Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Rezonans

Szept półmroku

Autor:Rinsey
Serie:Slayers
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2014-09-01 08:00:02
Aktualizowany:2014-08-15 15:15:02


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Kopiowanie całości lub fragmentów przez osoby trzecie bez zgody autorki jest zakazane.


Rozdział 8

Szept półmroku

Pierwszemu kalendarzowemu dniu jesieni w Eques towarzyszył drobny deszcz spływający z niewielkich chmur nieśmiało zakrywających słońce. Małe krople delikatnie ocierały się o złote liście starych potężnych dębów. Gdzieniegdzie w powietrzu pojawiał się jasny, wielobarwny blask świadczący o swobodnym, niezakłócanym przez żadne negatywne czynniki, przepływie magii. Gdyby nie głośna eksplozja dochodząca z pięknego ogromnego dworku usytuowanego w centrum tego uroczego krajobrazu, można by uznać tę okolicę za wzór beztroski, idylli i spokoju.

- Panie Zelgadisie!

Drzwi do salonu otworzyły się z rozmachem. Filia szybkim krokiem podeszła do mężczyzny zajmującego wygodny fotel tuż przy oknie z widokiem na majestatyczne, ogromne drzewa o złocistych koronach. W jej niebieskich oczach tliła się irytacja, co dodatkowo podkreślało wynurzenie się spod różowej sukienki smoczego ogonka zwieńczonego gustowną kokardką.

- Przywołaj pannę Linę do porządku! Już piąty raz, tylko w tym tygodniu, ściana w kuchni została wysadzona w powietrze!

Mistrz ziemi ze stoickim spokojem uniósł głowę znad kubka gorącej kawy o wyjątkowo bogatym aromacie.

- Hm… Ściana powiadasz.

- No, łącznie z panem Gourry’m - sprostowała Smoczyca. - Co nie zmienia faktu, że panna Lina chyba nie do końca sobie radzi z nowo rozpieczętowaną mocą.

- Tak uważasz?

Na twarzy Filii pojawiło się wahanie.

- Panna Lina tak się tłumaczy za każdym razem. W sumie ostatnio naprawdę rozpieczętowałeś ogromną część jej mocy…

- Cóż… - odparł spokojnie Zelgadis, biorąc kolejny łyk napoju. - Kłamie ci wobec tego w żywe oczy.

W oczach Ryuzoku pojawił się niebezpieczny błysk.

- Czyli z pełną świadomością demoluje bezcenną magiczną twierdzę…

- A nie cieszy cię fakt, że dziewczyna robi ogromne postępy w tak krótkim czasie? Przecież to był twój pomysł. Powinnaś być zadowolona.

- Owszem, jestem - odparła Smoczyna tonem, który całkowicie podważał szczerość wypowiedzianych przez nią słów. - Ale to ja świecę oczami przed Radą Finansów Seyrun! Czym mam wytłumaczyć kolejny rachunek za remont kuchni?!

- Może tym, czym ostatnio usprawiedliwiłaś ogromną dziurę w twojej części mieszkalnej po wizycie Xellossa?

W jednej chwili oba policzki Kapłanki Ceiphieda przyjęły piękną czerwoną barwę.

- Skąd wiesz, że Xelloss tam był?

- Strzelałem. - Mężczyzna wzruszył ramionami.

Filia spiorunowała go wzrokiem, lecz zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, drzwi do salonu otworzyły się ponownie.

- Panie Zelgadisie, witaj z powrotem! - zawołała radośnie Amelia. - Jak pana misja? - Czy… - na moment spoważniała - … ktoś…

- Nie ma żadnych śladów działalności Ruelzhan, żadnych ofiar, żadnych śladów magicznych, nic - odpowiedział Zelgadis.

Użytkowniczka białej magii się odetchnęła z ulgą.

- To dobrze.

- Może i tak - przyznał wojownik. - Nie zmienia to jednak faktu, że nie wiemy, dlaczego tak się stało. Przez co wciąż nie przybliżyliśmy się do odkrycia planów Rezo nawet o centymetr - dodał ponuro.

- To faktycznie jest dziwne - wtrąciła Filia. - Do spotkania Przymierza Równowagi co chwila dostawaliśmy raporty o kolejnych ofiarach. A teraz przez ponad trzy tygodnie panuje całkowita cisza. Wszystko powróciło do poprzedniego stanu.

- Nie wszystko - powiedziała cicho Amelia.

- Co masz na myśli? - spytał szybko Zelgadis.

Przyszła Shyllien spojrzała na maga z dziwną melancholią w oczach.

- Coś się zmieniło. Niby jest tak samo, ale inaczej. Nie potrafię tego inaczej opisać. Po prostu jest… inaczej.

Na moment zapadła cisza. Filia z zaskoczeniem przyglądała się córce Philionela. Amelia niepewnie patrzyła to na Ryuzoku to na wojownika.

- Inaczej - powtórzył powoli Zelgadis.

- Wiem, że niewiele może pomóc… - zaczęła ciemnowłosa.

- Nie, Amelio, wręcz przeciwnie - odparł zamyślony mężczyzna, odstawiając pustą filiżankę na stół. - Takie słowa z ust następczyni Filara znaczą bardzo wiele.


***


23 września. Była w Krainie Równowagi już od ponad miesiąca. Za niecałe dwa tygodnie miał się zacząć rok akademicki na jej wymarzonej uczelni. Wymarzonej… To słowo zostawiało po sobie dziwny posmak. Czy po tym wszystkim, co dotychczas przeżyła po zderzeniu się ze światem magii, naprawdę pragnęła tego samego co wcześniej? Najpierw nie chciała słyszeć o zostaniu w Eques ani dnia dłużej niż by była zmuszona. Przecież to naturalne. Kto z własnej nieprzymuszonej woli zacząłby pomagać zupełnie obcym ludziom w prowadzeniu wojny, która jej zupełnie nie dotyczyła? To oni narodzili się z magią zaklętą w ich wnętrzu. To oni byli Strażnikami. To był ich obowiązek.

A jednak stopniowo pojawiało się więcej czynników sprawiających, że coraz częściej zapominała, ze wcale nie tak dawno wiodła inne życie. Magia stawała się nie tylko jej pasją, a nawet czymś więcej. Naturalnym składnikiem jej otoczenia na równi z powietrzem i wodą. Nie wiedzieć kiedy, nie potrafiła już sobie wyobrazić, jakby miało wyglądać jej życie pozbawione tej delikatnej, ciepłej mocy wypełniającej jej istnienie, bez wrażliwości na te fascynujące nurty, których chaotyczny przepływ mógłby doprowadzić do upadku Równowagi.

Równowaga… Czym była prawdziwa Równowaga, o której mówił Czerwony Kapłan? Co takiego odkrył ten człowiek, że doprowadziło go to do roli przeciwnika tego, co bronił przez całe swoje życie? Rozumiała nienawiść Zelgadisa do tego mężczyzny, ale nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że ktoś o takiej mocy i rozumieniu otaczającego go świata, nie mógłby dążyć do zagłady Eques bez odpowiedniego powodu. Oczywiście, te myśli wolała zachować dla siebie. Zdążyła się już przekonać, że chociażby w Seyrun mieszkały osoby, które za samo takie sformułowanie problemu, skazałyby każdego na wysłanie do Ruelzaar. Próba usprawiedliwienia postępowania oficjalnego największego wroga Eques w obecnej chwili była, delikatnie mówiąc, nie na miejscu. Póki co musiała się skupić na nauce kontroli nad jak największą ilością mocy. Zelgadis twierdził, że do zrozumienia podstaw dawnych badań Rezo niezbędne jest ujrzenie na własne oczy jednego z miejsc o tajemniczej nazwie Barahesi. A jeżeli miał pozwolić jej się wybrać poza granice dworku, dziewczyna musiała zyskać kontrolę nad większą częścią swojej mocy. Lina nie polemizowała z tą opinią. Zdawała sobie sprawę z faktu, że w czasie takiej wyprawy, poza granicami potężnej magicznej twierdzy, niebezpieczeństwo mogło nadejść niemalże z każdej strony i że musiała się nauczyć chronić przynajmniej samą siebie, zanim taka ekspedycja mogła dojść do skutku. Do tego czasu jej badania ograniczały się jedynie do analizowania materiałów, które odnalazła w bogatych zbiorach biblioteki skrywanej przez podziemia dworku.

Musnęła palcem starą ilustrację przedstawiającą spiralę z wyraźnym, czarnym punktem po środku. Po raz kolejny zadała sobie pytanie, dlaczego ten jeden punkt nie był obecny we wszystkich pozostałych książkach? Dziennik, który trzymała w dłoni był rękopisem, a więc jego autor musiał gdzieś ujrzeć właśnie taką wersję znaku symbolizującego Eques. Czytała, że Barahesi są miejscami nachodzenia na siebie dwóch wymiarów, będących obszarem badań wielu magów-badaczy. Może właśnie w jednym z tych tajemniczych obszarów odnajdzie odpowiedź na to pytanie?

- Zanurzasz się w bardzo głębokich i niebezpiecznych wodach, panno Inverse. - Tuż nad jej uchem rozległ się rozbawiony męski głos. Lina błyskawicznie się odwróciła i niewiele myśląc, przywołała jedną dłonią kulę ognia. Stojący za nią osobnik o półdługich fioletowych włosach nawet nie drgnął, gdy dziewczyna w ułamku sekundy zwiększyła rozmiar i siłę zaklęcia. Rudowłosa uważnie obserwowała odzianego w beżową tunikę, szare spodnie i ciemną pelerynę mężczyznę. Na samym początku nie była w stanie określić jego aury magicznej, co teoretycznie wskazywałoby, że ma do czynienia z bardzo przeciętną jednostką, jednak od początku wyczuła w jego obecności pewien mroczny pierwiastek. Kiedy skupiła się na tej jednej nici mocy, natychmiast cofnęła własne zaklęcie. W jednej chwili ogarnęła ją świadomość, że właśnie przebywa w tym samym pomieszczeniu z istotą wypełnioną wręcz duszącą, czarną energią. Przywoływanie magii, jaką miała do dyspozycji w tym momencie, dla tego osobnika było jedynie drobną przeszkodą, zupełnie nieprzydatną czynnością w potencjalnym starciu.

- Kim jesteś?

- A jak uważasz? - odpowiedział lekko, przekrzywiając głowę. Jego wciąż zmrużone oczy wzmagały jednocześnie poczucie poirytowania i niepokoju.

Zanim Lina zdołała wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa, jej wzrok na moment się zamazał. Zaskoczona dziewczyna odruchowo cofnęła się o krok. Nawet nie zdążyła się zastanowić nad tym, co się stało chwilę wcześniej, gdy w okamgnieniu pomiędzy nią a nowo przybyłym pojawił się Zelgadis. W ułamku sekundy stal srebrzystego miecza znalazła się tuż przy gardle nieznajomego.

- Tym razem przesadziłeś, Xelloss - syknął mistrz ziemi.

- Nie musisz się tak denerwować, Zelgadisie - odparł fioletowowłosy, podnosząc obie ręce w uspokajającym geście. - Chciałem po prostu wreszcie się przywitać z panną Inverse. - Jego uśmiech nieznacznie się poszerzył.

- I myślisz, że ci w to uwierzę? Co jej zrobiłeś? - Głos Zelgadisa zaczął emanować wściekłością.

- Nawet, jeśli ci powiem zgodnie z prawdą, że nic, to i tak mi nie uwierzysz, czyż nie? - W tonie nieproszonego gościa pobrzmiewała nieprzemijająca wesołość podszyta lekkim sarkazmem.

- To, że mamy stan wyjątkowy, nie oznacza, że będę tolerować twoje prymitywne gierki.

- Och, zapewniam cię, że to nie są żadne gierki. Co więcej, po części wyświadczam ci przysługę. Nie byłoby to chyba zbyt mądre z twojej strony, jakbyś wypuścił pannę Inverse w świat bez wiedzy, czym tak naprawdę jest spotkanie z Mazoku, nie uważasz?

W oczach mistrza ziemi pojawił się niebezpieczny błysk.

- Uważam, że to nie jest twoja sprawa.

- Być może masz rację, Zelgadisie. Wobec tego nie będę dłużej ingerował w twoje sprawy. Panno Inverse, zapewne niebawem się zobaczymy. Do zobaczenia! - zawołał wesoło Xelloss, po czym się zdematerializował.

Zelgadis zaklął pod nosem i schował miecz, zanim odwrócił się w stronę wciąż nieco oszołomionej Liny.

- Nic ci nie jest? - spytał wyraźnie zaniepokojony.

Dziewczyna nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć na to pytanie. Czuła się normalnie, ale miała świadomość, że w tamtej chwili, kiedy jej wzrok się zamazał, coś się stało. Brakowało jej jednak słów i świadomości magicznej, aby opisać to dziwne doświadczenie.

- Lina - ponaglił ją wojownik, lekko potrząsając jej ramieniem.

- Nic - odparła wreszcie. - To znaczy… Sama nie wiem.

- Cholera. - Jego spojrzenie z powrotem stało się lodowate. - Jeżeli ten popapraniec tak szybko się zmył, to oznacza, że osiągnął swój cel. Tylko, o co mu mogło chodzić?

Dziewczyna próbowała się skupić na jego słowach, lecz jej koncentrację zaczęły utrudniać delikatne impulsy potężnej, lecz znajomej jej mocy.

- Hm… Zel, to pulsacje twojej energii? - spytała nagle rudowłosa, spoglądając nieznacznie na swoje ramię, za które wciąż lekko ściskał ją Zelgadis.

Wzrok mężczyzny powędrował do jej ramienia.

- Oj, przepraszam - rzekł speszony i natychmiast ją puścił. - Przy kontakcie bezpośrednim trudniej jest całkowicie ograniczyć przepływ mocy. Wybacz, to musiało być mało przyjemne.

- Nie - odparła szybko Lina. - To było dla mnie po prostu nowe wrażenie. Twoja moc, owszem, jest trochę obezwładniająca, ale… jakby to ująć… nie w nieprzyjemny sposób.

Na chwilę zapadła cisza. Rudowłosa poczuła, że okolice jej policzków zrobiły się trochę za ciepłe, jak na jej gust. Gorączkowo szukała w pamięci pytania, które jeszcze chwilę wcześniej chciała zadać Zelgadisowi, aby odciągnąć jego uwagę od stwierdzenia, jakie można było zrozumieć nieco dwuznacznie, a co przecież nie było jej intencją.

- A więc to był Xelloss? - spytała niby od niechcenia.

- No, tak - odparł mag. W jego głosie pobrzmiewało zaskoczenie. Z drugiej strony po wściekłości, jaką emanował moment wcześniej, nie zostało ani śladu.

- Ten, którego Filia określiła jako „wkurzający, chamski i obleśny Demon wiecznie szukający rozrywki kosztem innych”, tak?

- Nie ma takiego drugiego. Wierz mi, że nie da się go pomylić z nikim innym. - Chociaż było widać, że humor wojownika uległ lekkiej poprawie, ponownie pojawił się w jego tonie cień irytacji.

- Oj, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości - odparła Lina z niebezpiecznym błyskiem w oku. - Może zajmie mi to trochę czasu, ale cokolwiek mi zrobił, zapłaci za to - dodała mściwie, uśmiechając się do własnych myśli.

- Do tego momentu może minąć naprawdę sporo czasu - skomentował mag z powagą. - Xellossa nigdy nie można lekceważyć, nawet jeżeli jest po tej samej stronie barykady co ty. - Zamilkł na chwilę, w czasie której uważnie przyjrzał się rudowłosej. - I chociaż to, co zrobił, póki co faktycznie nie wygląda na nic groźnego, bo gdyby jakkolwiek szkodliwie zaingerował w twój wewnętrzny nurt, już teraz bym to wyczuł, wcale nie oznacza to, że możemy spokojnie zapomnieć o tym incydencie. Z drugiej strony, skoro rozpoznałaś w tak niepozornym osobniku kogoś stanowiącego zagrożenie, to możemy pomyśleć o pierwszej wyprawie do jednego z Barahesi.

- Mówisz serio? - W czerwonych tęczówkach pojawiła się ekscytacja.

Kąciki ust Equeshan niemalże niezauważalnie się uniosły.

- Minął prawie miesiąc, a Ruelzhan nie wykonali żadnego ruchu, co jest dużo bardziej niepokojące. Poza tym opanowałaś wszystko, czego mogłem cię nauczyć w czterech ścianach odizolowanego od reszty świata dworku. Ty zapoznasz się z zewnętrznym nurtem, a ja będę w stanie sprawdzić kilka rzeczy. Cieleth to miejsce, gdzie nikt nie powinien być w stanie odkryć naszej tożsamości, więc wyprawa ta będzie obarczona wyjątkowo małym ryzykiem, a przy odrobinie szczęścia może wreszcie coś ruszy się do przodu.

Na twarzy Liny pojawił się leniwy uśmieszek.

- Małe ryzyko i duży zysk? Te rzeczy niezwykle rzadko idą razem w parze.

Zelgadis obdarzył ją spojrzeniem rodzica podwórkowego rozrabiaki.

- Jeżeli nie będziesz swoim zwyczajem ignorować moich zaleceń i eksperymentować z nowo poznanymi formami nurtów i magii za moimi plecami, ryzyko naprawdę będzie niewielkie.

