Komentarze
Nakago
- Nieziemskie : Nakago : 2007-10-21 21:45:32
- Za tydzień albo dwa :-D : Nakago : 2007-11-06 19:43:49
- Słabo : Nakago : 2007-11-11 12:34:07
- Dobre, ale... : Nakago : 2007-11-11 13:06:52
- W rzeczy samej : Nakago : 2007-11-21 18:34:24
- Dziwne wrażenie : Nakago : 2007-11-24 18:11:44
- Znakomite obrazki : Nakago : 2007-11-24 22:06:50
- Wyjaśniam, co następuje ;-) : Nakago : 2007-12-04 22:19:28
- Pomysł OK, wykonanie gorzej : Nakago : 2007-12-12 23:08:26
- Przednia zabawa : Nakago : 2007-12-17 17:53:20
- Fanfik : Nakago : 2007-12-18 14:08:14
- Dla niektórych - spoiler również do tomy VII ;-) : Nakago : 2007-12-28 19:05:35
- Do Morfa : Nakago : 2008-01-07 21:31:36
- Tak i nie : Nakago : 2008-01-08 15:38:07
- Odpowiedź : Nakago : 2008-01-11 18:40:18
- Jaka 'Twórczość własna'?! : Nakago : 2008-01-17 17:13:34
- [bez tytułu] : Nakago : 2008-11-14 23:10:11
Nieziemskie
Jak w tytule. A już zakończenie wymiata zupełnie.
Za tydzień albo dwa :-D
Ja tak do końca też jeszcze nie wiem ;-).
Okrzyki "Miaka!" i "Tamahome!" będą za tydzień, a właściwie za dwa tygodnie. O ile Czytelnia nie zmieni planów. Mimo wszystko polecam szanownej uwadze również mój kolejny fik, jako że to "Miaka!" i "Tamahome!" nie do końca będzie w takim sensie wołane, w jakim można by się spodziewać (zwłaszcza "Tamahome!").
Słabo
Pierwsze, co mnie zastanowiło, to z czego strzelał zabójca? Z broni krótkiej z końca kościoła - nierealne. Z karabinu, cztery kule w serce - nierealne. Z broni z celownikiem optycznym, bez podparcia - nierealne. Poza tym przy tego rodzaju porachunkach, jakich można się domyślać, a szczególnie w obliczu zupełnie niepotrzebnej śmierci postronnej osoby, bardziej prawdopodobne by było użycie materiału wybuchowego. No, chyba że Monica jest w to zamieszana, na co na razie nie wygląda. A jeśli już strzelać, to w tłumie przed kościołem, gdzie można podejść bliżej, i z broni z tłumikiem, dzięki czemu można zwiać zanim ktokolwiek się zorientuje, że w ogóle padły jakieś strzały. W przypadku drugiego zabójstwa też mam duże wątpliwości, jednak nie chcę się już nad nimi rozwodzić.
Dalej: mnóstwo postaci wprowadzonych naraz, przez co ludzie zaczęli mi się mylić - kto jest kim i co tam właściwie robi. Sposób wprowadzania kolejnych bohaterów całkiem niezły, ale ich dalsze zachowanie w większości przypadków było nielogiczne. Poza tym niektórzy mają chyba nadprzyrodzone zdolności: skąd Brian wie, że policja nie znalazła żadnych odcisków palców? Tego się nawet czytelnik od samej policji nie dowiaduje, nie wspominając już o tym, że w tekście nie pojawia się żadna ekipa techniczna, która tych odcisków miałaby szukać.
Językowo też nieciekawie. Kilka krótkich fragmentów było nawet dobrych, ale czytanie całego tekstu przypominało skakanie od wysepki do wysepki; raczej męczące.
Dałam 3. Może kolejne części wypadną lepiej...
Dobre, ale...
