Opowiadanie
Szczere pragnienia
Autor: | Olka136 |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Obyczajowy |
Dodany: | 2012-05-21 15:18:30 |
Aktualizowany: | 2012-05-21 15:18:30 |
Proszę nie kopiować ani nie udostępniać mojego opowiadania lub jego części bez mojej ewentualnej zgody.
Jakiś czas temu zostałem przywieziony do szpitala. Cóż, te dni nie należą do najwspanialszych, ale najgorzej też nie jest. Co prawda nudzę się, siedząc w pokoju szpitalnym. Jednak na to już nie mogę nic poradzić. Kiedy widzę, że pogoda robi się ładna, idę na dwór. Zawsze siadam na ławce i czytam jakąś książkę. Wtedy nie potrzeba mi niczego więcej. Czasami ktoś się do mnie przysiądzie i do mnie zagaduje. Dzięki temu mogę poznać wielu ciekawych ludzi.
Tak było i tym razem.
Kiedy czytałem książkę, podeszła do mnie piękna kobieta. Nie wyglądała na chorą.
- Mogę się do ciebie dosiąść? - spytała, uśmiechnięta.
- Oczywiście - powiedziałem, po czym przesunąłem się, aby mogła usiąść.
- Dlaczego jesteś w szpitalu? - zadała dość oczywiste pytanie. Mogła sobie na nie sama odpowiedzieć, gdyby spojrzała na moją lewą nogę.
- Miałem mały wypadek - odpowiedziałem. - Mój rower mnie zdradził - dodałem żartobliwie, a ona się zaśmiała.
- Rozumiem.
- A pani? - spytałem. - Nie wygląda pani na chorą.
- Nie wyglądam, ponieważ przyszłam tu, aby urodzić moje maleństwo - mówiąc to, lekko się uśmiechnęła. Jednak za tym uśmiechem kryło się coś więcej.
- Gratuluję. - Uśmiechnąłem się.
- Ona umarła. - Tego się nie spodziewałem. Zaraz pożałowałem moich słów. Jednak zanim zdążyłem przeprosić za nie, kobieta znów zabrała głos: - Jednak wierzę, że jest teraz w lepszym miejscu. Oczywiście, bardzo chciałabym ja spotkać, porozmawiać, poznać ją. A przede wszystkim chciałabym ją naprawdę mocno przytulić i przeprosić za to, że nie byłam w stanie dać jej życia. Kilkakrotnie zadałam sobie pytanie: „Ile byłabym zdolna poświęcić, aby ją odzyskać?”. Za każdym razem jest tak samo.
- To znaczy, jak? - spytałem niecierpliwie.
- Mogłabym oddać dla niej wszystko, a jednocześnie nic. - Nie mogłem zrozumieć jej odpowiedzi. Widząc moją minę, postanowiła kontynuować: - Najpierw pomyślałam o moim wzroku. Nie oddałabym go, ponieważ pragnę ją zobaczyć. Chciałabym widzieć jak się uśmiecha, jak płacze, jak się złości... Oprócz tego zawsze chciałam jej pokazać moje ulubione miejsce. Jednak gdybym ja sama nie mogła tego zobaczyć, nie mogłabym się z nią naprawdę cieszyć.
- Jak wygląda to miejsce? - znowu zadałem głupie pytanie. Jednak pani tylko się uśmiechnęła.
- To naprawdę cudowne miejsce. Jest łąka, na której rosną same słoneczniki. Naprawdę piękne. - Uśmiechnęła się serdecznie i znów zaczęła mówić: - Kiedy pomyślałam o moim słuchu, również nie chciałam go oddać. Wtedy nie mogłabym usłyszeć jej pięknego głosiku, jej śmiechu... A gdybym oddała moje ręce, nie mogłabym jej nosić, ani nawet przytulić. A jeśli poświęciłabym moje nogi, nie mogłabym się z nią bawić. Nie byłabym w stanie nawet pójść na spacer.
Słuchałem oszołomiony.
- Gdy przez głowę przeszło mi oddanie zdrowia czy mojego szczęścia, również odrzuciłam tę opcję. Jak mogłabym się nią zajmować, gdybym sama nie była szczęśliwa? Wówczas uśmiechałabym się fałszywie, a to jest, moim zdaniem, równe kłamstwu. - Westchnęła. - Jestem naprawdę egoistyczną matką.
- Nieprawda - zaprzeczyłem odruchowo. - To, co pani właśnie powiedziała... Te słowa to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszałem.
- Dziękuję - znów uśmiechnęła się lekko - ale ja już chyba znalazłam swoją odpowiedź.
Teraz nie zadałem pytania. Czułem, że nie powinienem. Nie, ja nie chciałem poznać odpowiedzi.
Kobieta pożegnała się ze mną i odeszła. Jej słowa ciągle dzwoniły mi w uszach. Nie potrafiłem o tym zapomnieć.
Następnego dnia usłyszałem, że umarła pewna kobieta. Jej serce po prostu przestało bić. Lekarze nie potrafili tego wyjaśnić. Na początku myśleli, że umarła, ponieważ nie potrafiła poradzić sobie ze śmiercią swojego dziecka. Jednak, dlaczego zasypiając na wieki uśmiechała się?
Podobno jej uśmiech był tak piękny, że pielęgniarki, które się nią zajmowały, nie mogły przestać płakać. Nawet, jeśli jej nie znały, były smutne.
Po tych wydarzeniach, ilekroć powieki przysłaniają moje oczy, zasłaniając mi realny świat, widzę obraz kobiety z dzieckiem na ręku, stojącej pośród wielu słoneczników, skąpanych w ciepłych promieniach zachodzącego słońca. Ten obraz jest przepełniony szczęściem, a jednak tak smutny.
Codziennie zastanawiam się, czy ta kobieta znalazła swoje dziecko i czy są razem szczęśliwe... Czy poznała wszystkie oblicza swojej pociechy. Czy mogła ją przytulić, pocieszyć. Czy mogła ją ponosić na rękach, bawić się z nią i chodzić na spacery. Czy mogła śmiać i cieszyć się razem z nią... Mam nadzieję, że tak. Z całą pewnością zasłużyła sobie na to. Jestem pewien, że była cudowną osobą.
Tekst jest wyjątkowo kiepski. Nie zdarzają się wprawdzie błędy (no, jedna literówka), ale całość i tak wydaje mi się niezwykle banalna i nadmiernie wyidealizowana, na dodatek sili się na zawieranie jakiejś głębi, której ewidentnie nie posiada. Przepraszam za mocne słowa, ale mam takie odczucia. Przede wszystkim nie wydaje mi się, żeby uczucia tej kobiety były prawdziwymi uczuciami matki. Jestem pewna, że każda matka jest w stanie oddać za dziecko nawet własne życie, a co dopiero wzrok czy nogi. Dlatego też nie rozumiem, dlaczego główny bohater nazywa tą postawę najpiękniejszymi słowami, jakie w życiu usłyszał. Ciężko byłoby wychować dziecko bez wzroku czy słuchu, ale mimo wszystko byłoby ono żywe, a dar życia to najpiękniejsze, co kobieta może dać. Postawa tej kobiety jest egoistyczna, bo bardziej zależy jej na własnym szczęściu i wygodzie niż na dziecku. Poza tym co to za "najpiękniejszy uśmiech"? Nadmierna idealizacja. To, że umarła żeby zobaczyć się z dzieckiem, za które nie chciała nawet ręki oddać, nie jest znowu aż takie piękne. Poza tym to niemożliwe, aby ten chłopak przez całe swoje życie myślał o jakiejś obcej kobiecie, którą raz w życiu widział. Poza tym nierealistyczne jest to, że ona się zabiła. W takich sytuacjach kobiety otaczane są pomocą psychologów i wsparciem rodziny, żeby przejść przez trudne chwile. Powinny być pod obserwacją. A ją tak sobie zaraz po śmierci córki samopas puścili? Żeby chodziła po szpitalu i zwalała swoje problemy na Bogu winnych ludzi? Rozumiem, że ona to przeżywa, ale chyba jest trochę za bardzo wylewna. Ponadto nie powinna mówić o tym tak spokojnie.