- Nie wiem, o czym mówisz, Zel. Weryfikacja swojej wiedzy w praktyce a nieodpowiedzialne eksperymenty to dwie różne rzeczy. - Czarodziejka założyła ręce na piersiach. - Więc jeżeli o mnie chodzi, możesz być całkowicie spokojny. - Nawet nie próbowała ukryć rozbawienia w swoim głosie.

- Jakbyś nie podchodziła z maniaka godną fascynacją do każdego zagadnienia związanego z magią, może i byłbym spokojny. - Mag uśmiechnął się drwiąco. - A ponieważ jest jak jest, nie mamy, o czym rozmawiać w tym temacie. Zresztą nie będziesz sama poznawała uroki Cieleth. Amelia również idzie z nami.

Dziewczyna, która już przygotowywała się do kolejnej riposty, nieco spoważniała.

- Miło słyszeć, że chociaż ty nie zamierzasz trzymać jej pod kloszem.

- Chyba trochę zbyt surowo oceniasz Phila - odparł po dłuższej chwili Zelgadis.

- Zbyt surowo? - W jej tonie pojawiła się irytacja. - Dziewczyna, która ma pełnić pewnego dnia funkcję Shyllien, od urodzenia żyjąca w świecie magii, jeszcze miesiąc temu wiedziała o Ruelzhan mniej niż ja, która przybyłam tutaj kilka dni wcześniej. Szanuję Phila jako przywódcę, ale w tym temacie nie jestem w stanie go nie krytykować.

Mężczyzna oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersiach.

- Z jednej strony masz rację, a z drugiej Phil ma powody, dla których zachowywał się tak a nie inaczej w temacie Amelii. Dziesięć lat temu Phil udał się na spotkanie Przymierza Równowagi. I właśnie tej nocy matka Amelii została zamordowana, a jej starsza siostra zaginęła. Nikt nie wie, co się wtedy stało. Amelii wyjątkowo nie było wtedy w domu, ale wyobraź sobie, co się działo z sześcioletnim dzieckiem, gdy wróciło do domu i zastało tam zimne ciało własnej matki. Więc po czymś takim to chyba naturalne, że Phil chciał chronić swoją córkę. Inną sprawą jest fakt, że w pewnym momencie Amelia przestała być małą dziewczynką, a wciąż była traktowana jak dziecko. Czasami im bardziej nam na kimś zależy, tym bardziej może to wpłynąć na nasz osąd. - Wypowiadając ostatnie zdanie, lekko ściszył głos, a jego wzrok stał się na moment odległy i nieodgadniony. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że dotyczyło ono nie tylko Filara Rejonu Varney.


***


Wiadomości, jakie otrzymała od Zelgadisa, dotyczące przeszłości rodziny Seyrun wbrew pozorom nie były dla Liny zbyt wielkim zaskoczeniem. Jej słowa wypowiedziane pod adresem Philionela okazały się bardzo trafne. Żyjąca do niedawna w bezpiecznym światku rodzicielskiej opieki Amelia po swoim pierwszym starciu z rzeczywistością nie przechodziła łatwego okresu. Na co dzień przyszła Shyllien zachowywała się niemalże jak zawsze. Jej entuzjazm i wszechogarniająca pogoda ducha zamierała jedynie w momentach, kiedy pytała mistrza ziemi o wyniki jego misji zwiadowczych, co stało się jej nowym zwyczajem, oraz późnymi wieczorami, gdy z wszelkimi oznakami przebudzenia się z wyjątkowo realistycznego koszmaru stawała przed drzwiami czarodziejki.

Za pierwszym razem rudowłosa na początku była bardzo niezadowolona z wizyty o tak późnej godzinie. Jednak wystarczyło spojrzeć w oczy niespodziewanego gościa, aby wiedzieć, że dziewczyna bynajmniej nie miała ochoty na prowadzenie nocnych dysput na temat rangi sprawiedliwości we wszechświecie. Lina dobrze znała to spojrzenie. Doświadczała czegoś podobnego wielokrotnie po zerknięciu w lustro po spędzeniu kolejnych paru godzin z koszmarem, który nawiedzał ją od dziecka. W takiej sytuacji nie potrafiła odmówić młodszej koleżance komfortu w postaci obecności drugiego człowieka, zwłaszcza gdy sama doskonale znała taki stan ducha. Z drugiej strony, zaskoczyło ją, że Amelia w chwili słabości przyszła właśnie do niej. W tym dworku mieszkały przecież jeszcze cztery osoby, które dziewczyna znała zapewne od wielu lat. Zanim Lina zdołała wypowiedzieć swoje pytanie na głos, z ust użytkowniczki białej magii padły słowa, jakich czarodziejka zupełnie się nie spodziewała.

- Panno Lino, jak ty to robisz? Zostałaś wciągnięta do świata, którego nie znasz, a bez cienia lęku robisz wszystko, aby go poznać i nam pomóc. W czasie wielu nocy męczą cię koszmary, a nie dajesz nic po sobie poznać…

- Ja i koszmar? O czym ty mówisz? - Rudowłosa starała się, aby jej głos brzmiał zdawkowo, Amelia jednak wcale się nie przejęła tym unikiem.

- W czasie niektórych poranków twoja aura bywa nieco przygaszona. Co prawda błyskawicznie to mija, ale na tyle często sama tego doświadczyłam, że dobrze wiem, co to oznacza - odparła młodsza dziewczyna, uśmiechając się sucho.

Czarodziejka nigdy nie chciała rozmawiać o swoim koszmarze, którego znaczenia wciąż nie mogła zrozumieć. Od zawsze ten temat wzbudzał w niej niepokój i zwykle starała się robić wszystko, aby jak najszybciej o nim zapomnieć. Jednak Amelia nawiązała do niego w zupełnie inny sposób. Nie pytała o jego treść. Nie zmuszała jej do żadnych wyznań. Chciała po prostu uzyskać radę od osoby zmagającej się z podobnym problemem.

- Amelio, ustalmy jedną rzecz, bo chyba stworzyłaś sobie jakiś fałszywy obraz mnie. Trenuję magię, bo nie mam innego wyboru. Ruelzhan by mnie namierzyli i najprawdopodobniej zabiliby mnie jak innych Strażników wraz z ekstrakcją mocy. A ja nie zamierzam ginąć i to na dodatek w wyniku wojny, która wcale mnie nie dotyczy. Mam zbyt wiele rzeczy do zrobienia i ani myślę żegnać się z tym światem, dopóki tego nie dokonam. To samo się tyczy tych durnych koszmarów. Owszem, są upierdliwe, ale za nic nie dopuszczę, aby stanęły mi na drodze.

Amelia z uwagą słuchała jej słów, dokładnie je analizując. Minęło kilkanaście sekund, zanim dziewczyna odparła z zapałem w oczach.

- Jesteś naprawdę silna, panno Lino! Ja również taka będę! Z twoją pomocą udało mi się pomóc pannie Sylphiel, a jeżeli będę więcej ćwiczyć, może uda mi się uratować więcej ofiar Ruelzhan!

Czarodziejka nerwowo przeczesała grzywkę. Cieszyła się, że młodsza koleżanka odzyskała dobry humor, ale o tej porze nie miała siły słuchać zbyt wzniosłych wywodów najmłodszej latorośli rodu Seyrun.

- Na pewno! Więc może już pójdziesz spać, aby mieć jutro więcej sił na kolejny trening? - spytała z udawanym entuzjazmem.

- Tak zrobię! - odparła niczym niezrażona Amelia, wstając z miejsca. - Dziękuję, panno Lino! - dodała, po czym ruszyła w stronę drzwi. Jednak zanim wyszła, na moment się odwróciła i spojrzała w stronę starszej dziewczyny. - Nie trenujesz magii tylko z przymusu, panno Lino. W twojej aurze bardzo dokładnie widać radość płynącą z jedności z mocą, jaką odczuwasz. Byłabyś doskonałą Strażniczką.

Również od tego momentu Lina zaczęła poznawać, na czym polega prawdziwa istota bycia Filarem. Osoby mające predyspozycje do zostania Shyllien posiadały ponadprzeciętną wrażliwość magiczną. A ponieważ jednocześnie potrafiły perfekcyjnie wyciszyć swój wewnętrzny nurt, mogły odczytać emocje towarzyszące wszelkiej działalności związanej z mocą. Nawet jeżeli był to taki szczegół, jak niemal niezauważalna zmiana w aurze maga.


***


- Nie podoba mi się to - oznajmiła chyba po raz dziesiąty tego dnia Smoczyca. Nie było istotne, że wyrażenie na głos tego zdania już w żaden sposób nie miało szansy wpłynąć na decyzję Zelgadisa, gdyż dokładnie godzinę wcześniej doświadczony Equeshan w towarzystwie Liny i Amelii zniknął w jasnym świetle teleportacyjnego kręgu. Filia jednak nie była w stanie pozbyć się strumienia niespokojnych myśli w związku z tą eskapadą. Jakby tego było mało, mistrz ziemi oczywiście nie mógł wybrać jakiegoś miejsca w ich wymiarze, tylko musiał się zdecydować na Barahesi nieopodal wioski Cieleth. Owszem, cieszyła się, że rudowłosa robiła ogromne postępy w magicznej edukacji, a następczyni Filara z powodzeniem uzupełniała braki w przygotowaniu bojowym, ale, na Ceiphieda, wysłać tę dwójkę w tak niebezpieczne rewiry to było szaleństwo! Nawet jeżeli towarzyszył im najsilniejszy wojownik Rejonu Varney, Ryuzoku bez trudu mogła sobie wyobrazić tysiące scenariuszy o tragicznym końcu.

- Przesadzasz. - Z mrocznych rozmyślań wyrwał ją pogodny głos Gourry’ego, opierającego się o ścianę Sali Teleportacji i obserwującego dwie pozostałe mieszkanki dworku, które klęczały na środku ogromnego pomieszczenia. - Wszystko będzie dobrze. Przecież Zel jest z nimi, a poza tym obie dziewczyny, a zwłaszcza Lina, potrafią już nieźle przyłożyć.

- Emm… Filio, a czy mogłabyś jeszcze na chwilę skupić się na naszej barierze? - wtrąciła nieśmiało Sylphiel. Prośba uzdrowicielki była bardzo delikatnym określeniem ich zadania. Zelgadis i Philionel zalecili obu Strażniczkom, aby dokonały odświeżenia potężnej bariery strzegącej bezpieczeństwa mieszkańców magicznej twierdzy. W tym celu obie kobiety musiały poświęcić wiele godzin na synchronizację z mocą potężnej budowli oraz delikatną manipulację energią, mającą doprowadzić do zwielokrotnienia siły ochronnej osłony. A ponieważ cały proces rozpoczęły zaledwie kilkadziesiąt minut temu, wciąż czekała ich długa droga do realizacji tego zalecenia, co na skutek dekoncentracji Smoczycy oddalało się jeszcze bardziej.

- Och, wybacz, Sylphiel. - Filia szybko przywołała się do porządku i na powrót skupiła się na subtelnym tańcu magii Smoka i człowieka oplatającej w powolnym rytmie fundamenty bariery ochronnej. - Ale mimo wszystko, nie uważasz, że wyprawa do Cieleth to czyste szaleństwo? W okolicach Barahesi są takie zawirowania nurtów, że nawet nie można wyczuć swojej aury! Przecież wróg może bardzo łatwo wmieszać pomiędzy mieszkańców!

- Dzięki temu Zelgadis, Amelia i Lina również będą mogli wmieszać się w tłum - zauważyła z delikatnym uśmiechem ciemnowłosa.

