Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Komentarze

Pottero



  • Do "Genji w BUW-ie - Prolog"
    Re: ...

    1. Studenci PJWSTK nie mieli obowiązku przyjścia. W poniedziałek i wtorek normalnie odbywały się zajęcia, dopiero środa i czwartek były dniami wolnymi od zajęć - można było przyjść, albo nie był to żaden przymus. Ja przyszłam :3

    Nie mieli obowiązku przyjścia, nie licząc czwartku, ale w pozostałe trzy dni byli zwalniani z niektórych zajęć i musieli stawić się w BUW-ie, jeśli nie chcieli otrzymać nieobecności. Mogli też nie przyjść na zajęcia, ale też musieli być w BUW-ie i się pokazać jakiemuś wykładowcy z PJWSTK :).

    Z rozmów ze studentami UW wynika, że oni również na części wykładów musieli być, musieli nawet listę obecności podpisywać.

    Co do Igi Rutkowskiej, to rzeczywiście babola machnąłem, byłem przekonany, że w programie była wymieniona jako profesor.

  • Do "Genji w BUW-ie - Prolog"
    Re:

    usagi01 napisał(a):
    Jeśli chodzi o listę chętnych do wzięcia udziału w sado, a nie chado, to było tak...

    Sadō, chadō – z wykładów wynika, że to to samo, wykładowcy używają tych form naprzemiennie, podobnie zresztą było podczas obchodów. Na potrzeby sprawozdania przyjąłem zasadę, że będę stosował się do zapisu używanego w programie. A te, jak zorientowałem się po wysłaniu tekstu, są różne – w tym, który mam (pobrany z Internetu), jest sadō, inni zaś w drukowanych mają chadō...

    Co do listy, podaję, jak wyglądało to z perspektywy uczestnika – panowało małe zdezorientowanie, pani Kordzińska-Nawrocka mówiła co innego, pani Pałasz-Rutkowska co innego, a ci, którzy w obchodach uczestniczyli jako słuchacze, mieli jeszcze swoje wersje, przez co właściwie wiele osób do ostatniej chwili nie wiedziało, jak to ma się odbyć. Ale mimo wszystko ostatecznie udało się bez problemów poprowadzić ceremonię, więc problem z listą to tylko sprawa drugorzędna.

  • Do "Mokon... i (ch)wała zwyciężonym - relacja - Prolog"
    Dlaczego Mokon ssał

    Ja powtórzę to, co napisałem na acepie: nie do końca podpisuję się pod zasłyszanym na konwencie hasłem są konwenty dobre, złe, chujowe i Mokon, bo, mimo że nie przespałem nocy, zawsze znalazłem coś dla siebie (a nawet jeśli nie, to sytuację ratował AMV room) i, ogólnie rzecz biorąc, nie nudziłem się. Inna sprawa, że część eventów była po prostu średnia, jak chociażby yuri contest (który i tak o parę minut się opóźnił, bo organizatorzy zgubili listę i musieli na szybko pary organizować), a ta, która prezentowała się lepiej (cosplay, od biedy też poprzedzający go koncert) została potraktowana bardzo po macoszemu.

    Podpisuję się za to pod nowym obraźliwym hasełkiem, również zasłyszanym w niedzielny poranek: twoja stara organizowała Mokon – organizatorzy, niestety, dali ciała, organizacja leżała i kwiczała pod każdym możliwym względem. Wielogodzinne (w moim przypadku trochę ponaddwuipółgodzinne) czekanie na wejście i gigantyczne obsuwy przejdą chyba do historii.

    Gdyby nie to, że obecnie mieszkam w Warszawie i na Białołękę miałem niedaleko, pewnie dołączyłbym do tych, dla których pierwszy (i ostatni?) Mokon w pamięci na zawsze zapisze jako obraz nędzy i rozpaczy.

  • Do "Nocny pociąg z mięsem - recenzja - Prolog"
    RE: Hmm

    asuo napisał(a):
    Nie czytałam książki ale chętnie bym ja przeczytała choćby dowiedzieć się czy koniec filmu jest taki jak w książce czy ten UWAGA LEKKI SPOILER: wątek fantastyczny na końcu jest zgodny z powieścią.

    Uwaga, będę wyjaśniał. Osobiście radziłbym przeczytać „Księgę krwi”, najlepiej wszystkie części, bo naprawdę warto, ale jeśli nie będziesz miała okazji się z nimi zapoznać...  kliknij: ukryte Otóż fantastyczna końcówka jest zgodna z książką. Co prawda w opowiadaniu i w filmie przebieg zakończenia trochę się od siebie różni, w dużej mierze przez to, że film ma inny scenariusz, aczkolwiek wątek praojców czy, jak kto woli, praistot jest obecny u Barkera i tam odgrywa bodajże najważniejszą rolę. Mam nadzieję, że pomogło ci to w jakiś inny, może bardziej przychylny, sposób spojrzeć na film :).

  • Do "Terminator: Ocalenie – recenzja - Prolog"
    RE: OK kilka słów

    Fabułę opisywałem po łebkach, żeby za bardzo nie spojlerować, a zaprezentować tylko sedno, bez wnikania w szczegóły. Sens ogólny został chyba przekazany, a kto oglądał, ten będzie wiedział, jak to wyglądało w pełnej krasie :).

    Jeśli zaś chodzi o „niekonsekwentne zagranie postaci” przez Worthingtona, raczej się nie zgodzę. Fakt – to, co napisałeś, to prawda, ale nie ma to żadnego związku z grą aktorską, która cały czas jest równa i wysoka, a jest to po prostu kolejną nielogicznością scenariusza. Worthington grał to, co miał napisane w skrypcie i zrobił to, moim zdaniem, bardzo dobrze.