W tak krótkim opowiadaniu nie da się przedstawić świata na tyle dokładnie, żeby pewne rzeczy mnie nie kuły. Pierwsze wrażenie - mag, czary, energia - fantasy osadzone w świecie bliskim średniowieczu. Drugie - supermarket, piwo w puszkach, telewizor - czasy obecne. Jedno z drugim może mieć wiele wspólnego, są takie światy przedstawione, jednak w tym tekście mnie akurat zbiło z tropu. Jak i to, że mag słyszy duchy, do których zwraca się per 'cicha siostro' - raczej jak ksiądz, chyba że się założy, iż ofiara też była magiem.
Dlatego 'tylko' 8.
W rzeczy samej
Bardzo dobrze Ci się kojarzy. Acz niedokładnie :-D. To jest scena z 9 tomu mangi, tylko że 'trochę' przerobiona. A opisywana była ładnych kilka lat temu (do 3. części włącznie fanfik jest raczej stary; od 4. piszę go teraz), zanim w Polsce zaczęła wychodzić manga. Dlatego dialogi (te, które w pierwowzorze w ogóle istnieją ;-)) są jednak nieco inne, niż w mandze - 'tłumaczyłam' je na podstawie anglojęzycznego funsubu serii TV. No i dodałam co nieco od siebie...
Całe "Fushigi Akugi" jest ściśle związane z mangą / anime "Fushigi Yuugi" i właściwie opisuje kilka scen stamtąd. Z pewnymi 'innowacjami'. Stąd tytuł fanfika (wyjaśnię go na końcu ostatniej części, żeby nie było spoilera :-)).
Dziwne wrażenie
Pierwsze, co się rzuca w oczy, to dziwne wrażenie, spowodowane użyciem czasu teraźniejszego - jakby ktoś wszechwiedzący na bieżąco relacjonował obserwowane właśnie wydarzenia. Być może przez to, między innymi, tekst jest taki nieskładny; ten rodzaj narracji zwyczajnie nie pasuje do użytego czasu. Do tego dochodzą natrętne powtórzenia, a do uniesienia brwi ze zdumienia skłoniło mnie określenie 'około 42 partyzantów' - 'około 40' byłoby bardziej na miejscu, chyba że te postaci mają inny system liczenia, niż obecnie ludzie (w taki jednak wypadku jaki, szóstkowy? siódemkowy?). W dodatku w żadnym momencie tego opowiadania nie dało się odczuć, że jest to science fiction, a tym bardziej cyberpunk. Używane są, z opisu sądząc, znane nam pojazdy (przy okazji: nie pisze się 'Hamer', tylko 'Hummer', i to jest wersja cywilna, podczas gdy wersja wojskowa nazywa się 'Humvee' albo 'HMMWV'; o ile dobrze założyłam, że to o ten samochód chodzi) i broń, ludzie, przynajmniej na razie, wydają się być po prostu ludźmi.
Na razie nie oceniam, poczekam na ciąg dalszy. Może będzie lepiej, a problem w tym, że ocena dotyczy zawsze całego cyklu, nie jego części składowej, zaś raz danej oceny zmienić już się nie da :-(. Dlatego: powodzenia.
Znakomite obrazki
Bardzo ciekawe, a zarazem pouczające, teksty o pracy w zawodzie, z którym prawie każdy się styka, lecz mało kto docenia. Może dadzą do myślenia osobom, które wysyłają PITy w ostatnim momencie (jak ja ;-) - w tym roku stałam na poczcie do 2:30; na całodobowej, oczywiście) albo awanturują się bez sensu (dość często bywam na poczcie, naprawdę wstyd mi czasem za takich klientów). Potrafię się wczuć w rolę podobnej osoby, ponieważ przez cztery lata byłam urzędnikiem państwowym (ZUS wita :-P) i też swoje z różnymi klientami przeszłam. Bardzo szybko doszłam do wniosku, że każdy człowiek powinien przymusowo przepracować w urzędzie (może być pocztowym ;-)) co najmniej rok, żeby na własnej skórze odczuć, jaka to przyjemność - może wtedy ludzie zachowywaliby się z nieco większą wyrozumiałością.
Interesujące jest też tutaj studium charakterów: każda postać jest inna, o każdej czegoś się dowiadujemy, dzięki czemu możemy w pewien sposób poczuć, że pani w okienku to też człowiek, a nie maszyna, więc ma jakieś określone cechy, nie jest identyczna, jak inne panie w okienkach. Nie ma niespożytych sił, nie jest wszechwiedząca, a nawet, o zgrozo!, musi czasem jeść i pić. O tym czasem łatwo zapomnieć, stojąc w ogonku. Zatem, kochani, czytajcie "Opowieści pocztowe" i uczcie się ;-).
Dałam 9, jako że, moim zdaniem, dialogi momentami są dość sztywne, trochę nienaturalne, 'książkowe', że tak powiem. Ponadto radziłabym przejrzeć teksty jeszcze raz i poprawić kilka drobnych błędów (głównie 'literówek').
Wyjaśniam, co następuje ;-)
Na początku pragnę wyrazić radość, że komentującym opowiadanie się podoba(ło).
W kwestii wyjaśnień...: przyznam, że nie spojrzałam na mistrza w ten sposób, co Morf_GM i Arleen, jakoś w ogóle nie przyszło mi do głowy, że jego postępowanie mogło być niewłaściwe. Może zbyt słabo zaakcentowałam pewne kwestie w samym tekście - da się poprawić.
Po kolei jednak. Młody mag nie powinien mieć żadnego prawa do krytykowania mistrza, w końcu sam był sprawcą śmierci człowieka (Martina), ponieważ nie przemyślał sprawy, zanim rzucił czar. Mógł przecież wstrzymać się na dzień czy choćby kilka godzin; po 10 latach czekania martwej kobiecie nie powinno to sprawić żadnej różnicy, a mag mógłby w tym czasie dowiedzieć się czegoś więcej. Nie pomyślał i został prokuratorem oraz sędzią w jednej osobie, na procesie, na którym oskarżony nie miał nawet prawa głosu. Dał wolną rękę ofierze: co najmniej mógł się spodziewać, jaki będzie efekt. W jego przypadku odwrócenie się od mistrza byłoby czystą hipokryzją - sam miał znacznie brudniesze sumienie.
Co do mistrza, to wybrał on tzw. 'mniejsze zło'. Ponieważ nie mógł sobie poradzić sam, jak również w grupie (może za słabo zaakcentowałam w opowiadaniu niemoc magów - Justine była silniejsza od nich wszystkich razem wziętych, w dodatku spodziewała się ataku z ich strony, więc nie mogli nawet działać z zaskoczenia), to musiał znaleźć inny sposób na to, by kobieta przestała zabijać; pamiętajmy, że miała już na sumieniu kilka / kilkanaście niewinnych, bezbronnych żywotów, i najwyraźniej nie zamierzała na tym poprzestać. Policja nic by jej nie zrobiła - skoro magowie byli bezradni... Pozostało zaatakować ze strony, z której ataku się nie spodziewała, ale Martin zbyt był zauroczony swoją żoną, by dać się przekonać; dlatego został zmuszony do morderstwa. Dalej: mistrz nie umył rąk tak natychmiast po dokonaniu 'dzieła' - postarał się o to, by policja uwierzyła w zaginięcie żony, nie podejrzewała morderstwa i dała zabójcy spokój ("Postarałem się, żeby nikt go nie podejrzewał i by sprawa przyschła jak najszybciej"); mogłam, owszem, napisać wprost, że użył magii, by osiągnąć ten cel, ale doszłam do wniosku, że to zdanie jest wystarczająco aluzyjne. Skasował mu pamięć ("Potem miał zapomnieć." - najwidoczniej znowu zbyt słaba sugestia), ale zbrodnia na ukochanej zbyt silnie zapadła w umysł, by nawet najsilniejsze czary mogły ją wymazać całkowicie; Martin wierzył, że żona zaginęła, nie pamiętał, że ją zabił, jednak w chwilach, gdy jego umysłem rządziła podświadomość, czasem to sobie przypominał - tylko że prawie od razu zapominał znowu i nadal nie pamiętał. Zmiana miejsca zamieszkania byłaby, moim zdaniem, zbyt podejrzana: zaginęła ukochana żona, a mąż się wyprowadza?... Śmierdzi na kilometry, nawet przy 'oczarowaniu' policji ;-).
Sugestie były delikatne, ponieważ w tekście mistrz rozmawiał ze swoim uczniem - człowiekiem, którego dobrze znał, którego uczył i który wykonywał ten sam 'zawód', nawet jeśli był w nim mniej doświadczony. W takiej sytuacji nie ma potrzeby tłumaczyć większości rzeczy dokładnie, np. jeśli mag, który przyznał, że użył swej mocy, by nakłonić człowieka do morderstwa, następnie mówi, że potem zabójca 'miał to zapomnieć', to chyba nie ma na myśli, że zapomni to sam z siebie. Młody mag na początku rozmowy z mistrzem też pokazuje znak czaru, jaki 'dał' Justine, tylko po to, żeby mistrz wiedział dokładnie, do czego nieboszczka będzie zdolna - łatwiej to pokazać, niż opowiedzieć, jakie konkretnie możliwości dał ten czar. Ale może to pokazać, nie opowiedzieć, ponieważ obaj 'siedzą' w tym temacie i pod pewnymi względami rozumieją się bez słów.
Być może problem stanowi również sposób narracji. Co prawda narrator występuje w trzeciej osobie, jednak nie jest wszechwiedzący: patrzy z punktu widzenia młodego maga, starszego i całą resztę otoczenia może oceniać jedynie 'na oko'. Czytelnik tak samo nie zna myśli mistrza, może najwyżej 'odczytywać' jego wyraz twarzy, wnioskować głębszy sens wypowiedzi z intonacji głosu, może obserwować jego działania i słuchać słów, ale nie siedzi mu w głowie. Możliwe, że jestem zbyt kiepskim pisarzem, by napomknięciem o głosie pozbawionym emocji dać do zrozumienia, iż mistrza wciąż prześladują wspomnienia z tamtego czasu; o traumatycznych przeżyciach, o cierpieniu, zwykle mówi się bezbarwnie, bo w ten sposób trochę łatwiej się odciąć od rzeczy, o których mówić się nie chce, a trzeba. Mentor młodego maga nie jest złym człowiekiem - zrobił to, co musiał, by uratować jak najwięcej istnień, wybrał mniejsze zło (w ogólnym rozrachunku śmierć Martina, a nawet całej jego nowej rodziny, nie byłaby zbyt wysoką ceną za życia tych dzieci, których jego pierwsza żona nie zdążyła zabić, bo sama została zabita), ale nie czuł i nie czuje się z tym dobrze. Niewątpliwie majbardziej by chciał, żeby to wszystko w ogóle się nie wydarzyło, albo przynajmniej by magowie zdołali pozbyć się wiedźmy zanim urosła w siłę; a że się nie dało... Smutna prawda jest taka, że w czasie wojny cierpią niewinni.
Jeżeli miałby powstać ciąg dalszy (którego obecnie nie zamierzam napisać), to zemsta przechodziłaby tam z osoby na osobę (np. syn Martina zabiłby mistrza w zemście za śmierć ojca, młody mag zabiłby tego syna z zemsty za śmierć mistrza, ukochana syna zabiłaby młodego maga... itd.), i raczej bym mu nadała tytuł "Perpetuum mobile" - bo zemsta 'nakręca się' sama, dopóki nie znajdzie się jedna (co najmniej) odważna osoba, która zdoła przerwać krąg zabójstw. To dobry temat na opowiadanie, ale nie mam na coś takiego w tej chwili ochoty.
Pomysł OK, wykonanie gorzej
Jak w temacie: bardzo ciekawe i do rzeczy wykorzystanie podwójnego znaczenia tytułowego pojęcia, pasujące do postaci. Postać, sama w sobie, też nieźle przedstawiona (gdyby jeszcze nie ten wielbłąd... ;-)). Gorzej z żoną - jakoś jej nie widzę z takim zachowaniem, nie dowierzam, że w domowych pieleszach mogłaby tak 'mięknąć'. On już prędzej.
Gorzej z wykonaniem. Nie trafiają do mnie niektóre fragmenty rozmów. Zdarzają się drobne powtórzenia. I zaimków jest miejscami za dużo. Ogólne wrażenie 'techniczne' nie za dobre, choć uchybienia potrafię wymienić jedynie minimalne. Tak jakoś... coś mi nie pasuje, ale trudno mi powiedzieć, co dokładnie.
Przednia zabawa
Niesamowite... Uchichrałam się jak rzadko. Przez co automatycznie humor mi się poprawił, za co jestem mocno wdzięczna.
Początkowo nie pasowała mi zmiana osobowości Snape'a, ale że za to Dumbledore był taki, jak powinien, to przebaczyłam. Potem jednak wyszło, że zachowanie Severusa celowo zostało zniekształcone, więc już nie miałam się do czego przyczepić ;-). Język bardzo dobry (acz w jednym momencie nie podobała mi się "franca" - oni w ogóle znają takie słowo? czarodzieje, znaczy się...; "szpeja" to w ogóle musiałam po słownikach szukać i mi wyszło, że to sprzęt wspinaczkowy... - gdzie sprzętowi wspinaczkowemu do kajdanek?!; pewnie znaczenie slangu młodzieżowego [swoją drogą osoba, która to słowo wymówiła, raczej się już slangiem nie powinna posługiwać] jest inne, ale jego jakoś nie znalazłam), wszystko opisane jasno i wyraziście, nie pozostawia większych wątpliwości. Oprócz tekstu pewnej osoby, że widziała, jak Severus "wracał zmarnowany"... - gdzie ona go widziała? W Hogwarcie przebywała (gdzie nie jej miejsce, chyba że rzecz się dzieje w jednym z ostatnich tomów) i akurat go przyuważyła, jak wracał z tajnego spotkania? Nie ukrywał się?...
Mimo wszystko jednak czytało się wspaniale. Prawie. Bo drażniły mnie wielokropki - momentami wahałam się, czy powinnam je odczytywać jako milczenie (zwykle zresztą wymowne), czy może jako inwektywy (miejscami by pasowały :-P). Zdecydowanie bym wolała, żeby tekst napisany był w formie dramatu, jak niektóre fiki M3n747 do NGE; tam by można było wyraźnie napisać "wymownie milczy", względnie "miota inwektywami". Dlatego obniżyłam ocenę do 9. Bo poza tym drobnym mankamentem, tudzież małą częścią słownictwa - full wypas :-D.
Z niecierpliwością czekam na dalsze części ;-).
Fanfik
Opowiadanie całkiem ciekawe, ale niewątpliwie traci na jakości, jeśli nie zna się pierwowzoru - ja, na przykład, nie znam. 'Twórczość własna' jest definitywnie przy tym tekście błędną kategorią, jako że, o ile dobrze znalazłam, jest to fanfik do "Shaman Kinga" (Jun Tao oraz Ren Tao to postaci z tego anime; nie wiem, jak reszta). Sygnalizuje to już sama notatka autora, w której zasugerowane jest, że rodzina Tao do jakiegoś cudzego świata jednak należy... (dlatego szukałam, do jakiego).
Tekst sam w sobie niezły, niewiele błędów technicznych (ale się zdarzają, np. powtórzenia). Dobrze się czyta, szczególnie jeśli nie zna się rodziny Tao i urodzinowy prezent... zaskakuje, prawdę mówiąc ;-).
Ósemeczka. I może się skuszę do zapoznania z SK.
Dla niektórych - spoiler również do tomy VII ;-)
Tytuł komentarza tyczy się opisu: niewiele osób, które HP 'po prostu' czytają, odcyfrowało skrót "R.A.B." z tomu 6; osobiście znam taką jedną (ale on spisuje wszystkie choćby wspomniane postaci od tomu 1, dlatego się zorientował), na pewno w sieci jest więcej. Ja się, niestety, do nich nie zaliczam.
Znając tom siódmy "R.I.P." się czyta trochę dziwnie. Na tyle nie pasuje do faktycznego (tj. opisanego przez JKR) przebiegu 'operacji horcrux' by RAB, że mi się, przyznam, gryzie. To samo mogę powiedzieć o 'wizji' Regulusa - jest inny. Mocno inny. Podobnie Severus, jego pobudki opuszczenia Voldemorta, grania na dwa fronty, częściowo nawet osobowość. Ale nie dziwię się, o ile założę, że "R.I.P." było pisane przed wydaniem / przeczytaniem tomu 7 HP. Jeżeli było napisane już po, to się trochę dziwię. Z drugiej strony: różne ludzie wizje miewają.
Opowiadanie mi się podobało. Bardzo. Problem w tym, że jest w nim trochę niejasności. Np. dlaczego Severus tak mocno pragnął, by Black były jeszcze żywy, kiedy do niego dotrze? Żeby się pożegnać? No, to mu nie wyszło... Równie enigmatyczna wydaje mi się końcowa rozmowa z Dumbledorem, jak i samo przeświadczenie Snape'a o byciu 'spalonym', o konieczności zmiany frontu itp. To się kupy nie trzyma. Może inaczej: to się IMHO trzyma kupy tylko jeśli się uzna, że Severus Regulusa lubił, ale nie chciał się do tego przyznać nawet sobie samemu, o kimkolwiek innym nie wspominając. Opowiadanie - forma, styl, grzebanie bohaterom (szczególnie jednemu ;-)) w głowie - sprawia wrażenie, jakby Snape bronił się przed uczuciem, robił wszystko, by je odrzucić, by zaprzeczyć jego istnieniu; przed uczuciem, które było rzeczywiste, swoim uczuciem do Regulusa. Mogę to zaakceptować. Jednak nadal jest to zbyt zawoalowane, by mogła być bardziej przekonana do takiej interpretacji, a zatem i większej spójności tekstu.
Wątpliwości moje budzi również pierwsza scena akcji; co tam robiła sala (?) ze składnikami do eliksirów (bo co w ruinach robili młodzi Śmierciożercy znacznie łatwiej zrozumieć)? Skąd Severus o niej wiedział? To miała być jego tajna skrytka? Jeśli tak, to IMO było to zbyt słabo wyłuszczone.
Powaliło mnie za to 'odszyfrowanie' nazwiska 'Black' - przeświadczona byłam, że chodzi o Syriusza, zupełnie zapomniałam o Regulusie. Byłam kompletnie zaskoczona, gdy wyszło na jaw, że tekst mówi o RABie, o chwili jego śmierci (prawie). Zaskoczenie to odbieram pozytywnie, jako zamierzone przez autorkę, dobrze wykonane, z wykorzystanym potencjałem. Żałuję jednak, że Regulus rzeczywiście zginął.
Technicznie... Słownikowo dobrze, gorzej z układem, z podziałem na części. Gdzie indziej bym widziała początek ostatniej 'odsłony' - tak, żeby 'RIP' i '1961-1980' sprawiało wrażenie wyrytego na nagrobku, a zatem było na początku ostatniej części, nie na końcu przedostatniej. Wcześniej jest, zdaje się, krótka refleksja Regulusa - IMHO niepotrzebna (poza tym jednym zdaniem cały czas grzebiemy w głowie wyłącznie Severusowi, to wystarczy), w dodatku niewyróżniona jako myśl. I chyba coś jeszcze, ale to w sumie drobiazgi.
Ogólnie 9. Tekst naprawdę dobry, poruszający, jednak trochę niejasny. Ocenę podnosi moja słabość do Severusa ;-).
Do Morfa
Pociesz się świadomością, że nawet osoby znające "Gravitation" na wylot nie znają bohaterek tego fika. To są moje postaci. W Gravi występują głównie faceci (przedstawicielek płci żeńskiej są ze dwie sztuki w anime), to jest shounen-ai. A zamieszczony fragment jest tylko prologiem, później historia przejdzie (niestety?) na inne tory; akurat niewidomej dziewczyny będzie dalej bardzo mało.
Odnośnie uwag:
ad. 1. Prawda. Uznajmy, że jest w tym zdaniu słówko "następnie": "Lekarka wyszczerzyła zęby radośnie, kontynuując następnie grobowym tonem"; czyli kontynuowała już po tym, jak skończyła się szczerzyć. W tekście na razie tego nie zmienię, bo nie chcę wywalić fika z Czytelni na kilka(naście) dni.
ad. 2. Też prawda. Szczególnie, że akurat z pierwszego zdania już zaimki wyrzuciłam :-P. Poprawię, jeśli nie zapomnę, jak będę się chciała pozbyć na jakiś czas fika ze strony ;-).
Cierpliwość polecam. "Sleeping Beauty" jest na razie odłożone, zajmuję się innymi tekstami.
Tak i nie
Plus za pomysł. Lubię uosobienia pojęć, między innymi dlatego tak bardzo podoba mi się część opowiadań by Alira14 (reszta podoba mi się głównie z innych względów). W związku z tym zakończenie - zaskakujące, przez co czytałam ten tekst kilka razy, żeby lepiej go zrozumieć - uważam za najlepszą część "Rozstania".
Gorzej z wykonaniem. W tak krótkim tekście zdarzyła się niekonsekwencja: ciemność panująca w mieszkaniu utrudniała dziewczynie drogę (przy okazji: "utrudnianie drogi" brzmi mi tu dziwnie), ale chłopak na nią spojrzał. Jakim cudem? Widział w ciemnościach? Czy może dziewczyna świeciła? I jeszcze jedno dalej: patrzył na trupa, a po chwili przyglądał się znikającemu ciału - czy to znaczy, że ten trup znikał? Dlaczego? Bo trup weny znika, jak się ją wypchnie przez okno? I właściwie dlaczego ona piła wódkę? Pijąca wena jest chyba mało przydatna... Do tego interpunkcja: za dużo przecinków; są w miejscach, w których nie powinno ich być (między 'wódki' a 'wstała', między 'dzieci' a 'tym', między 'później' a 'stał').
Krótkie teksty, zdaniem niektórych, łatwiej jest pisać, niż długie, złożone opowiadania. Może i prawda, choć w krótkim tekście trzeba umieć zamieścić wystarczająco dużo, by był on zrozumiały, ale nie za dużo, żeby nie był zbyt obszerny. Pisanie miniatur wymaga specyficznych umiejętności, tam drobne nieraz niedociągnięcia bardziej rzucają się w oczy. Biorąc to pod uwagę daję 7.
Odpowiedź
Mam nadzieję, że wybaczysz, iż odpowiadam na Twój komentarz w komentarzach. Robię to dlatego, że jednocześnie mogę odpowiedzieć też innym osobom, które będą miały podobne wątpliwości.
Za gratulacje dziękuję, acz są trochę nienależne jakby. Bo sceny wcale nie wymyśliłam, opisałam jedynie to, czego byłam kiedyś uczestnikiem. Oczywiście ubarwiając osoby dramatu, w trupich środkach komunikacji się nie rozbijam, tak pijana jeszcze nigdy nie byłam. Poza tym pierwszy akapit pomijam - reszta powinna wystarczyć. Chyba.
Dalej, po kolei. Bohaterka jest trupem (odnośnie tego, kim jest). Jest trupem, bo nie żyje (odnośnie tego, dlaczego). Sądziłabym, że sądzi o swoim stanie mniej więcej to samo, co ja o moim. W podobny sposób autoironicznie. Autobusem jedzie, bo wraca do domu. Autobus wozi nieboszczyków i innych takich, dlatego że piechotą jest dłużej. I mogliby nie zdążyć.
Co do całości, to owszem, to jest całość. I więcej nie będzie. Tzn. w tym temacie będzie, ale niekoniecznie się będzie łączyć z tym opowiadaniem. Może najwyżej nieco więcej wyjaśni. Prawdopodobnie porównanie dla niektórych Czytelników będzie nieadekwatne, ale przeczytajcie "Kasownik" - prawie zwykły dzień prawie zwykłego człowieka. W "Ostatnim kursie" chodzi o to samo: prawie zwykła noc prawie zwykłego człowieka. Jedyna różnica, że mój człowiek jest martwy. Biorąc pod uwagę, że każdego z nas ostatecznie to czeka, to chyba nie jest aż takie dziwne... ;-)
Zaskoczenie miało być totalne. Liczę się z tym, że ktoś mocno wczytujący się w treść i analizujący ją głęboko przed zwrotem akcji zorientuje się w temacie (szczególnie biorąc pod uwagę 'gatunek' opowiadania), bo trochę podpowiedzi celowo zawarłam (smród pijaka może stłumić woń rozkładającego się trupa, co dla bohaterki jest 'miłą odmianą'; wybitnie blada twarz i ciemne sińce sąsiadki pijaka; nazwanie chłopaka, którego wszyscy się obawiają, 'władcą nocy' i wspomnienie, że nie odbija się w szybie; panika związana z możliwością odpadnięcia głowy; instynktowne wyczuwanie wschodu, z którego często przychodzi zagłada); nawet się obawiałam, że zbyt dużo. Zależało mi na tym, żeby większość Czytelników została możliwie mocno zszokowana faktem, że ten pierwotnie bardzo obyczajowy tekst niekoniecznie jest do końca obyczajowy. To było zamierzone. I cieszę się, że chociaż Ciebie udało mi się zaskoczyć :-D. Acz świetnie rozumiem, że nie wszyscy takie nagłe zwroty lubią. Tylko że wszystkim dogodzić się nie da.
Obawiam się jednak, że kolejne opowiadania z tego 'cyklu' już tak zaskakujące nie będą..., jeśli ktoś wcześniej przeczyta "Ostatni kurs".
Jaka 'Twórczość własna'?!
Językowo nieciekawie. Powtórzenia, zaimki, takie inne.
Fabuła mało interesująca. Nie wciągnęło mnie, może również - albo głównie - dlatego, że nie lubię, kiedy twórcy fanfików robią pary homoseksualne z postaci, które parami takimi nie były. Akurat Yuri i Wolfram rzeczywiście są narzeczonymi, a Wolfram z fika zachowuje się tak, jak w anime, obawiam się jednak, że później zajdzie to dalej. Ale poczekam.
Na razie bez oceny, żeby nie zaniżać.
Przy okazji: 'Yozak' się pisze.
Nie będzie. Niestety? Zostało zaplanowane jako miniaturka, swoiste AU do siódmego tomu. W zasadzie jest to opowiadanie przedstawiające mój punkt widzenia na zakończenie tomu szóstego - tak sobie wtedy, przed wyjściem tomu siódmego, wyobrażałam przyczynę wydarzeń na Wieży Astronomicznej. Pomyliłam się, prawda, ale nie przeszkadza to w napisaniu fanfika ;-).