- Ech... Masz rację… Po prostu mam złe przeczucia. Jeżeli Rezo wdarł się na spotkanie Przymierza Równowagi, to czemu miałby nie obejmować swoimi mackami takiego niespokojnego obszaru, jakim jest Cieleth?

- Filia, daj już spokój. Zel wie, co robi. - Nagle odezwał się milczący dotąd Gourry.

Smoczyca westchnęła ciężko.

- Mam taką nadzieję - dodała cicho.


***


Dziki, nieokiełznany strumień energii wypełniał całą przestrzeń swoją potężną obecnością. Lina czuła się jakby weszła do rzeki o niezwykle wyważonym nurcie. Z jednej strony była świadoma jej siły, ale jednocześnie wiedziała, że nic jej nie grozi. Gęsta mgła szczelnie otulająca wąską ścieżkę co chwilę przyjmowała inną barwę. Morski błękit. Trawiasta zieleń. Krwista czerwień. Gdzieniegdzie na przemian pojawiały się i znikały różnych rozmiarów motyle o skrzydłach utkanych z energetycznych nici. A więc to był próg Barahesi? To tak wyglądał przedsionek miejsca nakładania się na siebie wymiarów?

- Czy to jest Cieleth? - spytała Amelia z fascynacją w głosie.

- Nie. - Rozległ się tenor Zelgadisa. - Cieleth leży dziesięć minut drogi stąd. To jest ostatni oficjalny punkt należący do naszego wymiaru. Na końcu tej ścieżki znajduje się serce Barahesi, jednak tam natężenie mocy jest już zbyt wysokie, abyście się tam swobodnie czuły, więc zatrzymamy się w samym Cieleth, które jest miastem obejmującym obszary o tak bezpiecznym nurcie, że nawet magowie nie będący Strażnikami mogą tam swobodnie egzystować.

- Czyli Cieleth już nie należy do Rejonu Varney? - dopytywała Amelia.

- Nie. - Tym razem odezwała się Lina. - Cieleth to miasto neutralne, tak samo jak Zienth znajdujący się po drugiej strony tego Barahesi, zgadza się? - zwróciła się w stronę Zelgadisa.

- Panno Lino, a ty skąd o tym wiesz? - spytała ze zdziwieniem ciemnowłosa dziewczyna.

- Ta maniaczka przeczytała chyba całe nasze zbiory - skomentował rozbawiony mag.

- Maniaczka? - W czerwonych tęczówkach pojawił się niebezpieczny błysk.

- Ale ty, panie Zelgadisie, też przeczytałeś chyba te wszystkie książki. - wtrąciła wesoło Amelia.

Wojownik już szykował kolejną ripostę, kiedy jego wzrok przykuło gwałtowne powiększanie się drobnego punktu o kolorze letniego zmierzchu.

- To tutaj - oznajmił i nałożył kaptur. - Okryjcie głowy i starajcie się nie rzucać w oczy.

Obie dziewczyny skinęły głowami i szczelnie się okryły zwiewnymi czarnymi płaszczami, po czym śladem Zelgadisa przeszły przez otwór, który wyłonił się z tęczowej mgły. Moment później przed oczami Liny wyrósł najdziwniejszy krajobraz, jaki widziała w życiu. Chociaż na zabudowę miasteczka składały się urocze piętrowe domki, które znała ze swojego świata, w żaden sposób nie dałoby się ukryć przynależności Cieleth do magicznej cywilizacji. W powietrzu na delikatnych podmuchach wiatru unosiły się wielobarwne ważki, zręcznie manewrując pomiędzy kolorowymi strużkami energetycznymi. Błękit nieba był wręcz nienaturalnie piękny, lecz doskonale się komponował z intensywną zielenią otaczającą miasteczko. Bocznymi uliczkami sunęły strumienie krystalicznie czystej wody, spływającej do niewielkiego jeziora zdającego się na przemian rosnąć i maleć w rytmie zbliżonym do ludzkiego serca. W oddali szalała burza czystej surowej mocy, co rusz to rozdzierając sklepienie na miliony kawałków, co w żaden widoczny sposób nie zdawało się wpływać na przyjemną aurę Cieleth. Był to najdziwniejszy widok, jaki początkująca czarodziejka widziała w życiu, ale jednocześnie też i najpiękniejszy.

- Witajcie w Cieleth - powiedział cicho Zelgadis.

- Tu jest po prostu przepięknie! - krzyknęła zauroczona Amelia, wyrywając się naprzód.

- To prawda - przyznała ze szczerym zachwytem Lina.

- Tam za horyzontem znajduje się serce Barahesi. - Wojownik wskazał palcem odległy punkt na nieboskłonie. - Natężenie szalejącej tam mocy, to mało przyjemna rzecz. Gorzej jest tylko w Zeraquey.

- Co jest przyczyną tej burzy mocy? - spytała Lina, wciąż wpatrując się jak urzeczona w stronę horyzontu.

- Każdy z wymiarów powstał na skutek szczególnego procesu wymieszania się mocy Ceiphieda i Shabranigdo. W miejscach, gdzie spotykają się płaszczyzny dwóch wymiarów o zupełnie odrębnej strukturze magicznej, dochodzi do wzbudzenia dodatkowego przepływu mocy. Jest to mechanizm podobny do procesu powstawania wiatru, z tym że tutaj masz punkt wysokiego ciśnienia magicznego i niskiego ciśnienia magicznego. Lecz z tego względu, że przez cały czas zmienia się struktura magiczna obu wymiarów, nigdy nie dojdzie do wyrównania ciśnienia magicznego po obu stronach, przez co ta burza mocy ma charakter permanentny.

- A co by się stało gdyby ciśnienie magiczne po obu stronach jednak się wyrównało? - W głosie rudowłosej pobrzmiewała czysta fascynacja. - Co by się stało jakby ustała ta burza mocy?

- W ten sposób doszliśmy do pytania, które stało się fundamentem badań mojego dziadka - powiedział cicho Zelgadis, starając się, aby jego słowa doszły tylko do uszu początkującej czarodziejki, po czym już głośniej zwrócił się do następczyni Filara, która w odległości kilku kroków przed nimi podziwiała jasnofioletowe kwiaty o żółtawych plamkach. - Amelio, zanurz się proszę w tutejszy nurt i powiedz mi, co wyczuwasz.

- Mam na coś konkretnego zwracać uwagę?

- Szukaj tego, co wygląda dla ciebie „inaczej” - odparł mag, odwołując się do ich rozmowy sprzed kilku dni.

Dziewczyna z powagą kiwnęła głową i zamknęła oczy, pogrążając się w ciężkim skupieniu. Nie minęło dziesięć sekund, nim jej powieki ponownie się uniosły.

- Tam. - Bez wahania wskazała odległe o kilka kilometrów jezioro.

Minutę później cała trójka już stała nad brzegiem pulsującego akwenu. Przenoszenie się w obrębie Cieleth należało do jednej z najłatwiejszych teleportacji, jakich dotychczas doświadczyła Lina. Spokojna rzeka energetyczna łącząca wszystkie nurty na terenie miasteczka niosła użytkowników magii zgodnie z ich wolą, co sprawiało, że nawet mniej doświadczeni czarodzieje mogli swobodnie podróżować po najbliższej okolicy.

Czarodziejka z uwagą przyglądała się niewielkim falom dryfującym po niemalże całkowicie wyciszonej tafli. Niczym niezmącony spokój otaczającej ją scenerii nie zapowiadał, że mogło się stać tutaj coś złego. Z drugiej strony, zdążyła już na tyle poznać specyfikę wyjątkowej wrażliwości Shyllien, że nawet na chwilę nie zwątpiła w słowa Amelii. Gdy następczyni Filara po przejściu kilkunastu kroków uklękła i musnęła palcem ziemię, rudowłosa wiedziała, że są na miejscu.

- Tutaj go trzymali - szepnęła młodsza dziewczyna. - Miał coś, czego nienawidził, i co stało się przyczyną ich przybycia. - Jej głos powoli zaczął się załamywać. - Bał się. Tak bardzo się bał. - Mała dłoń zacisnęła się w pięść. - A oni go zabili… - Z granatowych oczu pociekły pierwsze łzy. - Zabili go, chociaż tak bardzo pragnąć żyć…

- Amelio, już wystarczy - powiedział stanowczo Zelgadis.

- On…

Mag ukląkł przy drżącej dziewczynie i lekko pogładził ją po głowie.

- Już wystarczy - powtórzył łagodnie.

- On chciał zobaczyć gwieździste niebo…

- Amelio.

- A oni go zabili…

Pozostałe słowa zostały przytłumione, gdy dziewczyna wtuliła się w Zelgadisa i zaczęła głośno płakać.

Lina mocno zacisnęła dłonie. A więc znaleźli się w miejscu kolejnego morderstwa dokonanego w imię Prawdziwej Równowagi. Ile jeszcze istniało punktów przesiąkniętych echem tak silnego lęku i bólu? A ile z nich nigdy nie zostanie odkryte? Tylko Shyllien potrafili wykryć pozostałość magii towarzyszącej silnym emocjom. Zwyczajni Strażnicy byli w stanie odczytać ślady tylko konkretnych czarów. Więc skoro ona sama i Zelgadis nie mogli tutaj nic wyczuć, oznaczało to, że zabity posiadał jedynie podstawowe zdolności magiczne, a więc nie miał szans z takim przeciwnikiem jak Ruelzhan… Co w oczach Czerwonego Kapłana uzasadniało takie okrucieństwo? Do czego on dążył?

- Lina. - Głos Zelgadisa wytrącił ją z rozmyślań. - Widzisz tamtą wierzę? - Wskazał palcem górujący nad miastem, lśniący nieskazitelną bielą, budynek. - To świątynia Ceiphieda. Punkt neutralny, blokujący działanie wszelkiej negatywnej magii…

Czarodziejka nie czekała na dalszy ciąg wyjaśnień tylko kiwnęła głową i się teleportowała. Jak tylko pojawiła się na miejscu, jej oczom ukazała się ogromna sala wypełniona licznymi idealnie płaskimi taflami wody w kształcie koła. Podłoga i ściany były pokryte beżowymi kafelkami oddzielającymi od siebie kolejne kręgi. Moment później tuż obok niej zmaterializował się mistrz ziemi, podtrzymujący wciąż zapłakaną ciemnowłosą. Jak tylko Amelia zobaczyła, gdzie się znajduje, puściła Zelgadisa i usiadła na środku najbliższego wodnego punktu. Mocno zacisnęła powieki i chwyciła się za ramiona, biorąc jednocześnie głęboki oddech.

- Co ona robi? - spytała cicho zdezorientowana Lina.

- Te kręgi są nazywane Laez. Umożliwiają odizolowanie się od obcych nurtów, pomagając w wyciszeniu się i we wsłuchiwaniu się w swój wewnętrzny nurt. Amelia jako przyszła Shyllien, u której wewnętrzna równowaga jest wyjątkowo ważna, od dziecka uczyła się z nich korzystać.

- Spodziewałeś się tego?

Mężczyzna nieznacznie pokręcił głową.

- Spodziewałem się, że może coś wykryć, ale nie przypuszczałem, że odnajdzie miejsce zamordowania Opiekuna Gwiazd.

- Opiekuna Gwiazd?

- Opiekunowie Gwiazd, inaczej zwani Hoshigari, to wyjątkowo tajemnicze istoty. Zwykle nie mają dużej pojemności magicznej, ale mają niezwykłą zdolność do wyczuwania Ayn oraz Ayneres. Ci najlepsi są w stanie wskazać miejsce pojawienia się Ayn lub Ayneres z dokładnością co do wymiaru i miasta, znajdując się w zupełnie innym wymiarze.

- Z dokładnością co do wymiaru i miasta?

- Tak. I co więcej, skoro Amelia zareagowała tak gwałtownie, ten ślad emocjonalny nie może być starszy niż dwa miesiące.

- Dwa miesiące? Chcesz przez to powiedzieć, że…

- Tak. Pierwszy Ruelzhan, którego ujrzałaś w życiu, musiał uzyskać wiedzę o miejscu pojawienia się Ayneres właśnie od tego chłopaka.

Na moment Lina zaniemówiła, a jej ogniste tęczówki gwałtownie się rozszerzyły.

- Jesteś pewny? - wydusiła z siebie.

- Jeszcze nie mam całkowitej pewności. Jest jeszcze parę rzeczy, które muszę sprawdzić. Ale jeśli te przypuszczenia okażą się prawdą, pojawi się pierwszy punkt zaczepienia, który przy odrobinie szczęścia pozwoli nam do nich dotrzeć - odparł z nutką entuzjazmu, co było w przypadku Zelgadisa wyjątkowo rzadko spotykane.

- Ile by ci to zajęło? - spytała po chwili namysłu.

- Jakbym był tutaj sam, nie więcej niż trzy godziny. Ale zajmę się tym, jak was odstawię do dworku.

- Nie - oznajmiła stanowczo. W jej oczach pojawił się błysk determinacji. - Zajmij się tym już teraz. Ja zaczekam z Amelią tutaj.

- Lina, to co mówiłem o małym ryzyku tej wyprawy dotyczy sytuacji, w której się nie rozdzielamy.

- Sam mi przed chwilą powiedziałeś, że świątynia Ceiphieda to punkt neutralny, blokujący działanie wszelkiej negatywnej magii. Jeżeli nie ruszymy się stąd, nic nam nie grozi, tak?

- Teoretycznie tak, ale…

- Zel, ilu takich Opiekunów Gwiazd mogło stracić życie bez waszej wiedzy skoro mają oni za mało siły, aby zostawić po sobie solidne magiczne echo? Jeżeli wreszcie można coś z tym zrobić, nie marnuj nawet chwili!

Szafir spotkał się z ognistą czerwienią. Żelazna stanowczość z gorącym przekonaniem o słuszności. Wydawało się, że trwało to całą wieczność, nim padły pierwsze słowa przerywające wszechobecną ciszę panującą w świętym przybytku.

- Choćby za oknem się paliło i waliło, macie tu siedzieć i na mnie czekać, jasne?

Na twarzy czarodziejki pojawił się pełen satysfakcji uśmiech.

- Jasne.


***


Zewsząd otaczała ją idealna ciemność. Czekała na jeden znak, jedno najdrobniejsze drgnięcie mocy, które pokaże jej właściwą drogę. A ponieważ była jedną z tych, dla których niemożliwe stało się możliwe, ta mała, malusieńka magiczna iskierka była wszystkim, czego potrzebowała, aby pozbyć się tej, która stanowiła zagrożenie dla celu będącego sensem jej istnienia. Ta cała Elsevien działała zbyt powoli, a tymczasem ona stawała się coraz silniejsza. Czasami w jej głowie jednak pojawiała się wątpliwość. Ta dziewczyna jeszcze nie stała się Strażniczką. Być może zdecydowała się pomóc Equeshan tylko ze względu na to, że nie znała Prawdy. A Serya od początku była przeciwna zabijaniu osób nie będących bezpośrednio związanych z Krainą Równowagi. Tylko ci, którzy z własnej woli żyli w tym cyrku fałszywej Równowagi zasługiwali na najwyższą karę. Z drugiej strony ta dziewczyna posiadała za duży potencjał. Jej istnienie stanowiło zbyt wielkie zagrożenie dla sprawy, za którą postanowiła oddać życie. W tym punkcie rozmyślań wszelka niepewność opuszczała jej umysł. Nie miała innego wyjścia. Tak po prostu musiało być. Nie weszła na tę drogę z własnej woli. To Equeshan zrobili z niej pozbawionego skrupułów poszukiwacza zemsty. Dlatego przelana przez nią krew nie liczyła się do jej grzechów.

Delikatne drgnięcie mocy wytrąciło ją ze stanu głębokiej medytacji.

Jej cel został osiągnięty.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • erravi : 2020-07-21 13:58:18

    Och, haha wychodzi na to, że czytam całość od początku już trzeci raz, ale zdecydowanie podtrzymuję swoje zdanie poprzedniego komentarza - świetnie się bawię. ^^

  • Rinsey : 2017-12-10 14:06:18

    Bardzo mi miło słyszeć te słowa ^^ A nad Amelką (może nie aż tak jak Ty ;p) ale trochę będę się znęcać. Jednym z głównych motywów tej historii chciałam uczynić moją wersję dojrzewania Amelii. Przez to właśnie na początku zrobiłam z niej zbyt dużego dzieciaka, aby opowiedzieć pełniejszą historię :)

  • erravi : 2017-11-17 11:04:06

    Przyznaje, że musiałam sobie odświeżyć poprzednie rozdziały i przeczytałam jeszcze raz. xD Muszę powiedzieć, że nawet czytając kolejny raz świetnie się bawiłam śledząc twoją historię.

    Co do fabuły żal mi było trochę Amelii w tym rozdziale. Dobrze, że potrafiła w porę skorzystać z pomocy Liny, ale zastanawiam się jak poradzi sobie samodzielnie na tak odpowiedzialnym stanowisku Filara...?

    Lina coraz lepiej radzi sobie z mocą, ale mogłam się tego spodziewać. Mam nawet nadzieję, że w ciągu tego roku, który dał im Rezo będzie w stanie stworzyć z Zelgadisem Rezonans. :D Jestem bardzo ciekawa jak to przedstawisz. :D Wieczorem kolejny rozdział. ^^

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu