Komentarze
aotoge
- Uśmiałam się! : aotoge : 2010-12-19 19:10:42
- ?! : aotoge : 2011-03-24 19:33:55
- [bez tytułu] : aotoge : 2011-05-01 23:56:25
- [bez tytułu] : aotoge : 2011-05-02 16:22:05
- [bez tytułu] : aotoge : 2012-01-25 02:02:34
- [bez tytułu] : aotoge : 2012-01-25 02:06:18
Uśmiałam się!
Nie dlatego, że kuleje technika, bo nie kuleje. Nie dlatego, że mam coś do yaoi, bo je uwielbiam. Uśmiałam się, ponieważ zupełnie nie widzę takiego romansu. Wiem jednak, że już nie będę patrzyła na DN ani na tę dwójkę bohaterów tak, jak wcześniej. :)
?!
Nie chcę rozpoczynać żadnej ideologicznej dyskusji, ale zaczęłam się zastanawiać przy tym zdaniu, jakie uczucia po zadomowieniu się w sieci e-book'ów będzie wzbudzała w człowieku papierowa książka.
"Pogarda", kurde... chyba ostatnie słowo, jakie spodziewałam się znaleźć w takim kontekście.
Czyżby się utopiła? Jak ona śmiała?
Turlam się. :D
I bardzo podoba mi się wprowadzenie świadomości Light'a o drugim odczytaniu jego nazwiska.
Łyknęłam konwencję, przez co nie namęczyłam się przy romantycznych częściach, ale "spazmatyczny szloch Light'a" przerasta moją wyobraźnię.
Odpowiednio napisana, ma potencjał by przemienić się w coś równie znaczącego jak to, co opisuje. Recenzja napisana plastycznie, (...) może w niczym nie ustępować jakością opisywanemu produktowi, a czasem nawet go przewyższyć.
Recenzja nigdy nie powinna być oceniena w tej samej skali jak to, co opisuje. Nie ta kategoria wagowa, nie ten gatunek, nie ta funkcja przede wszystkim.
Recenzja, poza spełnieniem swojej podstawowej roli informacyjnej i zachęceniu bądź też zniechęceniu do danego produktu (...)
Rolę informacyjną zostawiłabym zwykłym opisom filmu/płyty/książki. Ważniejszą funkcją recenzji wydaje się być stworzenie punktu odniesienia dla odbiorcy, który może pomóc w zbudowaniu jego opinii na temat poznanej treści, na zasadzie zgody/niezgody (polemiki). Nie mówię przez to, że odbiorca nie jest zdolny sam wykształcić swojego zdania, ale że często może być ono bardziej wnikliwe, właśnie po spotkaniu z recenzją.
Co do zachęcania/zniechęcania do produktu - nie uznaję czytania recenzji przed zapoznaniem się z przedmiotem takiej oceny. Nie wiem, jak z tym jest u innych, ale ja zauważyłam, że wcześniejsze poznawanie czyjejś analizy zakłóca moją własną. Powiedzmy, że patrzę wtedy podejrzliwie na mój własny gust.
(...)próba dostosowania się do potencjalnego kręgu odbiorców. Myślę, że inaczej należy napisać dobry tekst dla miłośnika muzyki klasycznej, a inaczej dla miłośnika gier komputerowych, bądź japońskich anime. Wiele zależy również od specyfiki konkretnie opisywanej opery czy też gry. W zależności od dynamiki i stopnia powagi poszczególnych elementów można, w moim mniemaniu, pozwolić sobie na mniej lub więcej luzu i humoru w czasie pisania.
Nie bardzo rozumiem sens takiego podejścia. Czym dokładnie znacząco miałaby się różnić recenzja anime od płyty z muzyką klasyczną poza tematem i terminologią? Czym może różnić się modelowy odbiorca tych dwóch dziedzin, że dobry tekst dla niego jest inny, od dobrego tekstu dla drugiego?
Nie przywiązywałabym się też szczególnie do nagradzania "stopnia powagi" specjalną formą: jeśli opowieść w założeniu dramatyczna wykonanie ma - chcąco/niechcąco - komediowe utrzymywanie na siłę poważnego tonu wywodu zabrzmi po prostu fałszywie.
Uważam, że autor/autorka recenzji powinni przelewając w tworzony przez siebie tekst swoje zaangażowanie i pasje (oczywiście w przypadku produktów wartościowych)
O tym, czy dany obiekt jest wartościowy oraz ile zaangażowania włoży się w jego ocenę, decyduje chyba recenzent, nie autorka powyższych wytycznych? ;)
(...)tworzyć swego rodzaju reklamę i świadectwo zachęcające ludzi do sięgania po rozrywki, które dają coś więcej niż tylko ulotną chwilę przyjemności. Recenzja powinna stać się swego rodzaju pierwszą linią frontu walki o odbiorcę czy to filmu, czy też książki. Winna być swoistą latarnią morską wskazującą na to, co wartościowe, zachęcać do czytania i rozwijania samych siebie. W moim mniemaniu recenzja ma być dziś czymś więcej niż tylko oceną. Powinna być świadectwem, quasi pomnikiem ze słów, preludium mającym wciągnąć odbiorcę w wir prezentowanych przez siebie jakości. będąc też swoistą zachętą do tego by kontynuował on swoje poszukiwania i drążył interesującą go tematykę jeszcze głębiej. Recenzja może łatwo przerodzić w ten pierwszy, nieśmiały jeszcze jeszcze łyk nieznanego, ale kuszącego powietrza, obiecującego coś inspirującego i wartościowego dla duszy i umysłu. Recenzent, dajmy na to książki, nigdy nie może być w stu procentach pewny, czy jego słowa nie staną się pierwszym przysłowiowym kamykiem, który wywoła lawinę, która porwie jego odbiorcę w świat literatury. Tak jak kiedyś witraże i obrazy miały być dla niepiśmiennych ludzi wskazówkami i przewodnikami po Biblii, tak dziś recenzja powinna być takim przewodnikiem dla zagonionych w życiu codziennym ludzi, który pokaże im być może nową jakość w ich życiu i nauczy cieszyć się także innymi, nieco wyższymi wartościami niż kolejny mecz czy koncert w telewizji.
Nie, nie, nie i nie. Jezus Maria i ponownie: nie.
Przede wszystkim, fargment ten zawiera taką ilość napuszonych, wielkich słów i koncepcji, że zamykam się w sobie i boję się wyjrzeć. Mam alergię na patos, proszę wybaczyć, a tego nagromadziło się tutaj za dużo, żebym mogła zignorować.
Po pierwsze, zdecydowanie przeceniona została w tym akapicie rola recenzji. Pierwsza linia frontu, latarnia, kamyk powodujący lawinę, świadectwo, pomnik ze słów (!), łyk powietrza. Pomijając znikomą wartość takich odniesień w praktyce, recenzja naprawdę może, powinna być jedynie częścią składową tego, co buduje w odbiorcy zdolność do wyrabiania własnej opinii, analizowania, co tworzy z niego najlepszego dla niego samego Recenzenta, bo doświadczonego i osłuchanego ze sobą. Prościej mówiąc: więcej pożytku dla rozwoju intelektualnego człowieka mają jego własne potyczki przemyśleniowe, niż misyjne czytanie misyjnych recenzji.
Tak jak kiedyś witraże i obrazy miały być dla niepiśmiennych ludzi wskazówkami i przewodnikami po Biblii, tak dziś recenzja powinna być takim przewodnikiem dla zagonionych w życiu codziennym ludzi, który pokaże im być może nową jakość w ich życiu i nauczy cieszyć się także innymi, nieco wyższymi wartościami niż kolejny mecz czy koncert w telewizji.
Takie fast-oświecenie na 2000 znaków (czy ile tam ma przeciętna recenzja)? Nie ufam błyskawicznym oświeceniom, odlatują chwilę po przybyciu.
Dalszą szczegółową analizę odpuszczę, gdyż nie chcę mieszać w tak osobistych i emocjonalnych poglądach, jakie dalej przedstawiono, zatrzymam się tylko na dwóch fragmentach.
To właśnie recenzent jest z reguły pierwszym filtrem, swego rodzaju murem zaporowym zatrzymującym, lub choć próbującym zatrzymać, śmieci i trucizny, a przepuszczającym to co piękne i odświeżające. To właśnie recenzent przyjmuje na siebie pierwszy ewentualny cios tak, by zaoszczędzić go potem pozostałym odbiorcom danego produktu.
Podobnie jak istnieją znaki drogowe i dźwiękowe ostrzegające przed różnego rodzaju niebezpieczeństwami, tak też powinny nadal istnieć recenzje i recenzenci - by móc ostrzegać swoich czytelników przed tym co złe i wskazywać im to co według nich dobre. I choć nasza rola drogowskazów jest niejednokrotnie ciężka i niewdzięczna, to uważam, że nadal powinniśmy tkwić na naszym posterunku.
Recenzencie, mniej misyjności, proszę! Od nawracania są inne miejsca i wykwalifikowane do tego służby. Mniej uwznioślenia rzemiosła, bo nie edukacji estetycznej potrzebuje czytelnik recenzji. Proszę pozwolić gustowi odbiorcy poranić się na szmirze, żebyjego tenże gust mógł dorosnąć.
---
Trzykrotnie pojawiła się fraza "w dzisiejszych czasach". Drażniące przy tej objętości tekstu.
Mimo mojej krytycznej oceny tekstu chcę zaznaczyć, że zostawiam tu ślad po sobie dlatego właśnie, że tekst mnie - w jakiś sposób - poruszył, a o tym jednak mówiła autorka. :)
Jej, najmocniej przepraszam Autora tekstu za pomylenie jego płci. Nie wiem czemu uparłam się, że Diablo to kobieta, przecież nawet nick mnie nie podpuszcza ku temu. :D
Naprawdę przepraszam. Gapiostwo.