Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Psychoza Bogów

1.

Autor:Clemerina
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Mroczne
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2010-12-10 22:35:48
Aktualizowany:2010-12-12 12:10:48


Następny rozdział

Proszę nie kopiować.


Prostita Chaos Geneto - najpierw powstał Chaos.

Pusta otchłań, przestrzeń, która nie miała prawa bytu. Materia, będąca czymś idealnym i jednocześnie niedokończonym. Nagle pojawił się czas i „coś” zaczynało mieć przyszłość, teraźniejszość i przeszłość. Jednak nie było żadnego „przedtem”, żadnego „wtedy”. Wszystko płynęło, a pomiędzy tym zrodziła się Gaja.

Prostita Chaos Geneto - najpierw powstał Chaos, a wraz z nim Gaja.

Bezpieczna, rozłożysta Gaja, przyciągająca swym namacalnym ciepłem i żywotnością, niosącą w sobie ciepło i zaufanie. Gaja tworząca Uranosa, pana gwiazd, mającego dać jej wymarzone potomstwo, którego przecież tak bardzo pragnęła. Przeraźliwa Gaja, rodząca przeznaczenie tego chorego świata, który tak bardzo chciała ocalić.

Prostita Chaos Geneto - najpierw powstał Chaos. A wielki Demiurg czuł, że utracił nad tym kontrolę.

***

Obejmij mnie. Przytul moje zamieniające się w lód ciało, ogrzewając je swoim ludzkim oddechem. Pozwól znów zakosztować smaku miękkich ust i tego otumaniającego uczucia lekkości, które ogarnia mnie za każdym razem, gdy cię czuję. Pomóż powrócić do tak skrajnej rzeczywistości, jaką jest codzienność, którą tak brutalnie mi odebrałeś. Błagam cię.

Spraw bym zapomniała, jak to jest być człowiekiem.

***

Długi, niebieski, wełniany szalik obejmował jej szyję, niemożliwie wręcz ograniczając wszelkie ruchy. Dłonią w grubej, jednopalczastej rękawiczce poprawiła zsuwającą się na oczy ciepłą czapkę i odgarnęła niesforny brązowy kosmyk, do którego lepiły się kolejne płatki śniegu. Szła przed siebie, a sympatyczne trzaskanie śniegu pod jej wygodnymi, zimowymi butami dodawało jej otuchy. Echo, roznoszące się po pustym mieście, zachęcało do biegu, lecz ona nadal szła. Już przestała się bać.

Oddech, powoli zamieniający się w parę, przesłaniał jej większą część widoku. Mruknęła coś do siebie samej pod nosem, wyraźnie niezadowolona i rozejrzała się po zadbanych witrynach, otaczających ją z dwóch stron sklepów. Skrzypienie ustało, by po chwili znów rozbrzmieć w nieco szybszym tempie.

Weszła do sporego supermarketu i zdejmując czapkę sięgnęła po ciemnozielony plastikowy koszyk na zakupy. Niedbale wrzuciła do niego niebieskie rękawiczki, przechodząc obok regału ze świeżym pieczywem. Znów stanęła, zastanawiając się chwilę. Drobną dłonią sięgnęła po papierową torbę, wkładając do niej cztery małe bagietki.

Ponownie ruszyła przed siebie, uważnie lustrując zawartość półek. Zatrzymała się na chwilę, by wziąć dwie puszki karmy dla kota i małą, nakręcaną myszkę do zabawy. Uśmiechnęła się delikatnie do samej siebie, ostrożnie stawiając kroki na śliskich płytkach. Pozostawiała po sobie mokre ślady, które przypominały o wciąż padającym na zewnątrz śniegu. Nie zwracała na to teraz uwagi. Musiała się skupić.

Znów stała przed jedną z półek, trzymając w dłoni paczkę sypanej herbaty. Wrzuciła ją do koszyka, który zaczynał przytłaczać ją swoją wagą. Zmieniła rękę, sięgając po znajdujące się naprzeciwko płatki kukurydziane i cofnęła się do poprzedniej alejki z nabiałem. Wzięła dwa kartoniki mleka, kilka jogurtów i masło.

Kiwnęła głową sama do siebie i w niesamowitej ciszy, która przerywało jedynie denerwujące mruganie jednej z jarzeniówek i jej powolne kroki, ruszyła do kasy. Odłożyła koszyk na taśmę i sięgnęła po dużą torbę z materiału. Zapakowała wszystko i ubrała się. Spojrzała przelotnie na bukiet niebywale czerwonych kwiatów, stojący tuż obok. Z cichym westchnięciem schowała jednego do kieszeni i wyjrzała za okno. Wychodziła.

Zapadający mrok zawsze niósł ze sobą ukojenie, które przez cały dzień czaiło się gdzieś na samym krańcu jej umysłu. Przestawała czuć to irracjonalne uczucie prześladowania i z ofiary mogła znów zamienić się w zwykłą istotę. Krwawa łuna, którą było objęte to przeklęte miasto, rozświetlała zazwyczaj ciemne pokoje mieszkania i zmuszała do mrużenia oczu. Wciąż kojarzyła się z czymś zakazanym, niemożliwym do przyjęcia.

Przeciągnęła się, siadając na obitym miękkim, wrzosowym materiałem parapecie i oparła się o jasnoróżową poduszkę. Jej biała kotka o żółtych oczach spoglądała na nią z szarej kanapy, machając od niechcenia ogonem. Uśmiechnęła się do zwierzaka i wyjrzała przez okno. Krwawa czerwień zaczynała ustępować ciemnemu granatowi, a gwiazdy powoli pojawiały się na nieboskłonie, a gdzieś za chmurami znajdował się księżyc w pełni.

- Kolejny dzień właśnie się skończył, Hano - mruknęła do kotki, która zaaprobowała to miauknięciem. Znów spojrzała na opustoszałe ulice i coraz mocniej padający śnieg. Naciągnęła na zmarznięte dłonie długie rękawy grubego, szarobiałego swetra. - Obyśmy przeżyły następny.

***

Demiurg patrzy na nas swoim wypranym z emocji wzrokiem.

Swoimi szorstkimi dłońmi formuje nasz świat, daje życie wielkiemu dziełu, które niszczymy idiotycznymi egzystencjami. Przeklina stworzenie rasy ludzkiej, wyczuwając w niej zagrożenie dla doskonałości jego świata. Miejsca, w którym to on miał być bogiem.

Demiurg obserwuje nas swoimi bezdusznymi oczami.

Pozwala nam niszczyć, odczuwając pewną destrukcyjną miłość do samego tworzenia. Plącze się w korytarzach własnego umysłu, gubiąc sens bycia artystą. Tworzy by niszczyć i niszczy by tworzyć. Zaklęte koło Uroborosa, łączy w sobie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Wszystko jest niczym.

Demiurg tworzy, nie zwracając na nas uwagi.

***

Pozwól mi cię dotknąć. Zgódź się, by twoje lodowate dłonie znów poczuły ciepło ludzkiego ciała, którego tak długo ci odmawiano. Chciej zakosztować moich ust, które tyle razy wykrzywiały się w pogardliwym uśmiechu. Pragnij powrócić do tamtych chorych czasów, które ktoś ośmielił się nazwać twoją codziennością.

Proś o zapomnienie. Bo już nie będziesz człowiekiem.

***

Park, po którym spacerował z rękoma włożonymi do kieszeni ciemnego płaszcza, był spowity poranną mgłą. Odgarnięty z chodnika śnieg tworzył malownicze warstwy, oddzielające go od szaroburych budynków miasta. Spojrzenie ciemnoniebieskich tęczówek utkwione było w chodnik, uparcie nie chcąc zerknąć na oblepione płatkami drzewa.

Ciepłe, zimowe buty nie wydawały z siebie przyjemnego dla ucha skrzypnięcia, tak charakterystycznego dla tej pory roku. Cisza niemiłosiernie dzwoniła w uszach, zakłócana jedynie podmuchami zimnego wiatru. Westchnął, spoglądając w końcu na jaśniejące o wschodzie niebo.

Usiadł na ławce, prostując zmęczone długim marszem nogi. Uwięzione w kieszeniach dłonie rozluźniły się, a prawa automatycznie złapała za chłodny plastikowy uchwyt. Wyciągnął broń z kieszeni, celując w siedzącego na gałęzi drzewa ptaka. Roześmiał się tym chłodnym rodzajem śmiechu, który potrafi przeniknąć do szpiku kości. Przestraszony ptak zerwał się do lotu, pozostawiając po sobie tylko ulotne wspomnienie i kilka ciemnych piór na śniegu.

Schował pistolet, mrużąc oczy i dłonią targając przydługawe blond kosmyki. Potrząsnął głową, pozbywając się coraz większej ilości płatków śniegu. Jego usta wykrzywiły się w dziwnym uśmiechu, łączącym w sobie grymas bólu i wyraz zadowolenia.

- Jeszcze trochę, marionetko - szepnął do samego siebie. - Już wkrótce zaczniemy się bawić.

***

Czuł to. Po raz pierwszy od wielu lat, opanowało go to uczucie i żądza zabijania. Pragnął tylko jednego, wiedząc jednocześnie, że ten niemożliwy do wykonania czyn, jest jedyną szansą na odkrycie swojego własnego JA. „Zabijam, więc jestem”. Jego idealne do teraz motto, nagle postanowiło zacząć nie zgadzać się z rzeczywistością, otaczającą go na każdym kroku.

Migawki różnych wspomnień i sytuacji mieszały się z widmami i majakami, które próbował od siebie odpędzić. Jego głos, pełen bólu, który tak ukochał, nagle przestał dawać rozkosz. Powoli zsuwał się na sam skraj świadomości, pragnąc jednocześnie, żeby to wszystko okazało się rzeczywistością. W tej chwili o niczym więcej nie marzył. Zacisnął mocno zęby, przymykając powieki, które ukryły przed światem niebieskawe tęczówki.

Krew powoli skapywała na ziemię, znów przeciągając go na stronę demona. Mimo wszystko to była jego własna heroina.

***

Płomienie wesoło odbijały się w jego oczach, gdy zbliżył się do kominka, by znów dołożyć kawałek drewna. Stał tak chwilę, wpatrzony w niesamowity urok ognistej czerwieni, która zawsze kojarzyła mu się tylko i wyłącznie z tą metaliczną cieczą. Uśmiechnął się, siadając w dużym, ciemnym fotelu. Tak, jeszcze tylko trochę.

Opustoszałe miasto nie miało na niego żadnego wpływu. Samotność zdawała się być nieodłączną częścią jego egzystencji, czymś do czego przywykł i co aprobował. Nie potrzebował nikogo, a nikt nie potrzebował jego. Prosta zasada, kierująca jego życiem.

Książka w ciemnej okładce z wykończonymi metalem rogami, przyciągała jego spojrzenie, nawołując do przeczytania wciąż nieznanej treści. Zmrużył lekko oczy, wypijając łyk cierpkiego wina, które znalazł w kuchni. Nie przepadał za tym rocznikiem. Westchnął, głośno wypuszczając powietrze z ust i spojrzał na ciemnoczerwony kwiat, stojący w wazonie, na widok którego delikatnie się uśmiechnął. Odstawił kieliszek na mały, czarny stoliczek, a dłoń mimowolnie dotknęła skórzanej okładki.

Otworzył ją, momentalnie skupiając się tylko i wyłącznie na treści. Prawą dłonią mocniej chwycił okładkę, a ciało samoistnie przyjęła najwygodniejszą dla siebie pozycję. Tęczówki powoli dostosowały się do panującego półmroku, a wzrok szybko pochłaniał kolejne litery, które tworzyły wyrazy, by te z kolei przekształciły się w słowa. W jego umyśle pojawiały się kolejne zdania, nie pozostawiając po sobie żadnego namacalnego dowodu.

Broń nie będzie mu potrzebna. Szykuj się marionetko, bo już wkrótce odbędzie się przedstawienie.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Michiszisa : 2011-07-25 16:10:17

    wciągające. bardzo fajne czytam dalej

  • Yumi : 2010-12-17 21:42:31
    ładnie, ładnie

    Bardzo mi się podoba, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, bo ciekawa jestem o co tak naprawdę chodzi.

    Bardzo zgrabne opisy - podziwiam, bo sama mam z nimi problem.

  • Clemerina : 2010-12-17 19:19:21
    Dziękuję.

    Tak, to dopiero jeden z sześciu rozdziałów. Ale miło, że się podoba. A tym, że nie do końca rozumiesz to się naprawdę nie przejmuj. Większość z moich znajomych też tak zareagowała.

  • Matsurika : 2010-12-13 00:11:31
    Cudnie

    Piękne opisy odczuć bohaterów i ogólnie świata przedstawionego. Jeszcze nie do końca rozumiem o co chodzi ale to chyba ma być jeszcze rozwinięte... Prawda? Mam przynajmniej taką nadzieję, bo to bardzo dobry tekst. Brawo.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu