrzenie... Choć smoki w legendach z reguły przedstawiane są jako te złe, zionące ogniem, porywające dziewice stworzenia, ja w tobie widziałam grację i piękno. I siłę. I potęgę uczuć...
Zakochałam się w Tobie...
Ale jak to w legendach bywa smoki umierają, a dziewicze serce leży gdzieś rozszarpane w grocie... Gdzie Nasze szczęśliwe zakończenie? Gdzie przyszłość? Gdzie świat jak z bajki...? Ach... no tak... Leży zakopane razem z Tobą w ziemi, pod grubym, zimnym marmurem, krzyżem, stertą głupich kwiatów i zniczy...
A kawałki mojego serca gniją, zżerane przez bezlitosne robale...
Przez Ciebie...
Przeze mnie...
Przez cholerną miłość...
* Lavovalois- (fran.) czyt. Lewuwelła
RE:
No wiesz... na grobach z reguły kładzie się znicze i kwiaty XD
Już widzę powiązania do poprzednich rozdziałów. Bardzo mi się to podoba. Więc to on leży pod kwiatkami o.o
Czekam na następny rozdział ^^
jej XD Patuś ;* Oj będzie więcej XD do tego jeszcze tylko 4 rozdziały i już mam plan kolejnej serii ;p A co wysłałaś? Bo wiesz... trochę tego czytałam ;p
O tak wciaga... Chyba najbardziej ze wszystkich twoich opowiadan ktore czytalam ;) Podoba sie! No i czekam na kolejne czesci ( ze nie wspomne az moje "cudo" ktore mialas okazje czytac W KONCU sie tu pojawi, czekanie to masakra ;p ) I tworz wiecej takich fajnych laska ! ;**